Powinienem napisać „dzień dobry", ale ten dzień jest okropny, więc ograniczę się do:
Witam wszystkich czytelników bloga dr Watsona.
Cieszcie się, że Wasze nieskomplikowane umysły nie muszą przeżywać tego co ja. Jakaś część z Was zdążyła się domyślić, a przynajmniej mam taką nadzieję, że tego postu nie pisze John. Jako, że jest teraz w pracy, a ja nie mogę dłużej na niego czekać, postanowiłem napisać to osobiście. Sprawa, którą ostatnio opisał John – „Nakrapiany szal" – (Naprawdę, John? Nie byłeś w stanie wymyślić niż ambitniejszego?) może być moją ostatnią. Umieram. Mój organizm postanowił się zbuntować i uniemożliwić mi normalne funkcjonowanie. Dlatego też chce poinformować, żeDrzwi do salonu otworzyły się i w progu stanął Watson. Spojrzał na skurczonego na kanapie bruneta, który siedział z jego laptopem na kolanach i stukał w klawisze wolniej niż zwykle.
– Kupiłem mleko, tak jak prosiłeś – rzucił z kuchni, zastanawiając się czy użycie słowa „prosiłeś" było adekwatnym posunięciem, zważywszy na to, że Holmes wyraźnie krzyknął za nim, kiedy ten wychodzi do pracy: „John, kup mleko!", bez zbędnych dodatków w postaci „proszę". Blondyn wychylił się zza framugi.
– Dlaczego znowu wziąłeś mojego laptopa? – dodał, spoglądając na rozczochrane loki, opadające Sherlockowi na czoło.– Nie przeszkadzaj mi teraz. Piszę bardzo ważną wiadomość – wychrypiał detektyw, zasłaniając się laptopem. John podszedł do niego i zerknął na ekran.
– To mój blog! – odezwał się zdziwiony.
– Tak, twoje zdolności obserwacyjne są szokujące, John – mruknął, kasując kilka słów, które dopisał w międzyczasie.
John niewiele myśląc wyrwał swoją własność z rąk detektywa i odstawił na ławę.– Możesz mi wytłumaczyć, czemu włamałeś się na mojego bloga?
– Tak dla ścisłości, to nasz blog. W końcu ludzie czytają go ze względu na mnie. – Spojrzał na Johna wzrokiem mówiącym: „Zawsze mam rację", po czym pociągnął nosem, sięgając do kieszeni szlafroka po chusteczkę. Dopiero teraz Watson zauważył, że obok bruneta piętrzy się stos zużytych chusteczek, a na ławie stoją dwa pudełka. Jedno już puste. Sherlock starając się zachować resztki arystokratycznego wyrazu twarzy, potarł zaczerwieniony nos i odezwał się zachrypniętym głosem.
– Muszę napisać informację dla przyszłych klientów.
John przyciągnął laptop i zaczął czytać napisaną przez przyjaciela notkę. Kiedy doszedł do fragmentu, gdzie Sherlock krytykował jego talent do twórczego wymyślania tytułów, spojrzał na detektywa, kręcąc głową. Następne wyrazy wywołały u niego szczere zdziwienie.
– Umierasz? – Popatrzył z zaniepokojeniem na bruneta, który mocniej owinął się szlafrokiem, spod którego wystawało coś beżowego. Watson przymrużył oczy i przybliżył się do przyjaciela.
– Tak, John. To mnie wykończy. Nie mogę myśleć. Czuję, że mój mózg zaraz eksploduje. Jakby ktoś go napompował. A ten cholerny katar nie ma końca – wyżalił się, pociągając żałośnie nosem. Cały majestat jaki usilnie próbował utrzymać prysł w chwili, kiedy dopadł go napad kichania. Po trzech kichnięciach i próbie wydmuchania nosa, spojrzał szklistymi oczami na stojącego obok blondyna.
– To zwykłe przeziębienie – odparł John, kładąc rękę na czole Holmesa. – Od tego się nie umiera. – Sherlock zrobił minę urażonego nastolatka. – Nie w XXI wieku – dodał Watson. – Powinieneś iść do łóżka.
– Dokończę post...
– O nie, nie będziesz wypisywać tam żadnych głupot.
– To nie są głupoty – odparł oburzonym tonem. – Skoro ludzi interesuje moje życie, to mogą wiedzieć, że właśnie się kończy. – Machnął dramatycznie rękami i przysunął kolana do klatki piersiowej, wyglądając rzeczywiście jak chodzące nieszczęście.
![](https://img.wattpad.com/cover/95325941-288-k521090.jpg)
CZYTASZ
Sherlock: The dying detective
FanfictionGdy twój mózg tonie w glutach, nie masz siły ruszyć palcem, a w głowie wybuchła bomba atomowa to wiec, że... SH: Umierasz. JW: Jesteś chory, Sherlocku. Sherlock Holmes and John Watson (c) Sir Arthur Conan Doyle, BBC Story/Fabuła by MushiAkki Art by...