CZEŚĆ I rozdział 12

6 3 0
                                    

Hannah w końcu ocknęła się. Po kilku sekundach z przerażeniem stwierdziła, że nie ma czucia w rękach. Potem spojrzała w górę i wiedziała już, dlatego - przynajmniej od kilku godzin tkwiła w cuchnącej szczurami piwnicy, z rękoma podwieszonymi za nadgarstki w górę.

Po chwili drzwi otworzyły się. Wtedy ujrzała zbliżających się w jej kierunku  nieco starszych od niej mężczyzn ze znienawidzonym Jamesem na czele. Ten od razu podszedł do Hannah i powiedział:

- I co, koteczku, kto teraz jest pokonany? - zapytał ironicznie, na co Hannah pewnie choć cicho odpowiedziała:

- Nadal ty...

Jamesa wyraźnie zdenerwowała jej odpowiedź, na co zareagował silnym uderzeniem pięścią w jej splot słoneczny. Hannah nie zdołała zamaskować bólu na swojej twarzy, ale postanowiła wziąć się w garść.

- Dobra, psia mordo, zaraz dam ci taką nagrodę za twój popis na ćwiczeniach, że nawet kapralem nie zechce ci się zostawać.

Chłopak podszedł do skrzyni z metalowym narzędziami i wyjął z niej długi żelazny pręt, po czym na nowo skierował się do Hannah. Wtedy zauważyła ona na jego szyi charakterystyczny symbol.

- Zapamiętaj raz na zawsze, że James to imię mężczyzny, z którym warto dobrze żyć. Teraz za wszystko zapłacisz! - wziął zamach i z całej siły uderzył żelastwem w mięśnie brzucha Hannah. Potem, chcąc zranić jej ręce uderzył niechcący w łańcuchy. W końcu wymierzył wyjątkowo niefortunnie i złamał jej obojczyk. Hannah wrzasnęła z bólu, lecz z oka nie popłynęła ani jedna łza.

Wtedy Hannah zebrała się w sobie, rozbujała na łańcuchach, a kiedy napastnik był w trakcie realizacji kolejnego piekielnie bolącego ciosu, Hannah kopnęła go z całej siły. Mając sekundy zdołała wyjąć dłonie ze zniszczonego łańcucha. Dziewczyna natychmiast znalazła podobne narzędzie do obrony. Widząc to, pomocnicy Jamesa, spojrzeli po sobie ze strachem w oczach. Nie wiadomo, jak bardzo zemsta poszkodowanej odbiłaby się na ich niezbyt wysportowanych ciałach, gdyby w tej chwili z ratunkiem nie przybiegli Henry i Simon. Natychmiast rozprawili się z łobuzami, a Hannah zdarzyła jeszcze ukradkiem odpiąć klucz do piwnicy od pasa jednego z nich. Chłopcy pomogli Hannah wyjść po schodach piwnicznych, a Simon w ułamku sekundy zamknął wejście na klucz, zostawiając po sobie tylko błagalne walenie w nie od wewnętrznej strony.

Ja i Alice stałyśmy na czatach trzymając na uwiązach trzy wierzchowce. Nagle zobaczyłyśmy biegnących w naszą stronę chłopców wraz z Hannah i podjechałyśmy w ich kierunku. Wbrew pozorom, jako pierwsza biegła Hannah. Widać, że jej adrenalina robiła swoje, chociaż dostrzegłam, jak z bólu ściska zęby i trzyma dłoń na lewym obojczyku. To widząc, Alice natychmiast zeszła z konia i utworzyła z dłoni rodzaj schodkach tak, że Hannah oparła na nim stopę i w mgnieniu oka znalazła się na grzbiecie swojej ukochanej klaczy. Alice z powrotem dosiadła wałacha, a kiedy Simon i Henry z rozbiegu wskoczyli na swoich czterokopytnych przyjaciół ruszyliśmy ostrym galopem tak, że nawet ptaki nie były szybsze.

Nie wróciliśmy do Scottow, lecz pojechaliśmy dalej na północ, do domu naszej ciotki, Nancy. Natychmiast położyłyśmy Hannah w łóżku. Wraz z Simonem i ciotką Nancy zajęliśmy się jej obojczykiem - niestety, to nie oznaczało mniej cierpienia, bo złamanie okazało się otwartym. Sporo czasu zajęło nam umieszczenie kości we właściwym miejscu, ale i tym razem Hannah nie uroniła ani jednej łzy. Spocona z bólu i emocji zdołała wypowiedzieć :
- Widziałam na jego szyi ten znak...

- Jaki? Ten francuski? - zapytałam ze zdziwieniem w moim altowym głosie.

- Tak.... czyli już wiemy, dlaczego nasz szanowny James potraktował mnie z tak należytym szacunkiem...- zaśmiała się ironicznie Hannah.

Po tym dniu przepełnionym niesamowitymi zdarzeniami poszliśmy spać, a następnego dnia zaraz po wschodzie słońca wyruszyliśmy drogą powrotną do Scottow.

Dzieci imperiumWhere stories live. Discover now