Rozdział 1

362 15 3
                                    

~~~~•••~~~~
Już na wstępie chciałabym poinformować, że to moja pierwsza tego typu praca i jeżeli ktoś ma jakieś uwagi, to z chęcią ich wysłucham.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się moja "twórczość".

Życzę miłego czytania 😁😊😊😆
~~~•~~~

Dźwięk budzika- rzecz, za którą chyba każdy nie przepada. Szczególnie jeżeli jest to pierwszy dzień szkoły po świątecznych feriach. Powolnym ruchem sięgnęłam po telefon i wyłączyłam budzik.

-Jeszcze pięć minutek i wstaję. - mruknęłam sama do siebie i nakryłam się kołdrą po uszy.
Nie potrzebowałam dużo czasu, żeby znowu paść w ramiona Morfeusza.

Ocknęłam się. Nie miałam pojęcia która jest godzina i jak długo spałam. Szybko wstałam z łóżka i sprawdziłam czas ...

-No nie! Jest 6:25! Za dwadzieścia minut mam autobus!- przerażona podeszłam do fotela, na którym wcześniej odłożyłam ubrania przygotowane na dzisiejszy dzień.

Szybko się ubrałam i zbiegłam do kuchni. Nie miałam czasu na przygotowanie sobie śniadania, więc zrobiłam sobie herbatę i zjadłam jabłko przyglądając się parującemu z kubka napojowi. Po spożyciu tego jakże "bogatego" śniadania wyrzuciłam ogryzek do śmieci i wzięłam łyk słodkiej, gorącej herbaty. Następnie szybkim krokiem udałam się do toalety. Dokładnie umyłam zęby i twarz. Nie tracąc czasu mniej więcej  (chociaż tak nawiasem mówiąc to chyba mniej niż więcej) rozczesałam włosy i zwiazałam je w luźny kucyk. Przejrzałam się w lustrze. Moim oczom ukazała się niezbyt ładna, drobna, blondwłosa dziewczyna. Chociaż miała okulary to było widać jej duże, niebiesko-szare tęczówki. Tak właśnie wyglądałam. Miałam jeszcze 5 minut do autobusu, a ja przeglądałam się w lustrze (no jakżeby inaczej). Zbiegłam po schodach (bo lustro miałam na górze), szybko założyłam buty, kurtkę, czapkę i szalik. Zarzuciłam plecak na plecy i ostatni raz przejrzałam się w lustrze (geniusz). Niczym opętana wybiegłam z domu i zamknęłam drzwi na klucz, a następnie jak rakieta ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. Na szczęście nie mam do niego dalekiej drogi, a autobus zwykle się spóźnia... No właśnie, ZWYKLE, ale akurat dzisiaj musiał przyjechać przed czasem. Kiedy zauważyłam mój jedyny transport na horyzoncie zaczęłam biec ile miałam sił w nogach. Zdążyłam w ostatniej chwili. Zdyszana wpadłam do autobusu i w jednym momencie poczułam na sobie wzrok wszystkich pasażerów. Nie chcąc zwracać na siebie większej uwagi ustałam obok biletomatu- bo jak zwykle nie było już miejsca siedzącego- i tak przebyłam resztę drogi.
Wysiadłam na swoim przystanku o 7:15. Teraz czekała na mnie ok. piętnastominutowa droga do "najukochańszej na świecie" szkoły. Na miejsce, w którym miały odbyć się kilku godzinne tortury (oczywiście chodzi o lekcje) dotarłam wpół do ósmej. Oddałam kurtkę do szatni i udałam się pod salę, w której miała odbyć się pierwsza lekcja. Na ławce pod oknem jak zwykle czekała na mnie przyjaciółka. Na mój widok od razu się uśmiechnęła i wpadłyśmy sobie w ramiona. No i standardowo rozpoczęła się rozmowa co u każdej z nas działo się przez te dwa tygodnie, a u mnie nie jedno się zdarzyło...

~~•~~
Wiem, że krótkie, ale mam nadzieję, że się spodobało
Dziękuję za przeczytanie i zachęcam do zobaczenia pracy Astriddeanerys 😘😘😘

Nie trać nadziei [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz