2

219 26 13
                                    

Nareszcie upragniona namiastka normalności.
Kościół to jedyne miejsce w którym mogę spokojnie pomyśleć i w którym mogę się wyciszyć w ostatnim czasie. Zwłaszcza od ostatniego tygodnia potrzebuje ciszy i relaksu jak nikt inny na świecie.
Minął tydzień odkąd dziwne obrazy nie odstepują mnie na krok. Wszelka nadzieja, że to tylko chora wyobraźnia, przepadła. Podczas tych siedmiu dni utwierdzałam się jedynie w przekonaniu, że te stwory które widzę i tajemniczy chłopak, który zawsze gdzieś przy mnie jest, nie są wytworem mojego umysłu.
Przez dwa dni spotykałam stwory i dziwnych ludzi jedynie raz dziennie. Nie pojawiali się już w Numero 28, ale za to byli w tramwaju, kinie a nawet w miejskiej bibliotece.
Na początku ich widok mnie przerażał, ale kiedy przez resztę dni ich obecność w moim życiu wzrastała, strach zmniejszył się. Można by powiedzieć, że nawet przyzwyczaiłam się do nich. Sama się temu dziwiłam jak szybko przestały mnie przerażać, chociaż w tym mógł pomóc fakt, że te kreatury nie atakowały mnie. Wręcz przeciwnie. Jedyne co robiły to patrzyły na mnie tymi swoimi mrocznymi ślepiami, na których widok każdemu włoski stanęły by dęba.
Jednak to nie znaczy, że są moimi przyjaciółmi i głaskam te chore stwory po głowach jak pieski.
Tego nigdy nie zrobię.
Dlatego tak bardzo chciałam być dzisiaj w kościele. Nie tylko ze względu na to, że jest niedziela. Oprócz modlitwy chciałam się tutaj schronić, przed tymi dziwnymi stworzeniami, które tylko ja widzę. Może byłoby mi z tym wszystkim łatwiej, gdybym nie była w tym sama? Siedzę tutaj pół godziny i jeszcze nie zauważyłam żadnej z tych kreatur. Uśmiechnęłam się z zadowoleniem, a moje ciało jakby w odpowiedzi znacznie się rozluźniło. W końcu mogę odetchnąć z ulgą. Chociaż tutaj jestem bezpieczna. Wiem, że mogę się tu schronić, bo Bóg nade mną czuwa.
Kątem oka przeszukiwałam kościelne ławki w poszukiwaniu Paula. Umówiliśmy się, że po nabożeństwie pójdziemy razem do jego domu, żeby uczyć się do trudnego sprawdzianu z fizyki. Paul niedawno skończył liceum z dobrymi wynikami, więc był świetnym kandydatem na korepetytora. W dodatku nie musiałam mu płacić za lekcje i nie przynudzał.
Cud nad cuda.
Kiedy tak rozglądałam się po wnętrzu kościoła zobaczyłam niedługą kolejkę ludzi do konfesjonału. Z ciężkim westchnieniem stwierdziłam, że dwójka młodych chłopaków w kolejce gra sobie na telefonach. Irytacja narastała we mnie z minuty na minutę, kiedy widziałam jak głupio cieszyli się z czegoś, co zobaczyli na wyświetlaczu.
Nigdy nie lubiłam osób, które w taki sposób zachowywały się w kościołach. Czy oni nie rozumieją, że to jest naprawdę święte miejsce, które beszczeszczą? Czy nie mają za grosz przyzwoitości i godności? Jeśli nie mają ochoty wysiedzieć tej godziny, to niech nie przychodzą. Im dłużej na nich patrzyłam, tym większą miałam ochotę ich stąd wyrzucić. Wydłubałabym im oczy, żeby już nigdy nie mogli spojrzeć na te swoje cholerne gry.
- Widzę, że zaczynasz pokazywać pazurki, Candy Girl.- głęboki, męski głos rozbrzmiał obok mnie w ławce, aż wszystkie włoski na karku stanęły mi na baczność. Przełknęłam ciężko ślinę i cała drżąc obróciłam twarz w lewą stronę.
On tam był. Dokładnie siedział koło mnie.
Moje ciało ponownie napięło się, gotowe do ucieczki, a oddech stał się nierównomierny.
Ubrany był jak zwykle w ciemne kolory, idealnie współgrające z oliwkową cerą. Spod rozpiętej czarnej kurtki widoczna była szara koszulka z zielono- czerwonym smokiem. Idealnie opinała jego dosyć muskularne ciało, a na szyi miał zawieszony jakiś dziwny wisiorek. Ciemne włosy jak zwykle rozproszone na jego głowie, częściowo opadały na czoło. Hipnotyzujące oczy wpatrywały się we mnie z zainteresowaniem i ledwo zauważalnym rozbawieniem. Posyłał w moją stronę lekki, zawadiacki uśmieszek.
Siedział niedbale, jak małe dziecko które zostało zmuszone do uczestniczenia w czymś, czego nie chce. Rękę miał przewieszoną o oparcie, a długie nogi wyciągnięte maksymalnie jak tylko może to być możliwe, co w jego przypadku było trudne przez wzgląd na jego pokaźny wzrost.
Przestraszona i zdziwiona nagłym pojawieniem się chłopaka, starałam się uformować szalejący oddech. Poczułam jak po mojej skroni spływają pojedyncze kropelki potu ze zdenerwowania.
To niemożliwe, żeby był tutaj. Nie w tym miejscu. Jakim cudem go wcześniej nie zauważyłam?
Od tego tygodnia nigdy nie był tak blisko mnie. Czułam się naprawdę dziwnie, kiedy się tak we mnie wpatrywał.
- C-co?- wydukałam cichym głosem, by nie wzbudzić w innych zainteresowania. Na szczęście nikt na nas nie spojrzał. Wszyscy byli skupieni na nabożeństwie.
- Widziałem tą twoją chęć mordu na tej dwójce. Powiedz, dlaczego tego nie zrobisz?- pochylił się w moją stronę tak, że nasze oczy były na jednej linii. Mimo tego że siedział, prawie że leżał na ławce, był ode mnie wyższy. Miał wzrok tak intensywny, że nie byłam w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu. Głos miał kuszący, sugestywny. Namawiający do naprawdę złych rzeczy. - Aż dziwne, że mimo twojego wysokiego pochodzenia jesteś tak zniszczona przez tych gości.- powiedział z lekką rezygnacją i jakby... zawodem?
Zamrugałam zaskoczona parę razy i ściągnęłam brwi, nic nie rozumiejąc z tego co mówi. Kompletnie nie wiedziałam, co odpowiedzieć ani jak się zachować.
Ten człowiek robił mi coraz większą sieczkę w głowie i nie wiedziałam co z tym faktem zrobić.
Ludzie dookoła jakby nie zdawali sobie sprawy z naszej obecności. Byli tylko naszym tłem. Jakbyśmy nie istnieli.
- O czym ty gadasz, co? I kim ty, do cholery jasnej, jesteś?- przez rosnącą frustrację i złość nie mogłam się opanować, co naprawdę rzadko mi się zdarzało. Przez tą chorą sytuację czułam się naprawdę źle i nieswojo we własnym ciele. Nieznajomy zacmokał z dezaprobatą, ukazując rząd prostych zębów.
- Takie brzydkie i ordynarne słowa w takim miejscu? Cóż za niegrzeczna z ciebie dziewczynka.- czy on musi mówić z tymi głupimi podtekstami, od których moje policzki stają się bardziej czerwone niż zazwyczaj? To jest u niego normą czy co?
- A ty kim, albo raczej czym, jesteś? Czego ode mnie chcesz?
- Szukam nowych znajomości.- spojrzałam na niego jak na ostatniego idiotę. Ten tylko przewrócił oczami.
- Radzę ci poszukać ich sobie gdzieś indziej, bo tutaj ludzie mają jakieś wymagania.- na moje słowa zagwizdał z aprobatą i pokręcił rozbawiony głową.
- Wiesz, że istnieje coś takiego jak ironia, Candy Girl?- kiedy nadal patrzyłam na niego totalnie nic nie rozumiejąc westchnął głośno i zwiesił głowę, najwyraźniej załamany.- Nie wierzę, że należymy do jednego gatunku.
- Jakbym miała być taka sama jak ty, to raczej cofnełabym się do poziomu małpy.- odgryzłam się.
Zamiast mówić wprost używał jakiegoś głupiego szyfru, który tylko on rozumie.
Wybuchł śmiechem na moją jawną obrazę. Patrzyłam na niego szczerze zdziwiona.
- Wiesz, że ten koleś- Darwin- właśnie napisał stwierdzenie, że człowiek pochodzi od małpy? Swoją drogą niezły człowiek. Łatwo było mi i naszym braciom nim manipulować.
Kim jest ten koleś?
Wybudzona z tej dziwnej sytuacji spojrzałam na ołtarz. Ksiądz w tej chwili przygotowywał ludzi do komunii. Posmutniałam i jednocześnie jeszcze bardziej znienawidziłam tego upierdliwego bruneta obok mnie. Przez niego nie uczestniczyłam w mszy świętej.
- Wierz mi, jesteś dokładnie taka sama jak ja, ale Ci goście nakładli Ci tyle głupot do tej twojej łatwowiernej główki. Aż szkoda patrzeć jak zmarnowali twój siedemnastoletni potencjał.- niespodziewanie jego szorstkie palce znalazły się na moim policzku i delikatnie musnęły tamtejszą skórę, pozostawiając po sobie dziwne, nieznane mi uczucie, oraz gęsią skórkę. Jego oczy w których tym razem nie było tych wesołych iskierek, ale raczej panował w nich spokój i powaga, nie spuszczały mnie z celownika.
- O kim ty mówisz? Jacy goście?- z minuty na minutę mniej rzeczy rozumiałam. Na twarzy chłopaka pojawił się tylko znikomy, tajemniczy uśmieszek, a wzrok swoich oczu w kolorze dojrzałego awokado miał utkwiony gdzieś za moimi plecami.
- Dowiesz się tego w odpowiednim czasie.- wymijające odpowiedzi, które mi serwował, coraz bardziej mnie drażniły. Najwyraźniej to zauważył, bo ponownie posłał mi ten rozbawiony grymas.- Spokojnie dziewczynko, bo za chwilę się na mnie rzucisz z pazurami, a jeśli chcesz kogoś rozszarpać, nasi dalecy kuzyni Ci chętnie pomogą.- wskazał ruchem głowy na coś za moimi plecami. Rzucając mu podejrzliwe spojrzenie odwróciłam się i zamarłam z przerażenia jakie ogarnęło moje ciało. Było dokładnie takie samo, jak to przerażenie sprzed tygodnia.
Wkurzająca dwójka gówniaków wpatrzonych w telefony nadal stała w kolejce, ale nie to mnie przestraszyło.
Na ścianie za nimi wisiały małe stwory, które chyba szykowały się do skoku, prawdopodobnie na nich.
Nie różniły się prawie niczym od tego stworka z pizzerii. Jedynie skórę miały żywo czerwoną. Mieniła się jak żar gorejący w kominku. Jasne ślepia dziko wpatrywały się w chłopaków, a ostre pazury były zaczepione o beżową ścianę.
Zauważyłam też te latające kreatury, co wyglądem przypominały nietoperze, jak szybowały nad ławkami raz poraz lądując na niektórych ludziach.
W jednym z ołtarzy bocznych kościoła stała wysoka brunetka, ubrana w elegancką, trochę za krótką sukienkę, na której widok pobliskim mężczyzną ślina skapywała z ust. Kobieta zauważając mnie pomachała mi dłonią z błonami pomiędzy palcami i posłała mi uśmiech ze swojego otworu gębowego, pozbawionego zębów i warg.
Cała drżałam ze strachu. Poraz kolejny moje nadzieje roztopiły się jak wosk w świecy. Rezygnacja i rozpacz zalały mnie jak fala tsunami.
Nawet w świątyni bożej te demoniczne potwory nie dawały mi spokoju. Nie mówiąc już o tym wkurzającym gnojku siedzącym obok mnie.
Kiedy masa wiernych ustawiała się w kolejce po opłatek, ponownie spojrzałam na chłopaka.
Nadal był w tej samej pozie co wcześniej, ale tym razem głowę miał zadartą do góry i wykrzywioną w grymasie zachwytu i zwycięstwa. Teraz przynajmniej mogła obejrzeć jego profil.
Niezależnie czy widziałam bok jego twarzy czy całą, wciąż powalał urodą. Nie mógł być wiele starszy od chłopaków z mojej klasy, ale urokiem osobistym zdecydowanie ich prześcigał. Było w nim coś, co go wyróżniało na tle innych mężczyzn. Niby ubierał i czesał się tak samo jak oni, ale na nim te rzeczy leżały po prostu niesamowicie dobrze, jakby przeznaczone były wyłącznie dla niego. Miał w sobie coś, co do niego przyciągało. Zapach wody kolońskiej torturował nozdrza, pobudzając zmysły.
Idealnie skrojone usta same w sobie kuszą żeby ich spróbować, a kości policzkowe wręcz błagają o dotyk. Gdyby któraś z żyjących na świecie kobiet została poproszona o wybór- najseksowniejszy aktor, czy ten chłopak- wybrałaby właśnie go.
Pogrążona własnymi myślami o gorącym, i jakże denerwujący, brunecie nawet nie zauważyłam, kiedy obiekt moich westchnień patrzył na mnie, jakby dokładnie wiedział co chodzi mi po głowie.
- Wiesz, że to nie ładnie tak ślinić się na widok nieznajomego dziewczynko?- spytał swoim głębokim głosem, który odbił się echem w moim ciele. Postanowiłam nie dawać mu tej chorej satysfakcji.
- A wiesz, że to nie ładnie kogoś śledzić?- na jego różanych wargach zadrżał cień wrednego uśmiechu, a oczy zamigotały dziwnym blaskiem.
- No proszę proszę, jednak umiesz odszczekać. Może jednak nie wyplenili z ciebie twojej prawdziwej natury.
- O czym ty...- chciałam powtórzyć poprzednie pytanie, ale dokładne w tej samej chwili na poręczy przed nami wylądował mały... wampirek?
Przypominał połączenie stworka z pizzerii i tego latającego gówna, tyle że on był wersją mini. Coś jakby dziecko gargulca.
Skóra wyglądała na bardzo śliską i napiętą na jego kościach, a kolorem przypominała ropę. Długie nogi były zakończone trzema szponami, jednak niezbyt okazałymi. Wydłużone, chude łapy zgięte i trzymane tuż przy klatce piersiowej, jakby chciał coś tam schować. Średniej wielkości skrzydła łopotały próbując utrzymać jego ciężar. Na szczęście łeb miał proporcjonalny do reszty ciała, a na jego czubku wyrastał mu przerzedzony las małych różków. Z rzędem ostrych jak igły pielęgniarek zębów wyglądał całkiem przerażająco.
Zawisł tuż przed chłopakiem i wpatrywał się w niego przez chwile. Brunet również na niego patrzył, a ja poczułam jakieś dziwne poczucie szczęścia, że nie jestem jedyną osobą, która widzi te niespotykane rzeczy.
Nie jestem jedyna.
Jednak to tylko bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że ten facet jest naprawdę nienormalny i tajemniczy. Nie jest... taki jak ja.
Nagle z jego ust wypłynęło parę słów w języku, którego nigdy nic nie słyszałam. Przypominał on łacinę, której kiedyś się uczyłam, ale ten język miał w sobie coś mrocznego i jednocześnie egzotycznego. Mój oddech przyspieszył, a umysł kazał uciekać, kiedy zamiast normalnego głosu, głos chłopaka przypominał mroczne burczenie. Jak u jakiegoś potwora albo okropnej zmoręylub co gorsza... u demona z filmów.
Stworzonko na szyi miało zawieszony dziwny, złotawy łańcuch na którego końcówce zwisały małe fiolki z kolorowymi płynami. A może to jest jednak dym? Z tej odległości naprawdę ciężko mi było stwierdzić, co to dokładnie jest.
Każda z fiolek miała rożne kolory, jednak wszystkie łączyło jedno- były ciemne. Nie zobaczyłam żadnej bieli, czy nawet szarości. Ciemna zieleń, granat, szkarłat, brąz, głębszy pomarańcz. To tylko niektóre z barw jakie dostrzegłam.
Wzrok bruneta był zawieszony na łańcuchu i jego zawartości, a na jego twarz wkradł się w końcu ten przerażający uśmiech samozadowolenia sadysty.
Oddech stał się ciężki, prawie duszący. Czułam się jak sarna, która zauważyła obok siebie wielkiego niedźwiedzia i która nie ma dokąd uciec. Oczy chłopaka błyszczały i z głębokiej zieleni zmieniły się na intensywną żółć. Tęczówki teraz przypominały piękne szafiry, postawione w blasku reflektorów.
Przełknęłam gorzką ślinę, a moja głowa wręcz pękała. Czułam się, jakbym miała w głowie mikrofalówkę, a w niej mózg z ustawionym timerem na pół godziny z największą mocą.
Nigdy w życiu nie czułam się tak zagubiona i rozkojarzona jak teraz. Nie wiedziałam już co robić, co mówić, ani co myśleć.
Całe moje dotychczasowe życie zmieniło się od tego głupiego incydentu w pizzeri i pojawieniu się tego nienormalnego chłopaka.
Latające coś "zaryczało" swoim piskliwym głosem w stronę mojego towarzysza i odleciało w górę łukowatego sklepienia, gdzie było... tysiące podobnych stworzeń, które kłębiły się tam jak nieznośna chmara kruków.
Zszokowana spojrzałam już na normalną twarz nastolatka, który wpatrywał się we mnie, jakby nic się nie stało.
Odsunęłam się jak najdalej mogłam. Wcześniej on tylko mnie intrygował, a teraz przerażał. Bałam się, że kiedy zostanę przy nim dłużej, te makabryczne obrazy nie będą znikać, a wręcz przeciwnie- nasilą się, a mój mózg zmieni się w kompletną papkę, niezdolną do ponownego zlepu. Zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał mojego postępowania.
- Kim jesteś?!- spytałam przerażonym tonem, starając się unormować oddech. W odpowiedzi uniósł jedną brew w górę, ciągle bacznie mi się przypatrując.
- Kim jestem?- spytał zdziwionym, lecz spokojnym głosem.- Zapytaj raczej kim ty jesteś.
- Że co?- w jednej chwili, nim zdążyłam mrugnąć okiem, przysunął się do mnie tak blisko, że nasze nosy stykały się, a ja nie widziałam nic innego prócz jego dziko zielonych oczu, które swoją barwą przypominały burzliwy i nieprzewidywalny las równikowy.
- Mówiłem to już, ale Candy Girl mnie nie słucha.- czułam, jak jego głęboki głos wwierca się w moje uszy, torując sobie drogę do mojej wewnętrznej papki, która wcześniej robiła za mózg. Robił dziwne i nieznane rzeczy z moim ciałem, kiedy mówił takim tonem.- Jesteś taka sama jak ja i... no, może nie jesteś całkowicie taka sama jak ci goście, których widujesz od pewnego czasu, ale oni też są z nami "spokrewnieni".- widząc mój zagubiony wzrok, uśmiechnął się półgębkiem.- Jesteś z tej samej rodziny, co biotippu, kretarianki, mkhulu, sukkuby i wreszcie... ja.- tutaj uśmiechnął się szeroko, ale i tajemniczo, ukazując jednocześnie rząd śnieżnobiałych zębów.
- Ty...
- Mam na imię Zet i jestem demonem. Jak ty, Taro Stanley.

------

Aż miałam ochotę dopisać do ostatniego zdania w nawiasie:,, cóż za subtelny wstęp do znajomości."😂😂
Trudno mi było napisać ten rozdział😣, był tworzony przez wiele dni, także liczę na wyrozumiałość ❤❤❤

Oszukana ||Diabelskie Oblicza||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz