Nienawidzę swojego życia.
Wbiłam wzrok w jaśminowy sufit i głośno wypuściłam powietrze z ust. Pozostając w bezruchu rozejrzałam się po pokoju - wszystko było takie same. Takie same czyste ściany, takie same okno w widokiem na plażę, taka sama wielka, antyczna toaletka, ta sama drewniana gitara, te same obrazy Olivii i Meredith, takie samo duszące, słodkie powietrze, które wypełnia mnie niczym alkohol. Nagle rozległ się głośny, przenikliwy dzwonek telefonu gdzieś w kuchni. Poczekałam, żeby podzwonił jeszcze kilka sekund, po czym mozolnie zsunęłam się na puszysty dywan koło łóżka. Nic nie wskazywało na to, że ma zamiar przestać dzwonić, więc ostatecznie podniosłam się i zeszłam na dół.
Schodząc boso po schodach czułam pod stopami każdy kawałek sierści, który jakimś cudem przetrwał bitwę z najnowszym odkurzaczem Tanii.
-Idę przecież - wrzasnęłam na widok wibrującego telefonu. W ostatniej chwili chwyciłam słuchawkę i przyłożyłam do ucha.
-Halo? - zapytałam zakładając swoją perfekcyjną maskę. Tę, którą wszyscy lubią. Bo przecież tak się robi. Bo przecież wszyscy tak robią.
-Już myślałem, że nie odbierzesz - zaśmiał się do słuchawki dobrze znany mi głos. Z radości krzyknęłam do telefonu natychmiast zrzucając z siebie przykrywkę.
-Ed! - zawołałam wskakując na blat i przebierając stopami jak dziecko, które ma za chwilę dostać cały koszyk czekolady. -Myślałam, że już nigdy nie zadzwonisz!
-Jeszcze nie umarłem - odpowiedział zabójczo poważnym tonem.
-Szkoda - szepnęłam do słuchawki. Chciałam uzyskać efekt złodupca, jednak zamiast tego zarechotałam jak gimnazjalistka. Ed odpowiedział mi śmiechem, po czym kazał mi się opanować. Przewróciłam oczami, a on, jak na przyjaciela przystało, to usłyszał i zrobił to samo. A przynajmniej takie mam przeczucie.
-Dobra, ale do rzeczy - powiedział po chwili. Cichym chrumknięciem zachęciłam go , żeby mówił dalej, a sama zeskoczyłam z wyspy kuchennej i zaczęłam wałęsać się po całym domu.
-Wracam - szepnął, jakby to było tajemnicą. -Na scenę, do studia, do ludzi, na facebooka, twittera, gale -odpowiedział na moje niepewne milczenie.
-To dobrze, bo znudziło mi się już nagrywanie piosenek z lamusami - odparłam pół żartem pół serio. Na szczęście Ed potraktował to jako 60% żartu i 40% prawdy śmiejąc się głupkowato.
-Ale wiesz, że nie dzwonię tylko z tym - powiedział zażenowany, kiedy się już opanował. Zamyśliłam się na chwilę, po czym ni stąd ni zowąd wypaliłam:
-Ćpasz?!
-Nie, nie, jasne, że nie - oburzył się, ale ja odetchnęłam z ulgą. -Po prostu... mam taką znajomą i... wiesz, stara przyjaciółka rodziny, nie wypadało odmówić...
-Ed - przerwałam mu przejeżdżając dłonią po twarzy. -Strasznie się jąkasz, wiesz? Może po prostu przyjedziesz do mnie i o tym pogadamy?
-W porządku - odpowiedział niepewnie, a ja posłałam mu buziaka przez telefon.
-Wpadaj kiedy chcesz, tylko uprzedź mnie pięć minut wcześniej, ok?
-Ok. To do zobaczenia, T-Swizzle - prychnął. Gdzieś w tle miauknął kot. Olivia widocznie to usłyszała, bo odpowiedziała przeraźliwym piskiem. Uciszyłam ją gestem ręki, jednak no, to Olivia, więc krzyknęła jeszcze głośniej.
-Do zobaczenia, Sheeran - rzuciłam. Chciałam jeszcze coś dodać, ale Ed już się rozłączył. Przewróciłam oczami i odłożyłam telefon (co mi chwilę zajęło, bo jak się okazało, wywędrowałam aż do gabinetu). Teraz trzeba było zająć się sobą. Rozmowa z Edem pomogła mi bardziej niż mogłam przypuszczać. Nienawidziłam swojego życia o jakieś dwie dziesiąte mniej. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy czegoś nie upiec. Kiedy Ed przyjdzie, co prawdopodobnie nastąpi w nocy, będę miała czym go poczęstować. Do tego dostaniemy przepustkę do obżerania się sernikiem, no bo przecież nie widzieliśmy się cztery miesiące. Z inspiracją i, nie ukrywam, krztą radości podeszłam więc do największej szafki. Wyjęłam mąkę, cukier i proszek do pieczenia, po czym zaczęłam wyciągać ser z lodówki, jednak przeszkodził mi on. Głośny, tłusty, obrzydliwy dzwonek mojej służbowej komórki. Poczułam jej wibrowanie w mojej tylnej kieszeni i nawet bez wyjmowania wiedziałam, kto i po co dzwoni. Zamknęłam oczy, które zaczęły mnie niespodziewanie piec. Smutna gwiazdeczka z depresją, ojej, ale ty biedna, usłyszałam gdzieś z tyłu głowy. Za mało ci pieniążków? Westchnęłam i wyjęłam z kieszeni dżinsów Samsunga w miętowej obudowie.
-Halo? - powiedziałam cicho, żeby opanować drżący głos.
-Taylor! - wykrzyknęła po drugiej stronie wysokobrzmiąca kobieta. Westchnęłam i na jednym oddechu odpowiedziałam:
-Mam przyjechać, prawda?
-Tak, słońce - potwierdziła Caroline. Zaczęłam powoli zbliżać się do holu. Kiedy menadżerka nawijała coś o moim nowym albumie zdjęłam z wieszaka długi, brązowy płaszcz i założyłam granatowe conversy.
-To za ile będziesz na miejscu? - zapytała Caroline, gdy skończyłam wiązać sznurowadła. Luknęłam na zegar w kształcie kota na przeciwko mnie i przytrzymując telefon mruknęłam:
-Nie wiem, do dwudziestu minut.
Menadżerka przytaknęła, kazała mi myśleć o fanach, po czym rozłączyła się zostawiając mnie z głupią ciszą. Z przygnębieniem zadzwoniłam po kierowcę, a kiedy zakończyłam rozmowę, zauważyłam, że przez cały czas Meredith i Olivia przyglądają mi się z ciekawością.
-Muszę iść - powiedziałam ze smutkiem wyciągając z kieszeni kocie chrupki, które zawsze przy sobie trzymam. Rzuciłam im kilka, ale obie wzgardziły tym i dalej wbijały we mnie wzrok. Przeprosiłam je cicho i nie mając czasu na zabawy odwróciłam się do drzwi frontowych. Myśl o fanach, mówiłam sobie przyglądając się listowi siedmioletniej Helen oprawionemu w białą ramkę wiszącym tuż obok drzwi. Westchnęłam zmęczona tym wszystkim i z sentymentem przejechałam dłonią po szkle.
Z zewnątrz dobiegł mnie dźwięk klaksonu srebrnego Audi. Jeszcze raz pożegnałam się z kotami i w lekkim pośpiechu wyszłam do samochodu.
-Dzień dobry, pani Swift - przywitał się ze mną kierowca spoglądając na mnie w lusterku.
-Dzień dobry, panie Shey - uśmiechnęłam się delikatnie wyciągając z kieszeni cukierek na gardło (nie, nie z tej, w której była kocia karma).
-Tam gdzie zawsze? - zapytał i nie czekając na odpowiedź wstukał w GPS nazwę studia, do którego miałam pojechać. Tak czy inaczej, przytaknęłam. No i ruszyliśmy. Ruszyliśmy do piekła.
CZYTASZ
Kochanie, nigdzie nie pójdziesz
FanfictionTaylor Swift to znana na całym świecie piosenkarka, która wydaje się być dla wszystkich otwartą księgą. Ładna, zgrabna, niezależna to jej książkowa definicja, każdy ruch zaplanowany idealnie, by dobrze wyglądać i w domu, i na scenie. Ale od jakiegoś...