II

27 8 2
                                    

Wchodząc do studia natychmiast otuliło mnie chłodne powietrze. Wyjęłam słuchawki z uszu, co uświadomiło mi jak głośno słuchałam muzyki, która przytłaczająco dudniła w moich dłoniach. Rozejrzałam się po pokoju o wielkości przeciętnej sypialni - sprzęt do nagrywania z najdroższym mikrofonem stał za wypucowaną szybą. Ściany obite kremową wykładziną ozdobione były jakimiś abstrakcyjnymi obrazami malarza, o którym nigdy nie słyszałam. W studiu nie było też żadnych okien, więc na suficie wisiało mnóstwo świecących na biało lamp nadających pomieszczeniu chłodny nastrój. Na jednej z szarobłękitnych sof siedziała zamyślona kobieta. Proste, hebanowe włosy ze srebrnymi pasemkami spływały po jej długiej szyi. Głęboki dekolt odsłaniał kawałek koronkowego stanika pasującego kolorystycznie do kwiecistej tuniki sięgającej aż do kolan. Żadna część jej nóg nie była odsłonięta, bo to, czego nie zakrywała tunika, zakrywały wysokie zamszowe kozaki na wysokim obcasie. Kiedy w końcu zauważyła mnie stojącą w progu i opartą o framugę brzozowych drzwi, podniosła na mnie swoje wielkie, granatowe oczy.
-Taylor - powiedziała. Każde jej słowo brzmiało jak przejeżdżanie widelcem po talerzu, a może po prostu tak mi się wydawało.
-Caroline - odpowiedziałam zdejmując płaszcz i kładąc go na najbliższym krześle. Z wiszącego powyżej haka zdjęłam kaszmirowy szal i owinęłam go sobie wokół szyi, żeby osłonić struny głosowe przed atakiem klimatyzacji.
-Co dzisiaj nagrywamy? - spytałam beznamiętnie wkładając ręce do kieszeni dżinsów. Caroline zachęciła mnie gestem dłoni do podejścia bliżej i klepiąc sofę pokazała mi, gdzie usiąść. Usiadłam więc,a miękki materiał ugiął się pode mną jak najlepszy materac. Menadżerka podniosła z ławy plik pokreślonych kartek, które przewracała, aż w końcu doszła do strony 22.
-Sprawa wygląda tak - powiedziała przeciągając samogłoski. -Przejrzałam twój tekst, ale ani mi, ani Michaelowi, ani Fel nie wydał się zbyt... ciekawy.
-Ciekawy? - uniosłam prawą brew krzyżując ramiona na piersi. Decent Years miał być pierwszym utworem na mojej nowej płycie, który napisałam w przypływie emocji jak za dawnych lat. Piosenka opowiadała historię dziewczyny, która jak każdy ma wzloty i upadki, a wszystko dzieje się na tle malowniczych Indii.
-Nudny, może to lepsze określenie - rzuciła Caroline tuląc do piersi arkusz. -Romantyczna ballada dla dojrzałych odbiorców, tylko ty i gitara? Tay, to mogło przejść w 2008, ale teraz ludzie chcą czegoś więcej. Czegoś, co można będzie zamówić na dyskotece, bez trudnych słów, żeby można było pośpiewać w barze karaoke przy kuflu dobrego piwa.
Słuchałam uważnie, co mówi Caroline, ale za cholerę nie mogłam zrozumieć o co jej chodzi. Nie chciałam, żeby moja muzyka zatrzymała się na poziomie potańcówek, jako pisarka miałam nadzieję pójść dalej, szerzej, wzbudzać u odbiorców emocje inne niż radość, że w końcu można do czegoś potańczyć. Tępe słówka, najwyżej dziesięć wyrazów na zmianę to nie piosenka, cisnęło mi się na język. Moja muzyka powinna mieć własną duszę, historię, wzbudzać refleksje.. Moim celem od zawsze było sprawić, by słuchacze mogli poczuć to co ja, kiedy pisałam - złość, smutek, radość, żal, samotność... Emocji nie można przecież zamykać w pustych słowach, w dodatku nie moich.
Caroline widząc moją niepewną minę podała mi arkusz, który cały czas trzymała przy sobie.
-Poprosiliśmy znajomego, żeby się tym zajął - powiedziała spoglądając na mnie z uśmiechem. -Jest DJ'em, więc zna się na tym, co lubi teraz młodzież. Pomógł nam napisać tekst, ustalić melodię i jedyne, co nam zostało to ją nagrać.
Wzięłam do ręki kartkę i mrużąc oczy spojrzałam na czarny tusz pokreślony czerwonym długopisem jak sprawdzian. Decent Years było właściwie skreślone jednym wielkim iksem, a obok napisany był na nowo tekst nie mający żadnego związku z moją piosenką.
-Great Party? - przeczytałam tytuł marszcząc brwi. Podniosłam wzrok na Caroline, która patrzyła na mnie z ekscytacją niecierpliwie wyczekując mojej reakcji. -Przecież tu nie ma ani krzty mojej piosenki!
-No tak, ale chociaż zobacz tekst - zachęciła mnie menadżerka przysuwając się i zaglądając mi przez ramię w arkusz. -Jest prosty, chwytliwy i zabawy. A to wszystko, czego potrzeba dzisiejszym nastolatkom.
-Mhm - mruknęłam przewracając oczami. Caroline to się zdecydowanie nie spodobało, zganiła mnie więc wzrokiem i palcem wskazała na tekst napisany czarną kursywą.
-Zobacz - powiedziała z naciskiem. -Już i tak jesteśmy o miesiąc w plecy przez ten twój urlop.
-Ale jeśli mi się nie spodoba, nie chcę tego nagrywać - odpowiedziałam zdecydowanie. Menadżerka spojrzała na mnie ze złością, po czym niespodziewanie rozluźniła się i spokojnie powiedziała:
-Dobrze.
Zdziwiona jej reakcją rzuciłam okiem na treść. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam czytać:
-Life is just an act
Full of bitches, full of lies
You never know, what will happen next
You never, you never know
So let's just forget about our worries
For a minute or two
Let's throw a great party
Just for me and you
Great party, great party, amusing party
Fucking wonderful party, bitch

-
Fucking wonderful party, bitch? Caroline, nie chcę czegoś takiego w moich piosenkach - oburzyłam się kładąc kserówkę obok z niemałym obrzydzeniem. -Moje piosenki... one mają coś znaczyć. To nie jest sztuka, a ja chcę tworzyć sztukę. Chcę być artystą, wierzę, że jestem artystą, Caroline! A takim czymś mnie po prostu obrażasz.
-Taylor, Taylor , Taylor - zaśmiała się menadżerka mierzwiąc mi włosy. Odsunęłam się gwałtownie patrząc na nią z niezrozumieniem, na co kobieta natychmiast pospieszyła mi z odpowiedzią:
-Sens jest w każdej piosence. Wystarczy poszukać. W tej jest na przykład, że życie trzeba wykorzystać, bo jest krótkie.
-Nie, nieprawda - protestuję wskazując na arkusz. -W tej piosence chodzi o to, żeby mieć wszystko w dupie. A dobrze wiesz, że ani ja, ani moi fani nie popieramy takiej postawy.
-Naprawdę?
-Tak! - wykrzykuję gwałtownie gestykulując. -Caroline, czy ty w ogóle słuchałaś moich piosenek?
-Zrobiliśmy ankietę - powiedziała menadżerka pozostawiając moje pytanie bez odpowiedzi. -Daliśmy im tekst twojej starej piosenki i tej, zgadnij ile wybrało twoją? 9% - skwitowała kobieta. Bezdźwięcznie wbiłam wzrok w kolana próbując odeprzeć od siebie tę informację.
-Zrozum, kochanie - dodała cicho Caroline, co jeszcze bardziej mnie rozjuszyło. -Ludzie nie chcą arcydzieł, oni chcą czegoś, co wpada w ucho. Przykro mi, ale takie mamy czasy.
Wzdychając podniosłam się z kanapy i  zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju. Miałam tego wszystkiego dosyć, dosyć Caroline, dosyć studia, dosyć sztucznych nie-moich piosenek bez znaczenia. Z furią chwyciłam płaszcz i zarzuciłam na siebie. W dzikim rytmie bicia mojego serca wyciągnęłam dłoń w stronę klamki, gdy nagle Caroline rzuciła swój ulubiony tekst:
-Pomyśl o fanach.
Tym tekstem zawsze wygrywała. Zastygłam w bezruchu, a w uszach brzęczały mi okrzyki radości wszystkich Swifties stojących pod sceną. Ich wielkie, szerokie uśmiechy, dla których zrobiłabym wszystko, byleby tylko nie zgasły. Zamknęłam oczy próbując odizolować się od świata zewnętrznego, jednak wszystkie jego czynniki nadal uderzały we mnie niczym słone fale oceanu. Dłoń mimowolnie opadła mi z klamki, a płaszcz zsunął się z moich barków na podłogę.
-Taylor Swift nie dba o swoich wiernych fanów, już widzę te artykuły - chciałam ją wyśmiać, ale nie mogłam, bo ja też widziałam te nagłówki. Oprócz tego widziałam siebie siedzącą w domu pod szafką w pokoju gościnnym, łzy spływające po moich zaczerwienionych policzkach. Może wszyscy mają rację? Może po prostu mają rację, a ja boję się do tego przyznać? Może jestem nikim, nic nie wiem i potrzebuję kogoś, żeby mną pokierował? Jestem tym kim jestem nie tylko dla siebie, mam ludzi o których muszę dbać, bo chociaż ich nie znam, to są moją rodziną, którą adoptowałam wraz z muzyką. Więc co by mi było po spełnieniu się, wydaniu tej jednej, cholernej piosenki, jeśli nikogo bym tym nie uszczęśliwiła? Jaki jest cel uszczęśliwiania siebie, jeśli w tym samym czasie zawodzisz innych? Żaden. Dlatego z zaciśniętymi zębami i powiekami, które zabarykadowały morze łez szepnęłam zrezygnowana:
-Podaj mi ten cholerny tekst.

Kochanie, nigdzie nie pójdzieszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz