Rozdział 1

64 8 0
                                    


Drżenie, krzyk, stłumione strzały i piski, woda oceanu rozbijająca się o stalową konstrukcję, białe fajerwerki które tak naprawdę w rzeczywistości są wołaniem o pomoc tysięcy ludzi. Chlust wody. Pierwsza szalupa spadła. Ludzie jak stado głodnych wilków pchają się do łodzi ratunkowych. Nie ma już czasu. Nie ma czasu na nic. Odpadł pierwszy komin, co znaczy, że kawałek dziobu jest już pod lodowatą taflą Atlantyku. Kolejne strzały, kolejne piski, kolejne krzyki i wołanie o pomoc. Orkiestra pokładowa ciągle gra wesołe melodie by uspokoić szamotaninę przerażonych ludzi. Trzask. Na dno poszedł drugi komin. Stalowy gigant coraz bardziej zanurza się w morskie odmęty. Rufa podnosi się stopniowo do góry ukazując przy tym ogromne śruby. ludzie wypadają przez balustrady. To jest walka o przetrwanie, nie liczy się nic i nikt. Trzeba ratować siebie samego. Huk. W momencie kiedy trzeci komin miał zamiar pójść na dno "Niezatapialne" monstrum przełamało się na pół. Huk.

Poderwałam się gwałtownie z łóżka. Byłam cała zlana potem, oddychałam szybko i głośno. Nie wiedziałam, że jeden głupi sen potrafi mnie doprowadzić do tak koszmarnego stanu. Miałam wrażenie, że zaraz po prostu umrę, nie wytrzymam, moje serce nie wytrzyma.

Wstałam i powolnym krokiem podeszłam do balkonu. Rozsunęłam delikatnie szklane drzwi. Chłodne powietrze zderzyło się z moją rozgrzaną twarzą. Byłam ubrana tylko w zwiewną koszulę nocną dlatego delikatnie zadrżałam. Wyszłam na balkon i oparłam się o balustradę. Spojrzałam w dół. Mieszkałam na siódmym piętrze wieżowca w samym centrum Londynu. z mojego okna można było dostrzec oświetlony zarys wolno poruszającego się London Eye - słynnego diabelskiego młynu, który jest chyba najbardziej rozpoznawalną atrakcją tego pięknego miasta.

Stałam tak wpatrzona w uśpione budynki i ulice jakieś 10 minut, kiedy zaczęło robić się coraz zimniej.

Odsunęłam się od balustrady ostatni raz spoglądając w dół i wyszłam z balkonu.

Zasunęłam drzwi i spojrzałam na ścienny zegar, który wydawał z siebie ciche tykanie.

Była 2.26

Schowałam twarz w dłoniach. Nie mogę spać od ponad miesiąca. Budzę się każdej nocy o tej samej godzinie przez ten sam koszmar. Z jakiegoś cholernego powodu prześladuje mnie ta sama wizja. Co noc słyszę te same krzyki, piski, huki.

Co noc widzę te same przerażone twarze bezbronnych ludzi czekających na śmierć.. Zaczęłam się cofać aż natknęłam się na chłodną ścianę. zsunęłam się po niej na podłogę i podkuliłam nogi. Miałam dosyć. Byłam silna..do czasu..

Patrzyłam tępo w ścianę z fototapetą przedstawiającą zachód słońca nad oceanem. Odkąd pamiętam kochałam wschody i zachody słońca. Ale najbardziej zachody. Były końcem początku. Były częścią nowego planu, nowych postanowień co zrobimy jutro. Bo w końcu po każdym zachodzie następuje wschód, prawda?

Oczy lekko mi się przymykały. Zasypiałam z głową opartą na kolanach. było cicho, słyszałam jedynie wiatr za oknem i tykanie zegara.

Już miałam udać się na spoczynek do krainy Morfeusza, kiedy do mojego pokoju weszła.. raczej wbiła z niemałym impetem moja mama.

-Czemu ty jeszcze nie śpisz?! Wiesz która godzina?!- krzyknęła kiedy stanęła w drzwiach. Pomimo, że miałam prawie 18 lat, ona traktowała mnie jakbym miała najwyżej 13. To było na maksa wkurwiające.

-Nie mamo, nie wiem i wcale nie mam zegarka przed ryjem- wywróciłam oczami i spojrzałam na nią z ironią.

-Odnoś się z szacunkiem do matki mała zdziro!! Pamiętaj, że to ja cię utrzymuję!! Gdyby nie JA to już dawno leżałabyś w jakimś ujebanym kartonie na ulicy!- wydarła się moja "mamusia" i podeszła bliżej.

Szepty z głębin |Past is never dead|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz