Eight

821 117 30
                                    

Przechadzałam się ulicami miasta, obserwując ludzi. Wszystko wyglądało tak, jak na ziemi. Nawet znajdowały się tutaj te same sklepy, czy restauracje.

— Dobra pani — usłyszałam czyjś jęk, gdy mijałam odstęp pomiędzy dwoma budynkami. — Pomóż mi, błagam.

Przystanęłam na chwilę, szukając właściciela tych błagań.

— Tu, na dole — dodała ta osoba ochrypłym głosem.

Spojrzałam tam i ujrzałam pewną staruszkę. Siedziała skulona na ziemi, w podartych i brudnych ubraniach. Jej policzki były zapadnięte, a oczy przekrwione.

— Dobra pani — powtórzyła, wyciągając w moją stronę rękę. — Pomóż mi, błagam dobra pani.

— Niestety nie mam pieniędzy — odparłam smutno, rozkładając ręce. Było mi jej naprawdę żal.

Kiedy byłam w swoim świecie, nigdy nie spotykałam takich ludzi. Może dlatego, że byłam pochłonięta pracą i nie miałam czasu, żeby spotkać się nawet z bliskimi. Wpadając w wir kariery, straciłam to, co najcenniejsze — rodzinę. Nie widziałam, jak mój tata chorował. Nie widziałam, jak mama przez to cierpiała. Niczego nie widziałam aż do chwili, gdy ich straciłam.

— Nie potrzebuję pieniędzy — z zamyślenia wyrwał mnie głos staruszki. Zmarszczyłam brwi, uważnie się jej przyglądając.

— Chyba nie rozumiem — powiedziałam, lekko się uśmiechając.

— Potrzebuję ciebie — odparła, a jej oczy momentalnie zrobiły się czarne.

— Słucham? — zapytałam, cofając się o krok. Staruszka szybko podniosła się, pociągając mnie za nadgarstek.

— Jesteś szczęśliwa, bo masz tutaj opiekuna. Mój mnie zostawił, więc muszę tułać się bez celu, głodować, błagać o litość — splunęła, zaciskając prawą dłoń na mojej szyi. Jak na staruszkę, okazała się naprawdę sprawna, a do tego silna.

— Proszę mnie puścić — szepnęłam, z trudem łapiąc powietrze.

— Jesteś głupiutka, a tacy są najłatwiejsi do załatwienia — zaśmiała się, przyciskając mnie do ściany. — Nie znasz miasta ani nie słyszałaś o pustelnikach? — zapytała, cmokając ustami.

— Nie zna miasta, ale o was słyszała — usłyszałam znajomy głos. — Co do tego, że jest głupia, to się zgodzę. Tylko pakuje się w kłopoty.

Obok nas nagle, nie wiadomo skąd pojawił się Kihyun.

— Myślałaś, że puszczę cię samą? — zapytał, przedrzeźniając mnie. Przeklęłam w myślach, po chwili jednak zmieniając zdanie. Jak dobrze, że Kihyun jednak przyszedł.

— Pustelniczko, powiem ci wszystko krótko i zwięźle — zaczął, chowając ręce w kieszeniach spodni. — Nie mam zamiaru wymieniać tej ślicznej buźki na ciebie, więc musisz znaleźć sobie inną ofiarę.

— A jeżeli ja nie chcę? — zapytała, umacniając uścisk. Mogę się założyć, że robiłam się sina na twarzy.

— Wtedy będę musiał się ciebie pozbyć — rzucił, uśmiechając się pod nosem. — Ewentualnie, łagodniejszą karą może być zawiadomienie Rady Świadomości, chociaż szczerze powiedziawszy, wolałbym się ciebie pozbyć.

Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem, prychając pod nosem.

— Czas upływa — ponaglił ją chłopak, uważnie obserwując każdy jej ruch.

— Bierz ją sobie — warknęła, popychając mnie w jego stronę.

— Dobry wybór — zaśmiał się Kihyun, obejmując mnie ramieniem. — Możesz na chwilę zamknąć oczy i ewentualnie zasłonić uszy? — zwrócił się do mnie.

Spojrzałam na niego jak na idiotę, ale wykonałam polecenie. Chłopak podniósł lewą rękę, powiedział kilka słów, po czym najprawdopodobniej pstryknął palcami.

— Możemy już iść — rzucił, odwracając mnie tak, żebym nie mogła spojrzeć na pustelniczkę.

— Co z nią zrobiłeś? — zapytałam, chcąc spojrzeć za siebie. Kihyun jednak szybko zareagował i uniemożliwił mi to.

— Pozbyłem się jej — odpowiedział jak gdyby nigdy nic.

— Ale przecież dałeś jej wybór — mruknęłam, wypuszczając powietrze z płuc.

— I co z tego? Cholerni sadyści nie muszą dotrzymywać obietnic — odparł, kurczowo trzymając mój nadgarstek. Przygryzłam wnętrze policzka, przewracając oczami. To moje słowa.

— Dzięki, że przyszedłeś — rzuciłam po chwili, oblizując wargi.

Chłopak spojrzał na mnie, szeroko się uśmiechając.

— Nie chcę mieć większych problemów z Radą Świadomości, niż mam teraz. A pochłonięcie ciebie przez pustelniczkę zniszczyłoby mnie w oczach Rady — zaśmiał się, kiwając głową na boki.

— Cokolwiek — burknęłam, marszcząc czoło.

— Ale możesz myśleć, że uratowałem cię z innego powodu. Wiesz, ludzie czasem się tak dowartościowują — rzucił nagle, zabawnie poruszając brwiami.

Spojrzałam na niego spod byka, zaciskając usta w cienką linię.

Czuję, że się nie polubimy, panie Yoo Kihyun.



~~~~~~~~~~~~~~~

Cześć Robaczki!

Z góry od razu przepraszam za wszelkie błędy i mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał!

Buziole~

My second lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz