Rok 2125. Hawaje. Hilo.
Kilka dni temu do oficjalnej wiadomości podano zagrożenie tsunami. W całym stanie utworzono dwie grupy.
Jedna w kolorach błękitu, druga żółci. Łączy je cel.
Przetrwać.
Błękit postanowił zostać. Żółć uciekać.
Zapowiedzią śmierci był czysty, delikatny głos. Głos niebios.
Nikt nie wiedział kiedy to się stanie. Nikt nie przewidywał.
W kilka chwil drużyna żółci musiała ewakuować się z jednego z najwyższych budynków.
Nikt nie wiedział kto jest kim. Żółci i błękitni.
Początek końca.
Jedni rzucają się do drzwi. Drudzy stoją spokojnie, spoglądając przez duże okna.
On i Ona. Ona i On.
On ciągnie ją do wyjścia. Ona się sprzeciwia.
On jest żółty. Ona błękitna.
W ułamku sekundy im obojgu zawala się świat.
Oboje wiedzą, że nie mają na to wpływu.
W pomieszczeniu znajdują się tylko oni. Oni są najważniejsi. Ta chwila jest najważniejsza.
Przytulają się i składają ostatni pocałunek.
On odchodzi. Ona zostaje.
Stoją po dwóch stronach tego samego pomieszczenia.
Widzą się po raz ostatni. Wiedzą o tym.
On znika. Ona podchodzi do okna.
Ludzie. Tłok. Przerażenie. Nie istnieją. Teraz jest tylko smutek i samotność w tłumie.
Ona widzi przez szkło jak On biegnie.
Zamyka oczy.
Jest we wspomnieniach. Chce tam zostać.
Piosenka się skończyła.
Ma nadzieję, że On uciekł choć wie, że to niemożliwe. Jej pojedyncza łza spada na miętową sukienkę. Czuje lekkość jakby unosiła się w powietrzu.
Nadal wierzy, że jeszcze się spotkają.