Pracy z pasji nie ma. A nawet jeśli jest, to trzeba sobie na nią uprzednio zarobić ciężko harując, co w ostatecznym rozrachunku jest sprzeczne z naszym celem i nieopłacalne.
To stwierdzenie było mi wbijane do głowy przez długie lata. Nikt we mnie nie wierzył, kiedy poszedłem na studia, by zostać archeologiem. Nawet kiedy skończyłem naukę i zdobyłem tytuł, ich spojrzenia były sceptyczne. Nie rozumieli mojego entuzjazmu i wiary w to, że sukces jest na wyciągnięcie ręki.
Mieli rację. Już pod koniec roku studenckiego dowiedziałem się, że nie mam co liczyć na przygody na drugim końcu globu, kiedy nawet mnie nie stać na sam bilet lotniczy, nie mówiąc już o zdobyciu pracy. Zostałem skazany na szukanie roboty poza moim zawodem. Do tej pory praca w Starbucksie wystarczała mi na przeżycie, jednak by uzbierać na pracę marzeń, na pewno się nie nada.
I tutaj właśnie z pomocą przyszedł mi mój dobry przyjaciel Toris. To mój znajomy Litwin, z którym poznałem się jeszcze przed studiami. Poczciwa dusza, która zawsze poda pomocną dłoń. Obiecał mi, że mnie zarekomenduje w firmie, w której pracuje. Nie dowiedziałem na czym miałaby polegać moja praca, ani czym on się tam zajmuje, ale obiecał mi, że jak już dostanę tę robotę, to już na starcie będę miał wyższą wypłatę niż w Starbucksie. Dla mnie bomba! Zarobię szybko na pracę marzeń i będę mógł śmiać się niedowiarkom w twarz.
Tak więc pełen optymizmu szedłem na rozmowę kwalifikacyjną. Żałowałem, że nie mogłem jej dostać od ręki lub po prostu podrzucając im swoje CV, jednak Toris powiedział, że oni mają tam bardzo surowe wymogi i nie dadzą posady obcej osobie. Dość logiczne. Po prostu myślałem, że skoro firma jest duża, to nie będą aż tak kontrolować najniższych szczebli tej korporacyjnej machiny.
Firma mieściła się w jednym z najwyższych wieżowców Nowego Jorku i zajmowała cały budynek. Nie była to jedyna siedziba, ale właśnie ona była tą główną. Centrum korporacyjnego wszechświata. Cóż, było mi obojętne, w której jednostce bym pracował, ale jako, że jestem Nowojorczykiem, ta była po prostu najbliżej mojego domu. Zresztą to i tak tylko praca tymczasowa, aż zarobię na wyjazd, prawda?
Stanąłem przed drzwiami i wziąłem ostatni głęboki oddech nowojorskiego powietrza pełnego spalin. Koszmar miał się dopiero rozpocząć. Już na wejściu przywitał mnie oschły wzrok blondyny zza biurka. Szybko się zreflektowała i posłała mi zniewalający uśmiech intensywnie mrugając, bym zwrócił uwagę na jej długie rzęsy. Przywitałem się lekko zmieszany.
-Pan Jones, zgadza się?
Jej wyraz twarzy zmienił się tak szybko, że nie zdążyłem nawet odpowiednio zareagować. Teraz patrzyła na mnie ze współczuciem i swego rodzaju wyższością. Ona już wiedziała jak bardzo będę miał przerąbane i nawet tego nie ukrywała. Moje nazwisko oczywiście znała z faktu, że byłem tu umówiony na dokładną godzinę, więc domyślała się kogo ma przed sobą. I na właśnie tę godzinę byłem już dość solidnie spóźniony. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy z nadciągających kłopotów. Śmieszy mnie jak bardzo byłem wtedy naiwny.
-Szef już czeka. - Kobieta wskazała ręką na drzwi po swojej prawej i ruchem głowy zachęciła bym już poszedł. Shit.
CZYTASZ
[APH] Deadline
FanfictionFandom: Axis Powers Hetalia; Znajomość fandomu: wskazana, ale nie potrzebna; Ograniczenia: na razie brak, jednak z uwagi na ship yaoi może się to w późniejszych rozdziałach zmienić; Pairing: usuk/ukus mogą pojawić się też jakieś poboczne; Opis: Lu...