// Z opowiadaniem "Deadline " największy problem mam taki, że nie mam w nim deadlaine'u co do wstawiania rozdziałów. Dlatego wybaczcie, za tak długi odstęp czasowy pomiędzy kolejnymi. Niestety nie mogę obiecać, że się to nie powtórzy, ale będę próbować to zmienić.
Droga z mojego domu do budynku firmy Scott&Evelyn Company niczym się nie różniła od tej z wczoraj, jednak tym razem czułem się jak zupełnie inny człowiek. Moja nastawienie też uległo kompletnej zmianie - w końcu nie szedłem tam z nadzieją na zyskanie pracy, a jako pełnoprawny pracownik. No dobrze, może nie tak bardzo pełnoprawny. Nic jednak nie stało na przeszkodzie bym takim się w tym momencie czuł. Może i nie dostałem pracy swoich marzeń, ale może to być jakiś krok w tym kierunku. Po za tym przeżyłem swoją pierwszą rozmowę kwalifikacyjną i wcale nie było tak strasznie jak wszyscy prognozowali. Człowiek sukcesu to ja.
W drzwiach ponownie przywitała mnie sekretarka z wczoraj. Powiedziała bym poczekał tu chwilę, a sama poszła po kogoś kto miał mnie zapoznać z moimi nowymi zadaniami. Dobrze. Mogę poczekać. Nigdzie mi się nie śpieszy. I tak już wygrałem życie. I nadal myślałem zbyt optymistycznie.
Kiedy czytanie tych samych ulotek zaczęło mi się nudzić, nagle w recepcji ktoś się pojawił. Był to dość niski Japończyk. Wyglądał na zagubionego jakby kompletnie nie miał pojęcia co tutaj robi, ale patrzył bezpośrednio na mnie, więc domyśliłem się, że przyszedł tu po mnie. Wstałem z miejsca.
-Pan Jones? Nazywam się Kiku Honda i mam zadbać o wprowadzenie pana w życie firmy.
-Możesz mi mówić po imieniu. Jestem Alfred. - Posłałem mu mój standardowy uśmiech. Japończyk wyglądał na ewidentnie młodszego lub w moim wieku, więc wolałem by zwracał się do mnie w ten sposób, bez tych formalności.
-O-oczywiście, pa- Alfredzie... - Tak szybkie przejście "na ty" jeszcze bardziej zmieszało Azjatę. Zrobił się czerwony na twarzy i zaczął się trząść ze stresu. Zdecydowanie nie był przystosowany do roli przewodnika. Ani do jakiejkolwiek innej, w której trzeba mieć kontakt twarzą w twarz z obcymi. Rozejrzałem się dyskretnie w celu szukania pomocy, ale mój nowy kolega pozbierał się w sobie i po prostu poprosił, bym za nim podążał.
Zostałem wprowadzony do dużej sali pełnej typowych stanowisk z biurkami. Każde z nich było oddzielone niewysoką ścianką od pozostałych. Przy większości z nich siedzieli ludzie pochłonięci swoją pracą, czasem pojedyncze osoby zerkały w moją stronę, by zobaczyć nową twarz, ale po krótkim, niekoniecznie sympatycznym spojrzeniu, wracali do obowiązków. Przełknąłem ślinę. To pomieszczenie wyglądało dokładnie tak jak mógłbym się tego spodziewać po pracy w korpo. Mój optymizm w tym momencie wyparował pod natłokiem pełnej napięcia ciszy przerywanej tylko uderzaniem palców w klawiaturę. Nie chcę tak skończyć! To dokładnie takie miejsce, w którym się pozbawia ludzi osobowości i programuje, by bez zbędnego zastanawiania nad sensem ich zadania, wykonywali swoją pracę. To jest dokładne przeciwieństwo mojej pracy marzeń. Nienie nie. Czy tak będzie wyglądała moja śmierć?!
Moje rozważanie nad tym, czy opłaca się w tym momencie wyskoczyć przez okno i jeszcze spróbować uciec przerwał Kiku. Akurat dotarliśmy niemal na koniec sali, gdzie było jedno z wolnych stanowisk. Było puste i pozbawione życia w porównaniu z pozostałymi. Nie żebym widział jakiekolwiek życie w pracownikach, jednak trzeba było przyznać, że każdy z nich chociaż spróbował spersonalizować swoje miejsce pracy, tak aby dać tam coś od siebie. Moje biurko jak na razie było puste. Przez myśl przemknęło mi w jaki sposób można by je zmienić, ulepszyć. Była to tylko chwila słabości. Przecież nie wiem jak długo tu zostanę. Zanim tu umrę na przykład.
-To będzie pa... twoje stanowisko. Przepraszam, że w takim miejscu, ale to była decyzja z góry - zaczął Azjata.
-Miejsce nie robi mi różnicy...
-No tak. Przepraszam. - W tym momencie lekko się skłonił, by jeszcze podkreślić swoje przeprosiny. Nie rozumiałem czemu to robi. - W każdym razie za moment przyniosę dla ciebie papiery, którymi masz się zając.
Prawie się skrzywiłem. Ale nie chciałem pokazywać jak bardzo nie chcę tu być. Skrzywiłem się tylko w duchu.
-Przepraszam... - Kiku odchodząc uśmiechnął się delikatnie. Chyba ukrywanie emocji średnio mi wyszło skoro to była jego reakcja. Powoli opadłem na swój nowy fotel. Może nie będzie tak źle? Może praca nie będzie jakoś bardzo ambitna, ale aż tak ciężko nie będzie? Ktoś ze stanowiska obok podniósł głowę by móc mnie zobaczyć i odezwać się do mnie, ale szybko się powstrzymał widząc, że mój kolega Azjata wraca. Zobaczyłem co niesie i już wiedziałem, że nie będzie tak łatwo jakbym chciał.
-Przepraszam, ale to wszystko musisz skończyć jeszcze dzisiaj.
Wysoki stos papierów wylądował na moim biurku. Żegnaj praco.
-Jedyne co musisz zrobić to przepisać brakujące dane w odpowiednie rubryki. Nie powinno to być takie trudne dla ciebie. Młodzi ludzie szybko radzą sobie z komputerami. - Pokazał mi jak mam to zrobić i znowu lekko się uśmiechnął. To już drugi uśmiech który od niego dostałem. Może przestanie się tak bardzo bać mówić cokolwiek w moim towarzystwie. Szkoda tylko, że oba były wywołane moją rozpaczą, która w tym momencie również była widoczna na mojej twarzy. Nie ważne jak szybko będę pisać i tak nie mam szans zdążyć z tym wszystkim.
-Chyba powinienem już wrócić do swoich obowiązków. Potem jeszcze przyjdę sprawdzić jak ci idzie. I... i jeszcze raz przepraszam, że dostałeś biurko w rogu pomieszczenia.
-Nie przejmuj się, jest okej... - wymamrotałem zostając sam na sam z komputerem i papierami przed sobą.
CZYTASZ
[APH] Deadline
FanfictionFandom: Axis Powers Hetalia; Znajomość fandomu: wskazana, ale nie potrzebna; Ograniczenia: na razie brak, jednak z uwagi na ship yaoi może się to w późniejszych rozdziałach zmienić; Pairing: usuk/ukus mogą pojawić się też jakieś poboczne; Opis: Lu...