Ławka.
Na ławce siedzi chłopiec. Puszcza bańki mydlane. Wokół szaleje burza.
W jego myślach również panuje burza. Myśli uderzają jego drobne ciałko jak pioruny, rozszarpują narządy i komórki. Palą wnętrzności.
Chłopiec myśli o życiu. Skąd to wszystko się wzieło. Dlaczego jestem tu, a nie na innej planecie? Dlaczego nie mam swojej małej planety i różyczki jak Mały Książe? Czy jeślij nie byłbym tutaj, byłbym niczym?
Czarną masą w bezdennej nicości, bez uczuć, marzeń i przyszłości? Czy codziennie budziłbym się w ciemności, ciszy? Czy jak umrę, urodzę się na nowo, a może odwiedzę niebo. Czymkolwiek ono jest. Skąd mam wiedzieć, że tam jest skoro nikt go nie widział.
Z nieba spada piorun. Bije w drzewo obok ławki.
Dziura.
Do dziury zmierza orszak, na czele mężczyzna w sutannie. Za nim ludzie z małą trumienką. W niej chłopiec z ławki. Jego małe zwęglone ciałko zachwile zostanie na wieki pogrzebane.
Taki los.
Bezlitosny, jak jak morze. W swej otchłani grzebie bezbronne dusze, które mogły jeszcze latać.
CZYTASZ
Drogi Do Nikąd
RandomLuźne opowiadania. Nigdy nic nie wiadomo. Jak długie, jaki gatunek, jaka tematyka.