Magiczne miejsce

260 25 25
                                    

Obudziłam się na dziwnym, pożułkłym materacu. Zaczęłam się rozglądać. Dopiero po chwili dotarły do mnie wspomnienia z wczorajszego dnia. Nigdzie nie widziałam tajemniczej dziewczyny.
Hmm... Zostawiła mnie? - spytałam siebie w myślach.

- Wreszcie się obudziłaś. - usłyszałam dobiegający z lewej strony głos. Clem wyłoniła się z mrocznego lasu, w jednej ręce trzymała zająca, a w drugiej strzelbę, z którą jak już zdążyłam zauważyć nigdy sie nie rozstawała.

- A to co? - spytałam niepewnie wskazując na zdechłe zwierzę.

- Jedzenie. - odparła Clementine i rzuciła zająca w moją stronę. Wytrzeszczylam oczy na dziewczynę i z obrzydzeniem patrzyłam na nasze "śniadanie".

- No co? - rzuciła Clem z rozbawieniem.

- Fuu - wykrztusiłam.

- Dziewczyno, to co Ty jadłaś? - parsknęła śmiechem i usiadła obok mnie.

- Jabłka, bekon, czasem jajka, czekoladę... - wymienialam, a oczy Clementine zaczęły wyglądac jak pięć złotych. W pewnym momencie dziewczyna przygwozdzila mnie do ziemi.

- Skąd. Miałaś. Takie. Jedzenie?! - wycedziła Clem. Patrzyłam się na nią przerażona i nie wiedziałam co odpowiedzieć.

- N-no Colin przynosił. - wydukałam niewinnie.

- Jaki kurwa Colin?! - dziewczynę wyraźnie poniosło. Po chwili uspokoiła się i spytała tym razem spokojniej.-Kto to Colin i skąd brał takie jedzenie?

- Yhm... Colin to mój starszy brat. - zaczęłam próbując unormować oddech. - Nie mam pojęcia skąd brał to jedzenie...

FLASHBACK

Siedziałam przy stoliku i czekałam aż mój brat wróci z jak on to nazywał " magicznego miejsca ". Był to deszczowy dzień, a na dworzu spacerowaly zombie. Byłam pełna podziwu dla Colina. Nie bał się tych potworów. Codziennie wychodził i wracał z workiem obladowanym przysmakami. W tym momencie usłyszałam jak drzwi od kafejki, w której "mieszkaliśmy", otworzyły się i wpadł przez nie Colin. Uradowana podbiegłam do niego i rzuciłam się mu na szyję. Colin jest ode mnie 3 lata starszy. Jesteśmy nierozlączni. Chłopak uśmiechnął się szeroko.

- Cześć księżniczko. - przywitał się pieszczotliwie po czym podał mi worek. Od razu zaczęłam wyjmować z niego pożywienie i wkładać je do szafek i lodówki, które znajdowały się za barkiem. Colin w tym czasie rozsiadl się na krześle. Kiedy skonczylam porządkować zapasy, oparłam się o ladę i spojrzałam na brata. Wzrok miał jakiś taki... nieobecny. Był czymś widocznie zmartwiony.

- Hej braciszku... co się dzieje? - spytałam z niepokojem.

- Co? Nic takiego. - odparł wyrwany z zamyślenia.

- Daj spokój widzę, że coś jest nie tak.-nie dalam za wygraną. Po chwili milczenia chłopak westchnął cicho i spojrzał na mnie wzrokiem pełnym troski.

- Po prostu... będziemy musieli się rodzielić na pewien czas. - słysząc te słowa zachlysnelam się powietrzem.

- Ale... Ale jak to?- dopytywalam przerażona. - Nie dam rady sama. - wydukałam.
Colin złapał mnie za ramię nie spuszczając ze mnie wzroku.

- To tylko dwa dni Adele. I dasz radę. Musisz dać. W końcu jesteś moją siostrą.

I could kill you || The walking deadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz