( 01. ) wstyd

355 34 3
                                    

       DZIEŃ JUŻ SIĘ KOŃCZYŁ.

       Słońce, teraz widoczne już tylko w połowie, zaszło za horyzont ubarwiając niebo na pomarańczowo i różowo. Widział to wszystko, siedząc na starej ławce, na której ktoś napisał, czarnym markerem, dobrze znane przez jego towarzyszkę słowa: „w pracy robię przerwę i podczas przerwy na kawę modlę się przez chwilę o ciebie"*. On jednak nawet nie zwrócił uwagi na cytat.

       A ona modliła się o niego. Każdej nocy myślała o nim; o tym, czy ma co jeść, czy ma gdzie spać, czy nie jest w więzieniu, czy żyje. Coraz częściej zastanawiała się też, jak ma się pozbyć tego człowieka ze swojego życia. Ale nic nie przychodziło jej do głowy i za każdym razem, kiedy zjawiał się w jej domu, przyjmowała go z otwartymi szeroko ramionami i dawała wszystko, co tylko sobie zażyczył. Nie chciał wiele, a nawet nie miał też nigdy zamiaru wpadać do niej kilka razy w miesiącu. Coś go tam jednak ciągnęło.

      Frank Castle tego dnia, kiedy siedzieli razem na ławce przy zachodzie słońca, nie wyglądał ani lepiej, ani gorzej niż zwykle. Na jego twarzy nie pojawiła się żadna nowa rana, ale stare siniaki ciągle na niej były. Ale wraz z zachodzącym słońcem, zaczęły zlewać się z cieniem padającym na jego nos i policzki, dlatego tak bardzo nie rzucały się w oczy.

      Patrząc przed siebie, wyglądał na poważnie zamyślonego. I tak też było. Zastanawiał się, dlaczego jego właśnie dotknęło tak poważne uczucie jak wstyd. Nie lekki, nie taki jaki można odczuwać po wyznaniu czegoś głupiego czy przyznaniu się do tęsknoty za matką.

      Frank czuł ogromny wstyd. Wstyd przed samym sobą, za to o czym myślał ostatnio coraz częściej. Płakał również przez to, bo zmuszał się do wspomnień. Wcześniej go bolały, ale potrafił stłumić w sobie gorycz. Teraz jednak gorycz była coraz większa, a wstyd i to chore uczucie dręczyły go po nocach. Starał się jak tylko mógł nie myśleć o tym, co przynosił ze sobą nowy dzień i teraz, gdy już się kończył, chciał zakończyć go z kimś. Kimś, kto był jego koszmarem.

      Nie mógł strawić tego, że w ogóle potrzebuje czyjegoś towarzystwa. Frank nie mógł przeboleć tego, że czyjaś obecność, czyjś głos i uśmiech mogły poprawić mu humor. Nie mógł pogodzić się z tym, że nie była to Maria. Czuł wstyd przed nią, przed sobą, przed wszystkimi, za to, że pozwolił sobie na zmiękczenie serca. Zamierzał więc pokazać jej, jak wygląda przez nią każdy jego wieczór i każda noc.

       Nie potrafił jednak w jej obecności przypomnieć sobie uczucia straty i bólu.

       Choć nie — świetnie to sobie przypominał, ale jej obecność łagodziła wszystko.

       Frank pociągnął nosem i przełknął ciężko ślinę. Jego rodziny nie było już na tym świecie i oznaczało to wieczną pamięć! I nikt nie mógł tego popsuć. Musi przestać w końcu za nią chodzić. Musi przestać być przywiązanym.

       — Wiesz, Frank, bardzo fajnie się z tobą w tej ciszy siedzi, ale Katja nie poradzi sobie tak długo z Izzy. Myślę, że powinnam iść — odezwała się, a jej głos zabrzmiał bardzo uspokajająco dla Franka. — Jesteś głodny? Możemy wrócić razem.

       Izzy. Isabella. Czekała na nią każdego dnia i witała z uśmiechem, krzycząc: „cześć, mamusiu". Jego też zawsze witała radośnie. Nie mógł jednak na nią patrzeć, za bardzo przypominała mu przeszłość. A jednocześnie tak bardzo do siebie przyciągała. Frank wstydził się za te uczucie. Wstydził się sam za siebie. Był katem z wielką mocą. Mocą życia i śmierci. Był kimś takim, a podlegał tak idiotycznym uczuciom jak poczucie bliskości.

       Wstyd.

       Wstyd.

       Wstyd.

       Czuł jak oblewa go gorąco. Gwałtownie wstał i odpowiedział:

       — Nie dzisiaj, Blondi. Dajmy sobie spokój.

       Wydawała się przy nim mała. Patrzył prosto w jej niebieskie oczy i wiedział, że popełnia błąd. Szybko odwrócił głowę i pożegnał się z nią. Dobrze wiedział, że powinna brzydzić się jego twarzą i bliznami. Powinna brzydzić się nim całym.

       Chciał teraz pamiętać o Marii i dzieciach. Chciał znów uświadomić sobie jak bardzo są ważni i pozbyć się wstydu.

____________________________

* Jest to tekst piosenki Arethy Franklin.


WSTYD. punisher ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz