Epilog

139 6 4
                                    

20.10.2013

Epilog

Nie wiem, który to tydzień, przepraszam.

Ja po prostu nie mogę uciec, 

To jest jakbyś była ze mną teraz,

Ale słowa, które wypowiadasz,

One zawsze zdają się zanikać,

Odkąd odeszłaś,

Jestem tylko twarzą w tłumie,

Któregoś dnia, któregoś dnia,

Wiem, że powrócisz.

Nie uwierzyłem. Nie mogę uwierzyć. Raczej nie uwierzę. To wszystko moja wina.  Nie wierzę nawet w to, że to piszę. Chyba nie tylko ty jesteś byłaś zwariowana. Chyba mi się udzieliło. Nie. Ty nie byłaś szalona. No, może troszeczkę. Ale nigdy nie odbierałem tego w złym sensie. Wiem, że to właśnie tak mogło wyglądać, ale słuchaj, a raczej czytaj. O matko, co ja pisze... Nikt inny tego nie przeczyta. Nawet Ty. Nie wiem, dlaczego w ogóle to robię. Chyba czuję się zobowiązany. Poza tym to pamiętnik, prawda? Cholera, przecież nie dostanę odpowiedzi. Już wiem, jak musiałaś się czuć. Plątam się we własnych myślach. Może to o to właśnie chodzi. Może Ty też się tak czułaś? Chyba chcę Ci wynagrodzić przez to te dziewięć okropnych tygodni, jakie tutaj spędziłaś. Ale bądźmy szczerzy- po pierwsze, nic Ci tego nie wynagrodzi; po drugie, to i tak nic nie zmieni. Choć bardzo bym chciał. To przeze mnie tutaj wylądowałaś. Wmawiam sobie, że to nie tylko moja wina. Zostawiłbym Cię w spokoju- no nie do końca- gdybyś mi tylko o tym powiedziała. Ale nie zamierzam Cię winić. To była Twoja sprawa, chociaż mam o to do Ciebie żal. Jestem głupcem. Nie powinienem go mieć, bo Ty... Ty... Nie, to jeszcze za wcześnie, nie dam rady. To wszystko mnie przytłacza. Tak się cieszyłem, że wkrótce Cię zobaczę. Nie wyobraziłabyś sobie mojego uśmiechu, kiedy podczas jednej z rozmów z Twoim terapeutą- tak, dalej mnie obchodziłaś i martwiłem się o Ciebie, byłem na bieżąco z Twoimi wynikami, nie porzuciłem Cię- dowiedziałem się, że wreszcie zaczęłaś mówić. Podobno nadal niezrozumiale i lakonicznie, ale wreszcie był postęp. Miałem nadzieję, na lepsze, na poprawę. Wierzyłem, że wyjdziesz stamtąd, bo tylko tego chciałem. Nawet nie wiesz, jak bardzo zły na siebie byłem, kiedy Cię tam zostawiłem. Krzyczałem do ścian każdego pieprzonego dnia, bo straciłem najważniejszą osobę w moim życiu. Zanim to zrobiłem, myślałem, że to jest to, co powinienem zrobić. To nie była prawda. Kochałem Cię taką uśmiechniętą, nawet jeśli tak działo się tylko wtedy, gdy wcześniej się upaliłaś. Kochałem Twój uśmiech, te dołeczki jemu towarzyszące...Kochałem Ciebie. Błąd. Ja nadal Cię Kocham i nigdy nie przestanę. Ostatni telefon wbił mi nóż zarówno w plecy, jak i w serce. Nadal nie jestem tego w pełni świadom. Nie mam pojęcia, kiedy to do mnie dotrze. Przez trzy dni i trzy noce nie byłem w stanie się podnieść i pozbierać. Płakałem jak nigdy. Nawet po śmierci własnej matki nie rozpaczałem tak bardzo, a byłem z nią dość blisko. Pamiętam, jak mi tego zazdrościłaś. Mimo wszystko nigdy nie powiedziałaś mi tego wprost. Mogłem to wyczytać w Twoim spojrzeniu. Inaczej nic bym o Tobie nie wiedział. Byłaś strasznie skryta. Wołami nie dało się z Ciebie najprostszych rzeczy wyciągnąć. Byłaś silna, jak nikt inny. W głębi duszy, zawsze Cię podziwiałem. A teraz? To ja doprowadziłem do Twojej śmierci. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Nie pamiętam za to, ile czasu zajęło mi doprowadzenie się do względnego porządku- chociaż tego zewnętrznego, bo w środku jestem bezużyteczny- ale wreszcie tam dotarłem. Jedyne, co mi przekazali, to Twoje ciało i ten czarny zeszyt. Nie wiedziałem, o co chodzi. Teraz już wiem wszystko. Jeden zeszyt, a zawiera tak wiele odpowiedzi. Przynajmniej dla mnie. Odnośnie ostatniego pożegnania- skremowałem Cię, tak jak zawsze mówiłaś. Śmieszyło mnie, gdy zwykłaś mówić, że nie zamierzasz gnić z robalami, teraz w pełni podzielam Twój wybór, bo mogę Cię mieć nadal blisko siebie i wiem, że mnie nie opuścisz, tak jak ja opuściłem Ciebie na te dziewięć tygodni. Najgorsza podjęta przeze mnie decyzja w życiu, najgorsze dziewięć tygodni w moim życiu. Już gorzej być nie może, bo ja umarłem razem z Tobą. Może ciałem wciąż tutaj jestem, ale duchem już dawno mnie nie ma. Wiesz, czasami mi się śnisz. Mówisz do mnie, a ja Cię słucham. Spijam każde słowo z Twoich pełnych ust. Moje oczy wpatrują się w Twoje, które już nie są pełne blasku, jak kiedyś. Nawet nie są czerwone od zioła, są puste. Mimo to, są dla mnie najpiękniejsze. Twoja matka jeszcze nie wie. Odbierałem od niej pocztę każdego tygodnia, ale nie odpisywałem. Bo co miałbym napisać? Że wsadziłem Cię do jakiegoś zakładu? Chyba zginąłbym wcześniej, niż Ty. Nie wiem, co mam zrobić. Zbyt długo to trwa. Dłużej nie potrafię tego znieść. Z każdym dniem jest coraz gorzej. Coraz bardziej za Tobą tęsknię, mając świadomość, że już nigdy nie powrócisz i to mnie dobija. Ale znalazłem rozwiązanie. Właśnie leży na moich kolanach i tylko czeka, by wziąć go do rąk i pociągnąć za spust. Chyba właśnie nadszedł na to czas. Zbyt długo to odwlekałem, użalając się nad sobą. Nie martw się, skarbie. Widzimy się za chwilę...

_____________________

Dziękuję tym, co czytali, a przede wszytskim tym, którym się podobało :)

Dziękuję za wszystko~Lady Morfine <3

Never Ignore What Is In DarknessWhere stories live. Discover now