Rozdział 2

32 4 2
                                        

Szybciej, Mol.

101,102, 103... Sala konferencyjna znajdowała się za drzwiami z numerem 107. 
104, 105... Schody. Biegła przez cały czas i miała trudności ze złapaniem oddechu. Gdy tylko dowiedziała się o nowym zadaniu, postanowiła odnaleźć swojego przełożonego i dowiedzieć się jak najwięcej. Wprawdzie Steve przedstawił jej obraz sprawy, ale Molly potrzebowała szczegółów. W końcu to Vegas, miasto, o którym marzyła od urodzenia. Nashville zawsze było jej ulubionym miejscem na ziemi, ale to nie było to samo. Światowa stolica hazardu, zakupów, drogich samochodów i hoteli. Miasto grzechu.

Schody pokonała w szybkim tempie. W końcu jej oczom ukazał się pokój 107. 

- Przestań pieprzyć głupoty - dziewczyna usłyszała głosy dobiegające zza drzwi.

- Czego ty nie rozumiesz, Will? - odpowiedział niski, kobiecy głos. Znała ten ton. Dorothy. 

Molly nie miała w zwyczaju podsłuchiwać, ale tym razem nie mogła się powstrzymać. Może chodziło o misję w Seattle? Nie wiedziała za wiele, chociaż sama była świadkiem tych okropnych zdarzeń. 

- Wszystko rozumiem aż za dobrze - prychnął najprawdopodobniej William. - Wiem, że nie darzycie się sympatią, ale Molly jest z nami od zawsze. 
Szmata.
-
Czy Ty naprawdę jesteś tak ślepy, że nie widzisz tego, że ona rujnuje naszą agencję od jakiś czterech lat? - kobieta podniosła głos.

Suka.

- A więc o to Ci chodzi... - chrząknął przełożony, po czym ściszył głos. - Nie możesz jej winić za śmierć Teda. Wiem, że go kochałaś, ale to już przeszłość.

O cholera, więc o to chodzi.

- Do jasnej anielki, William - krzyknęła Dorothy. - Traktowałam go jak brata, czego nie możesz ogarnąć?

W tym momencie głos jej się załamał. Koordynatorka otworzyła drzwi z impetem, uderzając Molly. 

- Co tu robisz, ty... - nie dokończyła. - A zresztą, chrzanić to.

Kobieta ruszyła szybkim krokiem przed siebie, po czym zniknęła w jednej z bibliotek. Dziewczyna nie bardzo wiedziała, co ma zrobić. Stała w lekkim szoku. Sama nie wiedziała co ją bardziej zdziwiło. Uderzenie drzwi prosto w jej nos czy uczucie łączące Teda i Dorothy.

- Będziesz tak stała cały dzień? - z zamyślenia obudził ją głos Williama. 

Molly powoli przekroczyła próg pokoju, po czym zatopiła się w najbliższym z obrotowych foteli. Obróciła się tyłem do drzwi, by porozmawiać twarzą w twarz z mężczyzną.

- Podsłuchiwałaś? - zapytał ostro.

- Oczywiście, że nie - powiedziała szybko. - Znaczy słyszałam rozmowę, ale nie podsłuchiwałam. 

- Więc w jaki sposób słyszałaś rozmowę? - odparł, po czym wziął do ręki ogromny tablet.
- Przyszłam z Tobą porozmawiać o moim nowym zadaniu i usłyszałam głosy. Nie chciałam przeszkadzać, więc postanowiłam poczekać przed drzwiami. No i niechcący usłyszałam.

W sumie to prawda.

- Okej - powiedział grzebiąc w urządzeniu. - Więc chcesz usłyszeć o zadaniu w Las Vegas?

- Tak - odparła. 

- A więc tak, jak już pewnie wiesz, za dwa tygodnie lecisz do Vegas. Zatrzymasz się w Mandarin Oriental, pięciogwiazdkowy hotel. Niestety to tylko jedna noc. Dobra lokalizacja, a przede wszystkim ogrom ludzi. Łatwo wmieszasz się w tłum. Nie wątpię w twoje umiejętności aktorskie, Molly. Umm... Jeśli chodzi o cel. Jak pewnie wiesz, to Bremer. W noc jego śmierci będzie w kasynie Wynn Las Vegas. Obstawiamy, że będzie grał w pokera. Wiem, że uwielbiasz rusztowania, więc...

Ktoś przerwał jego wypowiedź cichym pukaniem.

- Yhh - westchnął. - Wejść.

- Oh, Will - Molly usłyszała młody, damski głos. - Są akta dotyczące sprawy w Moskwie. 

Przełożony zaczął szybko gestykulować i poruszać ustami. Dziewczynie nie umknęło przerażenie w jego oczach.

- No więc, za niedługo trzeba tam wrócić - kobieta kontynuowała. -  X nie chce dłużej czekać i gotów jest oddać tę sprawę Peterowi, a wiesz co to dla nas oznacza.

- Ja nie wiem - Mol odwróciła się w stronę nieznajomej. - Kim jest X?

Okazało się, że nieznajomą była Fly. Veronica "Fly" Calkins. W jej oczach dostrzegła to samo, co u Williama. Strach.

- Umm, Will... - Veronica zaczęła się jąkać. - Will, czy ona...

- Nie - mężczyzna gwałtownie podniósł się z miejsca. - Nie i tak ma zostać.

- Hej, mówicie o mnie, kiedy ja tu stoję - dziewczyna skrzyżowała ramiona na piersi. - Co się dzieje?

- Molly, wyjdź - Fly wskazała na otwarte drzwi.

- A kim Ty niby jesteś, żeby mi mówić, co mam robić - odparła. Lubiła Calkins, ale teraz nie miało to znaczenia. Chciała wiedzieć, co się tu dzieje.

- Wyjdź w tej chwili! - krzyknął William. 

- Będziecie musieli mnie wywlekać siłą - dziewczyna z powrotem usiadła na fotelu.

- Nie zostawiasz mi wyboru. Garry, mam tu problematyczną dwudziestolatkę - powiedział do swojego telefonu. - Zabierzcie ją.

- No chyba sobie żartujesz - Mol parsknęła śmiechem.

I wtedy ktoś zasłonił jej usta. 

Co jest?

Poczuła silne ukłucie w brzuchu, po czym została wywleczona do gabinetu ochroniarzy. Pokój wyglądał prawie identycznie jak standardowy komisariat policji. Tylko mieścił się w szesnastu metrach kwadratowych. Garry rzucił ją na metalowe krzesło, po czym opuścił pokój.

Co to do cholery było?

W głowie miała tysiące myśli. Od kiedy przełożeni nasyłali na swoich agentów ochronę? Coś tu się nie zgadzało. Molly zawsze była informowana o poczynaniach MUR-u, a teraz? Została potraktowana jak przestępca, których niegdyś łapała. Czemu tym razem jej nie powiedzieli? Kim był X? Jaka akcja w Moskwie? Pytań było za dużo, a odpowiedzi nie było żadnej... 


Cześć, wiem, że ostatni rozdział pojawił się dwa tygodnie temu, ale wiadomo. Są sprawy ważne i ważniejsze. 

Oczywiście, standardowo zapraszam Was do zagłosowania lub pozostawienia po sobie komentarza.

Zapraszam do następnych rozdziałów, które pojawią się szybciej, niż ten.

Do zobaczenia.

Spust [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz