02.| Two faces

2.2K 104 21
                                    

Czerwone i niebieskie światła policyjnego radiowozu dostrzegalne są już z oddali, niebezpiecznie mknąc ku przerażonym nastolatkom. Czarnoskóry chłopak dodaje gazu, gwałtownie zawracając. Przedziera się przez gęstwiny egzotycznej roślinności, skręcając w wąską, polną dróżkę.

- A co z Marco i Chrisem? - pyta przerażona Luna, mocniej zaciskając dłoń na jego ramieniu. - Musimy im pomóc! - krzyczy rozżalona, jednak jej słowa nie robią na chłopaku żadnego wrażenia. Odwraca głowę, spoglądając na nią z politowaniem. Uśmiecha się z lekkim rozbawieniem, mrużąc ciemne, niemal czekoladowe oczy.

- Sami są sobie winni. Mogli bardziej uważać. - mówi niewzruszony, zapędzając się w najbardziej odległe zakątki lasu.

- Jesteśmy drużyną! - nalega brunetka, zaciskając zęby.

- Nie, księżniczko. - zaprzecza uśmiechając się sarkastycznie. - Tu każdy jest skazany na siebie. Każdy walczy o przetrwanie, niczym dzikie zwierzę i każdy jest gotów na zdradę, by wykaraskać się z kłopotów. - wyjaśnia, głośno akcentując każde słowo, które Lunie wydaje się tak samo istotne. Zaprzecza płynnymi skinieniami głowy. Unosi wzrok, wywracając oczami. Z jej ust wydobywa się ciche parsknięcie.

- Wychowaliśmy się razem i razem dorastaliśmy. Nie możemy ich zostawić. - mówi rozgoryczona, powstrzymując napływające do oczu łzy.

- Chcesz trafić do więzienia?! - unosi głos, zaciskając ręce na kierownicy. Obrzuca brunetkę rozdrażnionym spojrzeniem, zaciskając grube, pełne usta w wąską linię. - Musisz zrozumieć, że ulica jest jak dżungla. Przetrwa tylko silniejszy. - mówi poważnie. Skręca w prawo, zatrzymując się w całkiem odległej części miasta. Parkuje samochód w pobliskich zaroślach i lekko popycha Lunę do przodu. - Wysiadaj! - nakazuje, marszcząc brwi. Dziewczyna z malującym się w oczach strachem, wpatruje się w ponurą twarz przyjaciela, rozwierając nieco usta. Czuły i dobry Aron znikł w ciągu kilkunastu minut, ustępując pola stanowczemu i władczemu nastolatkowi o okrutnym usposobieniu. Luna ma wrażenie, że nie jest sobą, lecz z drugiej strony z każdą chwilą dociera do niej fakt, że tak naprawdę nigdy wcześniej nie poznała go na tyle dobrze, by móc określić jego osobowość. Właśnie odsłonił maskę, pod którą ukrywał rozgoryczonego i egoistycznego chłopaka, dla którego przyjaźń nie jest wartością pierwszorzędną. Zagryza wargę, która lekko drży pod wpływem ostrego spojrzenia, którym przeszywa jej ciało. Czuje, jak przez jej drobne ciało przebiega chłodny dreszcz pożądania. Na jego ustach pojawia się zawadiacki uśmiech, który nie zwiastuje niczego dobrego. - Jesteśmy sami księżniczko. - uśmiecha się znacząco, opierając ciężar swojego ciała o pień pobliskiego drzewa.

- Jak mogłeś ich tak zostawić? A jeśli ich złapali? - pyta zrozpaczona, kiwając z niedowierzaniem głową.

- Nieistotne. - stwierdza z przekąsem, cmokając w charakterystyczny sposób.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - marszczy brwi, z niedowierzaniem wpatrując się w jego twarz, która przybiera lekceważący wyraz.

- Oni są nieistotni. - prostuje, zakładając ręce na ramiona. - Jeśli dali się złapać, są zbyt słabi, by wciąż z nami przebywać. - dodaje. - Wiesz, dlaczego lwy nigdy nie przyjaźnią się z myszami? - pyta, zmniejszając dzielącą ich odległość. Dziewczyna oddycha ciężko i nieregularnie, gdy jego twarz niebezpiecznie ociera się o jej. Muska dłonią jej rozgrzany do czerwoności policzek, uśmiechając się przy tym szeroko.

- Dlaczego? - pyta, głośno przełykając ślinę. Ma wrażenie, że tylko na tyle ją stać. Ogromna gula ugrzęzła w jej garde, nie pozwalając jej na dobranie odpowiednich słów. Jej ciało sztywnieje pod wpływem jego dotyku, lekko drżąc, co sprawia, że staje się całkowicie uległa.

Lutteo - Sabes No Pido Nada MasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz