Rozdział 6

45 9 1
                                    

Gdy odpowiedziałam moją całą historie Joyowi, siedzieliśmy w chwilowej ciszy.

-Pewnie jesteś głodna. Chodź, znam miejsce gdzie za nie wielką cenę można nieźle zjeść.

Zrobiłam tak jak mi kazał. Wszystko było mi obojętne, bo nadal byłam w lekkim szoku.                                                       ***
Joy mimo tego, że dużo mi o sobie powiedział to nadal wydawał sie mi być obcy. W jego oczach było coś takiego co pokazywało jak bardzo jest tajemniczy. Nie często sie uśmiechał, ale czasem na jego twarzy pojawiał sie mały grymas nazywany 'uśmiechem'
Minęło już około 3 tygodnie odkąd uratował mi życie. Siedzieliśmy na tym samym dachu i patrzylismy w gwiazdy.
-Co dalej będzie z nami?- zapytałam.
-A co ma być? Musimy dalej żyć w tym chorym świecie pełnym dziwnych ludzi.
Oboje byliśmy pesymistami i oboje mieliśmy takie same poglądy wobec życia. Mimo, że dużo nas różniło to zawsze przy nim czułam sie jak przy starszym bracie.
                               ***
Szliśmy drogą w nasze ulubione miejsce, gdy nagle on zrobił coś czego nigdy bym sie po nim nie spodziewała.
-Mam coś co na pewno poprawi nam humor- rzekl, po czym wyciągnął woreczek z białym proszkiem.
-Czy to.. N-narkotyki?- spytałam zmieszana.
-Nie mąka basia- zażartował. Jego 'czarny humor' często mnie dobijał.
-Chyba nie myślisz, że będę to z tobą wciągać. Joy nie żartuj.

Po chwili białego proszku juz nie było. -No co? Nie chciałaś, trudno było więcej dla mnie.- powiedział z uśmiechem i położył się na moich nogach.
-I co mam zrobić gdy totalnie odlecisz?- spytałam, bo wiedziałam jak działają narkotyki.
-odpłyń ze mną kotku- powiedzial i włączył naszą ulubioną playliste Nirvany.

Suicide...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz