Prolog

220 14 5
                                    

   16 listopada 2018

   Rozmawiali w szóstkę, idąc wzdłuż Szosy Chełmińskiej na południe. Niedługo będą musieli się rozdzielić i pójść do gimnazjów. Mimo, że Akademickie było najbliżej, poszli najpierw do 24. Byli już na skrzyżowaniu Lelewela i Ogrodowej, gdy nagle usłyszeli syreny alarmowe, a z megafonów krzyczano: ,,Niech wszyscy ukryją się w najbliższym budynku szkolnym. Ich konstrukcja wytrzyma falę uderzeniową i termiczną, a także ochroni was przed skażeniem nuklearnym''. Skażenie nuklearne = bomba atomowa. Takie "równanie" pojawiło się w ich głowach. Znajomi pędem ruszyli do szkoły. Na szczęście mieli mały kawałek drogi do przebycia. Dwadzieścia metrów, nie więcej. Mimo alarmu nikogo na ulicach nie było, ale nie należało się teraz tym przejmować. Gdy schowali się w szkole, panowała w niej kompletna cisza. Nie było nikogo, chociaż przybiegli tylko dziesięć minut przed rozpoczęciem lekcji. Chwilę później usłyszeli huk, ale bardzo cichy, jakby bomba wybuchła gdzieś za Toruniem. Wszystkie światła zgasły. Nie musieli się zastanawiać czemu, wszyscy dobrze wiedzieli, więc przeszukali szkołę. W piwnicy znaleźli duże zapasy jedzenia i picia. Tak mniej więcej na cztery lata. Było tam jeszcze trochę prostej broni. Łuki ze strzałami, włócznie, noże, coś, co przypominało meczety i parę innych gratów. Przetrząsając całą szkołę znaleźli jeszcze kilka masek gazowych i jakiś sprzęt elektroniczny, który, jak się domyślali, nie działał. Poszli do biblioteki, żeby poszukać jakiegoś podręcznika do survivalu albo innej książki postapokaliptycznej. Podręczników nie było, a książki miały kompletnie bezsensowną treść. W końcu przysiedli w stołówce i ocenili swoje szanse na przetrwanie.

TORUŃ GŁÓWNYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz