prolog

18.7K 639 1.2K
                                    

Spotkali się na uniwersytecie i przyrzekli sobie, że będą przyjaciółmi na zawsze. Aż do nocy karaoke, która skończyła się z ich ciałami i językami splecionymi na tylnym siedzeniu samochodu Louisa.

Od momentu, w którym dotknęli swoich ust, Harry wiedział. Natychmiastowe natchnienie i pasja jakie znalazł w Louisie było rzadkie. Kiedy już raz to poczuł, nie mógł odpuścić. Raz go dotknął, nie mógł przestać. Przeszli z najlepszych przyjaciół w związek w zaledwie kilka tygodni. Louis był Harry'ego, w pewnym sensie, ale on chciał go w innym sensie. Po dwóch latach związku oświadczył mu się, stał się jego mężem i ojcem ich dzieci.

Teraz ich życie było prawie idealne. Prawie, bo stale byli wypaleni i zmęczeni pracą i opieką nad dziećmi. Isabelle właśnie skończyła cztery lata, a George dwa.  Mieli więcej energii, byli bardziej dowcipni i pomysłowi, a zatem małżeństwo miało ręce pełne roboty. Zuko, ich duży, włochaty pies chronił dzieci, ale sam potrzebował trochę uwagi, tak samo jak Ziggy, ich rudy kot.

Życie w ich domu było świetliste. Cały tydzień był twardy i szorstki, a w weekendy były jak podmuch zimnego powietrza. Gotowanie z Louisem było stałym elementem sobót i niedziel. Oglądanie filmów i drzemki całą szóstką (włączając zwierzęta) w łóżku było czymś, czym Harry cieszył się najbardziej.

- Życie jest takie dobre - powiedział swojej mamie. - Przepraszam, że nie znajduje czasu, żeby do ciebie dzwonić, ale czuje się dobrze. Dzieci też. Louis też, chodź chodzi troszkę poddenerwowany.

- Nie wmówisz mi nic póki nie zobaczę was osobiście - odrzekła swoim delikatnym głosem. - Odwiedźcie nas tak szybko jak tylko będziecie mogli. I dzwońcie do domu częściej.

Isabelle nagle krzyknęła z tylnego siedzenia samochodu. Harry spojrzał na nią w wstecznym lusterku.

- Co jest, Izzy?

- George pierdnął - powiedziała. - Śmierdzi.

Harry pokręcił głową i nacisnął palcem przycisk, by otworzyć okno. Trochę świeżego powietrza wleciało do samochodu. To na prawdę cuchnęło jak toksyczne wysypisko śmieci. Zuko wystawił głowę przez otwarte okno. Dzieci zaczęły jeść zdrowiej, co powodowało takie sytuacje.

- Krzyczy ostatnio na wszystkich - mówi do słuchawki. - To, że herbata jej wystygła, to, że musi iść do toalety. Nie wiem po kim to ma.

- Dzieci z reguły są skomplikowane, kochanie - odpowiedziała ciepło jego matka. Harry westchnął.

- Niedawno to zrozumiałem. Zadzwonię później. Wieziemy Louisowi lunch.

- To kochane z twojej strony. Czekam na telefon. Ucałuj dzieci ode mnie.

- Zrobię to.

Po tym jak się rozłączyli, Harry zaparkował. Szybko wysiadł z samochodu i odpiął Izzy i Georga. Chłopca wziął na ręce, a Isabelle sama wyskoczyła z SUVa. Trzymał Geogra na jednym ramieniu a dziewczynkę złapał za rękę, kiedy ona niosła lunch dla Lou. Pomachała do ochroniarza przy szklanych drzwiach, który bez skinięcia wpuścił ich do budynku. Przychodzili tu bardzo często, więc współpracownicy Louisa znali ich bardzo dobrze. 

Gabinet Louisa był na dziesiątym piętrze, trzecim od góry. Każdy rok przynosił mu nowe sukcesy, które przybliżały go do kolejnych awansów i podjęcia współpracy z partnerem jego firmy. Jego przełożeni już dawno zauważyli jak ambitny jest i jak ciężko pracuje na to wszystko, nie mówiąc o tym jak jego klienci go uwielbiali i ufali mu. W ciągu następnych kilku lat mógł osiągnąć pozycję w firmie, o jakiej zawsze marzył.

Czekał na nich, ale akurat gdy pojawili się w drzwiach, rozmawiał przez telefon. Kiedy ich zobaczył, uśmiechnął się od ucha do ucha.

- To nie problem, Dave. Tak czy inaczej, zadzwonię do ciebie później. Jasne. Do usłyszenia - powiedział i się rozłączył.

30 days of smut [tłumaczenie pl]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz