Gdy szedłem przez park z małym plecaczkiem Hugo przerzuconym przez ramię, byłem już prawie przekonany, że to żart. Miałem zamiar wyrzucić kartkę, gdy tylko wrócę do domu.
"Ciekawe, czy poznała innego chłopaka" - pomyślałem. Kogoś wyższego, kogoś, komu włosy nie układają się w dziecinną blond aureolę, kto nie boi się z nią uciec i nie jest tak nieśmiały. To było całkiem prawdopodobne, chociaż nigdy nie była typem nielojalnej dziewczyny.
Ktoś pociągnął za mój rękaw, co wyrwało mnie z zamyślenia. Hugo stał obok z obrażoną miną. Miał pięć lat i wyglądał jak ja w dzieciństwie; prawie białe loczki spływały mu po plecach, bo nigdy nie pozwalał nikomu zbliżyć się do siebie z nożyczkami. Zadarty nos miał pokryty piegami, a teraz jego policzki były zaczerwienione i wpatrywał się we mnie z oburzeniem swoimi szarymi oczami. Ups, chyba coś do mnie mówił.
- Ty mnie nie słuchasz! Mówiłem ci o meczu, a ty nic!
- Przepraszam mały, jestem trochę zaaferowany. Powtórzysz? - uśmiechnąłem się, łapiąc go za łapkę i kontynuując marsz w kierunku domu. Tym razem go słuchałem, równocześnie myśląc o tym, jakie to szczęście, że go mam. Dzięki niemu poznałem Annikę.
Kiedy był jeszcze zupełnie mały, mama kazała mi wozić go do pobliskiego parku. Siedzieliśmy tam godzinami: ja odrabiałem lekcje jak porządny nerd, a Hugo bawił się lub ganiał za starszymi dzieciakami. Któregoś dnia pobiegł trochę dalej i zanim zdążyłem go dogonić, siedział między monetami w pokrowcu na gitarę dziewczyny grającej na ławce. Wpatrywał się w nią z zachwytem, a ja musiałem przyznać, że faktycznie jest ładna. Miała blond włosy, ale o kilka tonów ciemniejsze niż moja mama i większość dziewczyn, które znałem. Jej oczy też nie były typowo niebieskie, tylko zielone, a ubrana była w czarne ogrodniczki - strój dotychczas kojarzący mi się tylko z przedszkolakami. To była pierwsza wersja Anniki Larsson - dziewczyna grająca w kółko "Mrs. Robinson", by zarobić na bilet do centralnej Europy.
Gdy zawstydzony zabrałem mojego brata, zaczęliśmy rozmawiać. Nie była jeszcze wtedy tak wyzywająca ani szalona, wydawała się całkiem spokojna... Zostawała z Hugo, gdy wyjeżdżałem z rodzicami na zakupy do miasta obok i była jedyną osobą nienależącą do rodziny, którą tak naprawdę akceptował.
- Mały, tęsknisz za nią? - spytałem.
Nie musiałem precyzować o kogo pytam. Hugo uniósł główkę i spojrzał na mnie.
- Przecież przyjdzie. Tak mi powiedziała.
YOU ARE READING
Ghost
Teen FictionByła mistrzynią w zadawaniu ran, które zaczynały krwawić dopiero po jakimś czasie.