Rozdział 3

64 10 0
                                    

Piątek. Dzień na który tyle czekałam. Jeszcze tylko kilka godzin w tej szarej budzie i będę mogła wyjść stąd. Przyzwyczaiłam się do tego, że gdy wchodzę do szkoły jestem wytykana palcami ale dziś było inaczej. Weszłam do budynku szkolnego, ale zamiast Martini i jej koleżanek spotkałam chłopaków z równoległej klasy. Na ich widok wszystkim laskom leci ślinka. Nie wiem co one  w nich widzą.
 -Gdzie tak pędzisz Jane? Nie bój się nic Ci nie zrobimy..- powiedział Gerd, przywódca grupy.

Nie odpowiedziałam na ich zaczepki i skierowałam się w stronę mojej szafki, gdy nagle poczułam rękę jednego z nich. Był to Luke. Zawsze wydawał się być mądrzejszy od nich wszystkich ale trzymał się z nimi, co oznaczało że jest taki sam jak oni.

-Możemy pogadać na osobności?- spytał.

-Nie widzę takiej potrzeby. Jeśli znów chcesz się ze mnie ponabijać tak jak twoi koledzy to daruj sobie.- warknęłam i poszłam w przeciwną stronę.

-Nie, Jane zaczekaj. Ja naprawdę chcę z Tobą pogadać. Zaufaj mi.- powiedział, w taki sposób że przez chwilę mu uwierzyłam.

-Nie ufam ludziom. Za bardzo mnie skrzywdzili..- odpowiedziałam i uciekłam. Nie miałam zamiaru dalej z nim gadać.

                                                                                                     ***

Następnego dnia miałam nadzieję, że Luke się odczepi. Wydawało mi się to bardzo dziwne, że chciał ze mną pogadać mimo tego że dla 3/4 ludzi  z tej szkoły jestem nic nie znaczącym śmieciem. Niestety jak zawsze się myliłam. Od razu gdy weszłam do szkoły spotkałam Luka.

-Hej Jane zaczekaj. Może dziś uda mi się z Tobą pogadać.- powiedział i spojrzał głęboko w moje oczy.

-Niestety mam złą wiadomość- odparłam, Nigdy nie uda nam się pogadać. A teraz bardzo bym Cie prosiła abyś dał mi spokój i już nigdy mnie nie zaczepiał.

-Zgoda- odpowiedział po chwili namysłu.

-Ale zanim dam Ci spokój wybierzesz się ze mną dziś o 19 do parku.

-Niby po co?- zapytałam a przed moimi oczami ukazał się obraz, kolejnych kpin z mojej osoby.

-Chciałem z Tobą pogadać. Wytłumaczę Ci wszystko w parku... No to jak przyjdziesz?

-Nie wiedziałam co powiedzieć. Nigdy nie byłam z nikim umówiona, nawet na zwykłą rozmowę. Nie wiem dlaczego ale zgodziłam się.

-Dobra niech Ci będzie, przyjdę do tego parku ale wtedy Ty odczepisz się ode mnie.

Uśmiechnął się do mnie, i poszedł w kierunku swojej szafki...

                                                                                                         ***

Gdy wróciłam do domu miałam jeszcze sporo czasu do tego dziwnego "spotkania" Na moje szczęście nikogo nie było w domu, więc w spokoju mogłam się przyszykować.

Wzięłam prysznic, i zaczęłam się malować. Nie maluje się zbyt często z racji tego, że nie mam czym i dla kogo. Wytuszowałam rzęsy resztkami maskary, i ułożyłam włosy. Miałam bardzo długie włosy, sięgały mi za pupę ale nigdy nie robiłam z nimi niczego szczególnego. Ułożyłam moją "emo grzywkę" i postanowiłam zacząć się ubierać. Ubrałam na siebie czarną bluzkę  z długim rękawem  (po to aby nie było widać ran) z napisem "I waiting for death"  Oraz czarne spodnie z dziurami na kolanach. Wzięłam mój plecak, i założyłam na nogi creepersy.

                                                                                                       ***

Gdy dotarłam do parku Luke już siedział na ławce. Podeszłam do niego.

-Hej Jane! Myślałem, że już nie przyjdziesz.- powiedział.

-Hej, lepiej mów po co mnie tu sprowadziłeś bo nie mam ochoty tu długo siedzieć- powiedziałam obojętnie, nawet nie patrząc na niego.

- Chciałem Cie przeprosić. Zawsze wydawałaś się twardą osobą i nasze zachowanie zawsze spływało po tobie, ale gdy dowiedziałem się że tniesz się i masz myśli samobójcze od razu przestałem zadawać się z Martini i Gerdem.

Zamurowało mnie.

-Skąd o tym wszystkim wiesz?!- zapytałam z gniewem w oczach.

-Ostatnio zobaczyłem rany na twoim ciele. Wtedy gdy przebierałaś się na W-f'ie a Martini szykowała kolejny plan na to aby Cię upokorzyć. A myśli samobójcze? Nie jestem głupi, po tym co zobaczyłem łatwo było się domyślić.-odparł.

- Nikomu nie mów o tym co zobaczyłeś.  A więc tylko po to mnie tu przyprowadziłeś?- zapytałam podnosząc się z ławki.

- Nie.. Gdy pomyślałem o tym, że to przez nas mogłaś odebrać sobie życie, to... Miałem wielkie wyrzuty sumienia, nie mogłem żyć normalnie i wiedzieć, że przez nas tak bardzo cierpisz. Ja już nie trzymam się z nimi, nie po tym co Ci zrobili. Proszę przyjmij moje przeprosiny..

-Nie wiem co powiedzieć, a co jeśli znowu coś kombinujecie?- odparłam.

-Może oni coś kombinują, ale ja nie przyłożę do tego ręki. - odpowiedział.

-To może na zgodę zabiorę Cię na lody?- spytał.

-Darmowe lody? Czemu nie- odpowiedziałam bez uczuć i poszłam z nim.

                                                                                                       ***

Od tamtego wydarzenie minęło już sporo czasu. Naprawdę dość dobrze dogadywałam się z Lukiem, i można było powiedzieć że przyjaźniliśmy się. Dzięki niemu coraz częściej na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, a ja widziałam mały sens w życiu. Całe przerwy siedzieliśmy razem w moim kącie na końcu korytarza, i słuchaliśmy piosenek. Okazało się, że Luke tak samo jak ja uwielbia alternatywną muzykę. Powoli wszystko zaczynało się układać. Już od pół roku nie miałam żyletki w rękach, czyli od czasu gdy w moim życiu pojawił się Luke. Byłam mu bardzo wdzięczna... Gdyby nie on możliwe, że już nie byłoby mnie tu...





Suicide...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz