Rozdział 4

946 63 2
                                    

Ashley P.O.V

Odpaliłam samochód i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Alan na pewno nie był zadowolony z tego co zrobiłam no ale cóż. Po drodze postanowiłam jeszcze wstąpić do sklepu bo lodówka w naszym domu standardowo świeciła pustkami. Każdemu oczywiście trudno jest zrobić zakupy i zawsze to spada na moja głowe i mój portfel. No właśnie czemu ja cały czas płace za zakupy a te darmozjady wyżerają zawartość mojej lodówki? Tak być nie będzie przynajmniej po moim dachem i w moich metrach kwadratowych. Zapłaciłam za zakupy i ruszyłam do wyjścia kiedy wpadłam na kogoś.
- Patrz jak łazisz deklu
- Sorry
Burknął ciche przeprosiny w moją stronę. Głos chłopaka strasznie przypomniał mi głos kogoś znajomego... Albo po prostu mi się wydaje zreszta kto normalny chodzi po sklepie w okularach przeciwsłonecznych i kapturze naciągniętym na głowę? Dziwak jakiś z niego czy coś? Dobra nieważne mam ważniejsze sprawy na głowie. Tymi ważniejszymi sprawami są Rosie i jej córka. Nie moge ich zostawić w tym domu samotnej matki. Niby mają dach nad głową co nie zmienia faktu, że warunki które tam panują nie są najlepsze zwłaszcza dla małego dziecka. Nim się obejrzałam, znalazłam się pod moim domem. Na schodach siedział zdenerwowany Alan, który jeszcze trochę a rozwaliłby telefon z nerwów. Ups chyba wyłączyłam moją komórkę...
- Gdzieś ty dziewczyno była?!
Tak myślałam, że naskoczy na mnie i przeze mnie się tak denerwuje. Słodko, żesię martwi ale to nie zmienia faktu iż nie powinnien na mnie krzyczeć! Za kogo on się ma? Dobra jest moim chłopakiem ale bez przesady!
- Mógłbyś łaskawie na mnie nie krzyczeć?
Zachowałam boski spokój ale pewnie nie potrwa to zbyt długo...
- Nie ma cię cały dzień, nie odbierasz telefonu a ja mam być spokojny?!
- Śpisz na kanapie, trzymasz się ode mnie w odległości conajmiej pięciu metrów, nie spoglądasz na mnie a najlepiej nie oddychasz w moim otoczeniu
Wypowiedziałam na jednym tchu, wzięłam zakupy i weszłam do domu. To co zastałam w kuchni jeszcze bardziej wyprowadziło mnie z równowagi. Aron i Vanessa praktycznie pieprzyli się w mojej kuchni na moim blacie. Odstawiłam zakupy na podłogę po czym jak burza wleciałam do pokoju pary, spakowałam ich rzeczy do walizki, którą po chwili zrzuciłam ze schodów. Zdziwiony Aron wyszedł z kuchni ubierając przy tym koszulkę
- Co ty odwalasz Ashley?
- Wynocha z mojego domu!
Po chwili obok chłopaka stanęła Vanessa równie zdziwiona jak on. Ja natomiast ruszyłam do mojego pokoju w celu spakowania Alana. Nie minęła nawet dobra minuta a walizka z rzeczami mojego chłopaka wylądowała na dole obok walizki pary.
- Mogę wiedzieć co ty robisz?
Z nikąd w korytarzu pojawił się Alan, który był chyba jeszcze bardziej zdziwiony całą tą sytuacją niż Aron i jego dziewczyna.
- Czemu nas wywalasz?
- Jeszcze macie czelność pytać się czemu?! Cały czas ja wydaje pieniądze na zakupy a wy wyżeracie wszystko co znajdziecie w lodówce! Nie mogę jak normalny cywilizowany człowiek wejść do kuchni bo wy pieprzycie się na kuchennym blacie jak u siebie na łożku! Kto cały czas sprząta dom?! Oczywiście, że ja bo wy tylko potraficie robić syf!
Musiałam się wykrzyczeć bo chyba bym pęka tak się we mnie gotowało ze złości
- A mnie niby za co?
Odezwał się Alan. No nie jeszcze on chce oberwać
- Za całokształt! Tam są drzwi
Wskazałam palcem na wcześniej wymieniony przedmiot i ku mojemu zaskoczeniu i zadowoleniu cała trójka posłusznie zabrała swoje bagaże i opuściła dom. Zeszłam ze schodów w celu zakluczenia drzwi i nakarmieniu mojego psiaka. Nareszcie jestem sama w domu. Mam już dość zabawiania moich współlokatorów. Pewnie za kilka godzin będę żałować tego co przed chwilą zrobiłam ale o tym pomyśli się za te kilka godzin... Chyba potrzebuje chwil spędzonych w samotności, ciszy i spokoju...

Lost in love  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz