Tydzień pierwszy.
Nie wiem, co się robi z takimi rzeczami. Po prostu nigdy tego nie potrzebowałam. Co takie coś może mi dać? No właśnie. Nie mam nawet kogo się o to zapytać. A nawet jeślibym miała raczej bym tego nie zrobiła. Ale o czym mowa, co? A no mowa o jakimś zeszycie. Ba. Zwykły zeszyt w czarnej twardej oprawce. Z… 116 kartkami, w kratkę. Taki opis. Nic więcej nie jestem w stanie o nim napisać. Po co mi on? Podobno ma za zadanie ułatwić mi… nie czekaj. On ma za zadanie pomóc mi. Ale w czym? Tak dużo pytań… A ja muszę się nad nimi zastanawiać. Tak, to naprawdę jest to, co lubię. Jakiż sarkazm. Kto normalny szuka odpowiedzi na takie pytania? Ja na pewno nie. Chociaż chwila… chyba będę musiała zmienić nastawienie. Tak, to naprawdę jest mi na rękę. Nie jest łatwo. Trudności sprawia mi ból, nie, to jest raczej wewnętrzne ssanie, pragnienie, czegoś, co jest nieosiągalne w moim wypadku. To pragnienie nie chce ode mnie odejść. O ile łatwiej byłoby mi tutaj przebywać, gdyby to uczucie zniknęło. Nie, wróć. Nic nie jest w stanie ułatwić mi pobytu tutaj, chyba że byłoby to natychmiastowe opuszczenie tego miejsca. Tak, myślę, że to by mi w zupełności pomogło i wystarczyło. Nie wiem od czego zacząć. Czuję się głupio, że piszę takie bezsensy. Nigdy nie byłam w tym dobra. No tak, nie będę siebie samej oszukiwać. Przynajmniej nie w tej sprawie. Krótko mówiąc, a może pisząc, jestem beznadziejna w pisaniu. Chyba sam to widzisz? Boże, na głodzie myślę, że jakiś stary zeszyt mnie zrozumie. Jestem totalną idiotką. Tak. Teraz jeszcze będę siebie karcić na kartkach papieru, a może w myślach? Co jest ze mną nie tak? Cholera, kolejne pytanie. Postawię sobie chyba jeszcze jedno: czy ja mam zamiar na nie wszystkie szukać odpowiedzi? Czy aby do tego dążę? To po to ten gruby notes? Super. Z jednego pytania nagle zrobiły się trzy. Takie rzeczy tylko ja potrafię. Czy to wszystko będzie polegało tylko na zadawaniu sobie samej pytań? Czy dzięki temu moja potrzeba będzie zaspokojona? Może ma to na celu odwrócenie mojej uwagi? Póki co moja głowa pulsuje. Chyba dałam sobie za dużo do myślenia. Czemu nie mogę powrócić do tego stanu, kiedy nic wokół mnie nie było w stanie zakłócić mojego dobrego humoru? Czuję jakby zaraz głowa miała mi pęknąć. Brakuje mi moich kolorowych przyjaciół. Dzięki nim mogłam zapomnieć o szarości, rutynie, monotonii. Wtedy było prościej. Nie wiem nawet jaki jest dzisiaj dzień tygodnia. To wszystko przestało mnie obchodzić, kiedy trafiłam tutaj. A teraz wykorzystuję moją dłoń do bazgrania. Tak, nie można tego nazwać inaczej. Nie potrafię pisać ładnie. Pomijając tutaj już styl, ortografię i te inne. I pomyśleć, że kiedyś miłowałam się w językach. Kiedy to było. Byłam młoda, głupia. Nie wiem czy to jest poprawne myślenie. Niektórzy mogą sądzić, że to teraz jestem głupia. O to spytajcie już innych. Ja sądzę, iż teraz, a raczej wcześniej było mi dobrze, wręcz wspaniale. To wszystko zniknęło. Na to miejsce pojawił się ból, nieopisany. Jedyne czego teraz potrzebuję, to zostać samej. Moment… przecież ja już jestem sama. Wokół mnie nie ma nikogo. Żadnego człowieka, przynajmniej nie w tym pomieszczeniu. Jestem tylko i wyłącznie ja. Och, przepraszam, zapomniałam o moim ciele, które domaga się kolejnej dawki. Zapomniałam też o tym bezużytecznym zeszycie, któremu się teraz wyżalam, jest też długopis. Nic nie znaczący, który pozostawia swoje czarne ślady na bladym pergaminie. W tym zeszycie nie ma nawet marginesu. Gdyby był czysty, bez kratek pomyślałabym, że ma pełnić w moim życiu funkcję tabula rasa- czysta karta. Może pod koniec mojego pobytu tutaj tak się okaże. Jednak wątpię. Zadra pozostaje do końca życia. Wiem, że w moim przypadku również tak będzie. Nie będę potrafiła o tym zapomnieć. Sądzę nawet, że to powróci. Możliwe, iż po długim czasie, ale powróci. Nic nie przemija. Nie w moim życiu. Nawet jeśli chcesz zapomnieć, przypominasz sobie. I to w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy właśnie wracasz na prostą. Nie da się. Czy chcę tego uniknąć? Owszem, kto by nie chciał. Jednak z dzisiejszej perspektywy sądzę, że brakuje mi tego. Najchętniej bym stąd uciekła. Z dala od tego wszystkiego. Powróciła do starego rytmu życia. To jest to, czego teraz najbardziej potrzebuję. Ile bym dała za dzień wolności. Podobno potem jest jeszcze gorzej. Musiałabym przez to wszystko przechodzić od nowa, od początku. Te wszystkie uczucia towarzyszące pierwszym dniom, wróciłyby z podwojoną siłą. Ale to wszystko prawdopodobnie. Pytanie- zagadka, chcę tego spróbować? Chcę mieć wolność, by potem zawrócić, być może żałować swoich czynów i zaczynać od pierwszego kroku. Mimo wszystko chęć jest nieodparta, kusząca, z każdą minutą coraz większa. Czy jest możliwość, by była jeszcze większa? Przekonam się za jakieś trzydzieści minut. Nie wiem nawet ile czasu to piszę. Czuję wielką dziurę w mojej głowie. Brak wiedzy na temat dnia tygodnia, godziny, miesiąca, roku. Mój świat zupełnie się zatrzymał, ale kiedy? Tego też nie mogę określić. Głowa cały czas boli. Obraz raz się rozjaśnia, a raz jest ciemny. Można się wściec. Nic nie słyszę. Zupełnie jakbym była głucha. A może jestem? Skąd mam to wiedzieć? Określiłabym to za pomocą oddechu, ale coś mi się wydaje, że to byłoby oszustwo, gdyż przecież czuję kiedy oddycham i jestem przyzwyczajona do tego cichego odgłosu. Czy jest więc jakiś sposób by sprawdzić moją sprawność? Chyba jednak nie dzisiaj. Cholera. Robi się ciemno. Nie mam zbyt dobrego widoku na to, co się dzieje na zewnątrz, gdyż w moim oknie znajdują się kraty. Nie, wcale nie miałam ochoty stąd uciec… nawet mi to przez myśl nie przeszło, w ciągu ostatnich spędzonych tutaj dni. Nie próbowałam też w jakikolwiek sposób pozbyć się tego metalowego ustrojstwa. Wszystko na nic. Siedzi to tam, jakby było przyklejone najmocniejszym klejem. Co kropelka sklei, sklei, żadna siła nie rozklei. Ten tekst był przeze mnie często powtarzany w dzieciństwie i wykorzystywany do zabaw. Jestem dziwna. Piszę w zeszycie o jakimś kleju… Co głód robi z człowiekiem? Czuję mój każdy nerw. Czuję jak pika z niesamowitą siłą, pulsuje pod moją skórą, nie dając mi ukojenia. Odkąd tutaj jestem minęły trzy ciemne noce. Mogę stwierdzić, iż jest to dzień czwarty, a właściwie już czwarta noc. Przywieźli mnie tutaj. Miałam na sobie podartą koszulkę, którą targał zimny jesienny wiatr. Nie przeszkadzało mi to. Nie czułam nic. Byłam szczęśliwa. Moje przemoknięte buty, nie sprawiały, że czułam się niekomfortowo. Wszystko było mi obojętne. Wszystko wokoło uśmiechało się do mnie serdecznie. Drzewa znajdujące się na zewnątrz radośnie machały do mnie swymi gałęziami, zupełnie jakby chciały się ze mną przywitać. Obraz rozmywał się w moich rozszerzonych źrenicach. Nie były one takie ze względu na otaczające mnie piękno, lecz ze względu na działanie narkotyku, który wzięłam jakiś czas wcześniej. Budynek nie wydawał się być szary, w mojej głowie był w kolorach tęczy, ale to zniknęło. Pozostał jedynie biały pokój z wąskim łóżkiem, na którym leżała ciemna pościel i biała poduszka. Naprzeciw łóżka było biurko, z którego i tak nie korzystam. To na nim znalazłam ten zeszyt i długopis. Trzy razy dziennie ktoś przychodzi i przynosi mi jedzenie. Ani razu się tego nie tknęłam. Na drugim końcu pokoju znajdowały się wąskie drzwi, prowadzące do niewielkiej łazienki. Był tam jedynie ręcznik, prysznic, umywalka i toaleta. Nawet lustra nie ma, nie mam się czym pociąć z braku zioła. Po wprowadzeniu mnie do środka przebrali mnie w za dużą koszulę, jak w szpitalu i zaprowadzili do jakiejś kobiety. Nie miałam nic przeciwko. Było mi wszystko jedno, czułam się po prostu szczęśliwa. Ale teraz to wszystko minęło. Chcę żeby mnie stąd wypuścili, a znajdę tego gnojka i własnoręcznie go zatłukę. Jak on mógł mi coś takiego zrobić? Był moim przyjacielem, może nawet kimś więcej, a teraz? Zawiódł mnie. Nienawidzę go za to! Gniję w tym zamkniętym pokoju, jedynie raz dziennie przychodzi po mnie jakiś mężczyzna i zabiera powrotem do tej kobiety. Siedzę w jej gabinecie przez okrągłą godzinę, wpatrując się w wielki zegar, wiszący na ścianie. Ona mówi coś do mnie, próbuje nawiązać kontakt, ale to jest zbyteczne. Jestem jak zahibernowana. Nic do mnie nie dociera, nawet jej nie słucham. W końcu od niej wracam do mojego pseudo pokoju. Kładę się na łóżko i myślę. Matka nie nauczyła mnie płaczu. W życiu nie ma ku temu powodów. To jest jasne, że wszystko przemija, więc nie ma co się użalać. Kiedyś stąd wyjdę, może lepsza, może nie. Muszę zapalić. W tej chwili zadowolę się nawet zwykłym papierosem. Nie mam go. Nie mam czym zaspokoić mojego głodu. Wymiotowałam kilka dni temu. Teraz już nie mam czym. Mój organizm nie dostał pożywienia, choć bardzo się go domaga. Boję się, że jeśli coś zjem, on tego nie przyswoi. Nie uśmiecha mi się znów zwisać nad toaletą. Moim jedzeniem jest woda. Daje mi ukojenie. Piję jej bardzo dużo. Koniec. Minął już chyba tydzień odkąd tutaj jestem. Ten zeszyt noszę cały czas przy sobie. Boję się, że ktoś mi go zabierze. Nikt nie może tego przeczytać. Nie, póki nie wyraziłam na to zgody. Zbyt wiele może się tutaj znaleźć. Za dużo rzeczy, o których oni nie muszą wiedzieć. Nie wierzę w Boga, ale jeśli on istnieje, niech zabierze mnie stąd jak najszybciej i przywróci mi moje kolorowe życie.
_________________________________________
Dodaję to tutaj na próbę. Opowiadanie znajduje się już na blogspocie, ale dajcie mi znać, czy publikować je tutaj i czy jest ktoś chętny na przeczytanie go ;)
YOU ARE READING
Never Ignore What Is In Darkness
Teen FictionCiara: ,, Po prostu czujesz sie ignorowany przez wystarczająco długo... Miło jest czasami poczuć się wyjątkowym." Sean: ,, Wiem, że jesteś szalona, ale daj sobie pomóc..."