NIEROZMOWNI

61 7 5
                                    

   Z okrytego gwiazdami nieba prószył delikatnie śnieg, a pod butami słychać było przyjemne trzeszczenie. W pewnym sensie lubiłem zimę. Ale tylko w pewnym.

   Dwa lata temu, jeszcze podczas chłodnej, październikowej jesieni poznałem córkę sąsiadów. Wprowadzili się do parterowego domku obok nas i sprawiali wrażenie niezbyt kontaktowych. Mój ojciec – bardzo pomocny, wygadany i towarzyski człowiek – zaproponował im wsparcie w przenoszeniu mnóstwa kartonów. Na oko czterdziestoletnie małżeństwo zgodziło się na pomoc, ale w wielkim trudem i początkową niechęcią.

   – Dziwni ludzie – powtarzała w kółko moja mama, która również nie grzeszyła hamowaniem się w słowach.

   – Skąd są?

   – Gdzie mieszkali?

   – Dlaczego przeprowadzili się akurat do naszego miasteczka?

   – Czemu nigdy nawet się nie uśmiechną?

– Naprawdę odludki.

   Mama tak bardzo lubiła plotki, spotkania z koleżankami przy lampce wina, krótkie rozmówki przed płotem, a teraz nawet nie miała do kogo się odezwać. Ja chodziłem do szkoły, moja siostra wyjechała na studia, a tata całe dnie spędzał w swojej kawiarni. Był utalentowanym baristą czerpiącym ze swojej pracy nie tylko dobre pieniądze, ale również spełnienie zawodowe i radość.

   – Dzisiaj grabiłam liście przed domem, Lewandowska wchodziła akurat do garażu. Ominęła mnie wzrokiem. Rozumiesz? Tak po prostu! – oburzała się podczas kolacji.

   – Taka niewychowana.

   – Nie rozumiem ich.

   – A ta córka? Jeszcze gorsza istota. Ona to już w ogóle się zachowuje, jakby była pępkiem świata. Wiecznie zadarty w górę nos.

   Próbowałem przekonać mamę, że jeszcze nas dobrze nie poznali, że nie każdy musi od razu każdemu ufać i z każdym rozmawiać, ale do niej nie dochodziły żadne, nawet sensowne argumenty. Była po prostu zbyt zapatrzona w swoje wizje.

   Po dłuższym czasie ich niezbyt normalnego zachowania pomyślałem, że naprawdę muszą kryć jakiś sekret. Albo po prostu nas nie lubią. Iga, córka naszych sąsiadów, dołączyła do mojej klasy. Zauważyłem, że jest jakaś wycofana, cicha, ale nie - wedle słów mamy - arogancka. Na żadnej lekcji się nie odzywała. Na żadnej. Nauczyciele również nie zwracali na nią uwagi, po prostu omijali jej numer i nazwisko w dzienniku. Mogłoby się wydawać, że idealnie wtapiała się w tłum i grała naprawdę niepozorną szarą mysz.

  – Hej. – Próbowałem się przywitać.

   Nigdy mi jednak nie odpowiedziała. Wtedy zrozumiałem, że naprawdę nie warto mieszać się w ich ekscentryczną i antyspołeczną naturę.

   – Rzeczywiście, dziwna ta Iga. – Przytaknąłem na słowa matki żalącej się z powodu kolejnych chłodnych zachowań Lewandowskiej.

   Dwa dni później wróciła moja siostra z okazji przerwy jesienno-świątecznej, więc mama upiekła kilka ciast na powitanie. Zostało bardzo dużo sernika, więc niepewnie wzruszyła ramionami i kazała mi zanieść resztę sąsiadom.

   – Ja? Czemu ja? – pytałem zdezorientowany, kiedy wepchnęła mi do ręki zapakowany pojemnik.

   – Bądź miły – syknęła przez zaciśnięte zęby. – Pokażmy im, co to kultura i życie po sąsiedzku.

   Zdenerwowany, ale też wystraszony zapukałem do ich drzwi. Otwarła mi Iga ubrana w puchaty szlafrok i z włosami upiętymi z luźny warkocz. W pierwszej chwili pomyślałem, że przeze mnie musiała wyjść z łazienki, ale to była tylko piżama.

NierozmowniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz