(2) Lucyfer? Demony w Pancerzach?

18 1 3
                                    

~~~~~~~~

Po przydziale do odpowiedniego dla nas domu usiedliśmy przy stole. Cały czas czułam na swoich plecach natarczywe spojrzenie wiercące w nich dziurę. Dyskretnie się odwróciłam i zauważyłam blondyna przy stole ślizgonów, który się na mnie ciągle patrzy. Szturchnęłam delikatnie chłopaka o kruczoczarnych (Albo brązowych jeśli tak uważasz) włosach i zielonych jak Avada oczach ukrytych za okularami.

-Hej, Jesten Lou albo Lea. A ty?-zapytałam

-Jestem Harry-uśmiechnął się co odwzajemniłam

-Mogłabym wiedzieć co to za blondasek przy stole węży?-zapytałam ponownie. Harry'emu zrzedła mina. Chyba nie mieli zbyt dobrych kontaktów.

-To Draco Malfoy, Książe Slitherinu. Tych oślizgłych węży (Jeśli lubisz Slitherin to przepraszam jeśli cię uraziłam ;<)-prychnęłam

-Do księcia mu jeszcze bardzo daleko-Damian, Harry i jakiś rudy chłopak parskneli śmiechem lecz im uśmiechy spełzły z twarzy. Damiana piękne, czarne oczy miały teraz kolor burzowego nieba-Bał się czegoś. A ja nadal chichotałam.

-Coś cię śmieszy Crew*?-powiedział z wyższością lodowaty głos za mną. Nie musiałam się odwracać aby wiedzieć kto zakłóca mój spokój i straszy kolegów.

-Panie Snape. Proszę mi nie straszyć kolegów. Nie powinien profesor iść na stanowisko dementora? Wystarczy, że Pan przejdzie obok jakiegokolwiek człowieka to wyssie profesor całe szczęście i szczęśliwe wspomnienia.-przy ostatnim zdaniu powoli się obracałam. Gdy byłam już na wprost nauczyciela zauważyłam, że jego twarz dorównuje kolorem pomidora albo tła godłu Gryffindoru.

-Jak ty śmiesz mnie obrażać?!-Krzyczał zdenerwowany. Dyrektor oglądał tą sytuację z wyjątkowym rozbawieniem. Profesor McGonagall chciała zareagować lecz Dumbledor zatrzymał ją ruchem dłoni.

-No wie pan, Ja wszystko mogę... Jestem podopieczną samego Lucyfera i Hadesa. Panów piekła i śmierci, zmarłych...-szeptałam cichutko-Jak zechcę to oni mi ześlą mnóstwo opancerzonych demonów, szkieletów, duchów i innych postaci nieumarłych, nieżyjących już dawno.

Profesor zbladł. Jego przerażenie było widoczne z odległości 12 hektarów (1 Hektar= 100 arów, 1 ar = 100 m² więc 12 hektarów = 1200 arów - 12 000 000 m² ^^).

-Ty mnie obrażasz?!? Nie masz prawa!!!-Wrzeszczał nadal cały blady jak kartka papieru.

-Och mam prawo. A ty mi nic nie zrobisz śmieciojadzie Voldzia-szeptełam i wzruszyłam ramionami. Wiele osób wokół płakało ze śmiechu inni się z niego tarzali po ziemi a jeszcze inni byli bardzo zdziwieni moim zachowaniem w stronę najbardziej surowego nauczyciela w szkole.

Snape odszedł ode mnie przerażonym krokiem na drżących nogach. Usiadłam przy stole i uśmiechnęłam się do przyjaciół, jeśli Harrego można tak nazwać. Odwzajemnili to.

-To będzie baaaardzo długi rok szkolny-powiedziałam do nich.

-Co racja, to racja-powiedział filozoficznie Damian, drapiąc się po brodzie.

Moja głowa opadła pod swoim ciężarem udeżając moim czołem o stół z głośnym hukiem....

_____________________________

WItam! Dzisiaj tylko ja ^^ No więc tego, ten... Ten rozdział jest Ch*jowy ;-;

Tak wiem nie postarałam się ale to tak na szybko.

Najbardziej mi chyba wyszła ta kłótnia Snape'a ze mną! <3

Pozdrawiam Cher, która poraz kolejny mi zaspamiła komentarzami (z czego się cieszę) poprzednie rozdziały żebym coś dodała bo się niecierpliwi :P

Tak się różnią, a jednak są tacy sami...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz