Rozdział 2

380 22 11
                                    

~ AppleJack~

        Od samego ranka, na dworze panowały strasznie wysokie temperatury. Z naukowego punktu widzenie, dla bardzo wczesnego początku jesieni nie było to nic nadzwyczajnego, ale stary termometr wiszący obok nie dawno stłuczonego okna wskazywał ponad trzydzieści stopni. Big Mac miał je dzisiaj naprawić, ale wymigał się randką z Cheerliee. Nie wiem kiedy tak bardzo się zbliżyli, ale skoro wolał iść się z nią spotkać, niż pracować, to chyba coś jest na rzeczy. Mam nadzieję, że to nie skutek żadnego kawału dziewczynek, bo czasami ich żart są po prostu nierozsądne. Działanie ich mikstury miłosnej mogło się o wiele gorzej skończyć. Oby zapamiętały to jako nauczkę. Jak na wezwanie wszyscy rozpoczęli szukanie swoich drugich połówek. Starszy brat, Twi...ciekawe kto będzie następny.

Strużki potu zaczęły coraz częściej spływać po moim lekko zabrudzonym futerku, a powieki coraz senniej zakrywały oczy. Niestety dzisiejsza pogoda wcale mi nie pomagała. Gorąc tylko bardziej potęgował znużenie i brak jakich kolejek chęci do dalszej pracy. Nie przerywając czynności strącałam mocnymi kopniakami świeże jabłka, które spadały do wcześniej przygotowanych koszów. W tym roku jabłonki w całym sądzie tak obficie obrodziły owoce, że pracy było dwa razy więcej niż ostatnio. Dość szybko uporałam się z sadem północnym, więc pozwoliłam sobie na krótką przerwę. Wzięłam do buzi źdźbło trawy i oparłam się o pień jednego z drzewa zasłaniając oczy kapeluszem, aby choć trochę zmniejszyć działanie palącego słońca.
Może się to wydawać dziwne, ale odrobine zazdroszczę Twilight. Zawsze była o krok przed nami i to ona stawała na podium. I w końcu to ona pierwsza stanie na ślubnym kobiercu. Wcale jej tego nie żałuje, ale sama chciałabym znaleźć już kogoś specjalnego memu sercu. Kogoś kto byłby dla mnie oparciem w trudnych chwilach i znalazłby czas dla krótkiej rozmowy. Nie mam wielkich wymagań, czy standardów, chciałabym się po prostu poczuć doceniona i kochana, a to chyba nie jest dużo. Niestety nadal nikt nie jest mną zainteresowany, może to sprawa wygląd i charakteru. Przyznaję, chwilami potrafię być okropnie uparta, ale ja po prostu próbuje trzymać porządek i dyscyplinę. Babcia cały czas powtarza mi, że to najwyższy czas na ustatkowanie się, bo niedług może już być za późno. Łatwo mówić, trudniej zrobić. Jeśli było by to choć tak proste jak ona mówi, to pewnie już dawno zaliczyłabym rodzinę, ale życie to niestety nie bajka.

Otrząsnęła się z głębokich przemyśleń i żwawo podniosłam się z udeptanej ziemi. Spojrzałam na wielką wieże zegarową i odczytałam z niej godzinę. Trzynasta trzydzieści. Powinnam się już zbierać jeśli chce punktualnie spotkać się z Rarity. Bez zbędnego zwlekania, czy przeciągania jak miała w zwyczaju Apple Bloom, zajęłam się pozostałą robotą wyczekując upragnionej piętnastej.

***

Lekko poddenerwowana zmierzałam ku widocznemu już z daleka butiku karuzeli. Jego spiczasta wieżyczka wyglądała za chmur jakby oczekiwała upragnionych gości. Musiałam przyznać, że jej sklep prezentował się naprawdę majestatycznie i królewsko w porównaniu do rozsianych niedaleko chatek innych mieszkańców. Co mogła sobie pomyśleć o moim domu mieszkając w takim pałacu. Mam nadzieje, że nie tak złe rzeczy jakie pojawiają się w mojej głowie... Rarity w końcu lubiła bogactwo i przepych, napewno nie wyobrażała by sobie życia w takiej stodole w jakiej mieszkam ja...a po co w ogóle myśle o takich rzeczach. Rarity mieszkająca ze mną pod jednym dachem?! Czy coś jest ze mną nie tak?! Zdecydowanie doświadczyłam dzisiaj za dużo słońca i ewentualnie wypiłam nadmiar cydru. Pokręciłam z lekkim rozbawieniem głową i stanęłam pod wielką posiadłością klaczy. Jej ogrom odrobinę mnie onieśmielił. Postanowiłam sprawdzić czy ma dzwonek do drzwi. Zamiast tego dostrzegłam tylko tabliczkę z napisem 'zamknięte'. Nie mogłam go znaleźć, więc zapukałam i weszłam bez zbędnego zaproszenia. Przy ich otwieraniu dało się słyszeć dzwoneczek, który miał zapewne sygnalizować właścicielkę o przybyłych klientach. Stanęłam na środku i spojrzałam wokół siebie. Wnętrze było naprawdę ładnie urządzone, ale te zdobienie nie podpadły za bardzo pod mój gust. Wielkie okna zostały zakryte długimi firanami, odrobinę przyciemniając pomieszczenie. W dosłownie każdym kącie widniał manekin, a wokół mnie stały trzy duże lustra. Korzystając z nieobecności Rares przejrzałam się w nich psując sobie nastrój. W odbicie stała pobrudzona klacz z potarganą grzywą, w której znajdowały się przeróżne źdźbła. Próbując choć trochę poprawić wygląd szybko wyciągnęłam niepotrzebną ozdobę i poprawiłam chustkę w kwadratowe wzory. Chwilę później usłyszałam tupot kopytek schodząc po schodach i moim oczom ukazała się rozpromieniona Rarity. Miała nieznacznie nieułożone włosy, które kaskadami spływały jej po karku i prawie niewidoczne sińce pod oczami, które próbowała zakryć pod niewielką warstwą podkładu. Widać było, że zerwała noc, ale próbowała nie dać po sobie tego poznać.
- Och, Applejack świetnie wyglądasz. Podejdź śmiało - z moją zabrudzoną sierścią wyglądałam świetnie? Mimo tego niedorzecznego komplementu, na mojej twarzy zagościł niechciany rumieniec. Dlaczego ona mnie tak strasznie onieśmiela. Nawet takie nic nieznaczące gesty doprowadzają moją twarz do...och, nieważne. Ta tylko wskazała na mój kapelusz.
- Mogę? - spytała. Nerwowo kiwnęłam głową, i oddałam jej nakrycie, które położyła na szafce.
- Cieszę się, że przyszłaś tak szybko. Proszę wejdź na górę - zaczęłam wspinać się po krętych schodach, które odrobine skrzypiały gdy stawiałam na nich kopytka. Kiedy w końcu dotarłam na szczyt znalazłam się w sypialni klaczy. Duże łóżko było zaścielone czerwoną narzutą, a na środku leżał fioletowy dywan. W rogu pokoju stała wielka szafa, w której zapewne przechowywała gotowe kreacje. Korzystając z okazji spojrzałam na projekty i szkice, które albo wisiały przylepione taśmą na ścianach, albo leżały porozrzucane na biurku. Wzięłam jedną z nich i ku mojemu zaskoczeniu, chyba przedstawiała właśnie mnie. Moja kreacja wyglądała...obłędnie. Nagle usłyszałam trzask zamykanych drzwi i szybko się odwróciłam.
- Jeśli chodzi o wymiary, to miałam je gdzieś kiedyś zapisane i to właśnie na nich się wzorowałam tworząc twoją kreację. Wydaje mi się, że do tego czasu się nie zmieniły, ale wyrazie czego zdążę jeszcze zwęzić sukienkę.
- Mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby - uśmiechnęłam się zadziornie odsłaniając rząd białych zębów. Rarity lekko rozbawiona parsknęła śmiechem.
- Ja też mam taką nadzieję, ale teraz już tu podejdź, bo i tak muszę cie zmierzyć - ta również posłała mi podobny uśmiech i ściągnęła z szyi miarę krawiecką. Myślałam, że użyje do tego magii, ale ku mojemu zdziwieniu wybrała sposób typowy dla kucyków ziemskich. Miałam wrażenie, że zrobiła to celowo. Dobrze wiedziała, że zbytnio nie trawię owej dziedziny, więc było to dość miłe z jej strony. W końcu brak magii dla jednorożca to niezłe utrudnienie. Kiedy zaczęła mnie mierzyć przez ogromne łaskotki nie mogłam opanować salwy śmiechu. Ta spojrzała na mnie lekko zdezorientowana.
- Możesz trochę delikatniej.
- Jesteś pierwszym kucykiem w mojej karierze, którego łaskocze mierzenie miarą krawiecką - spojrzała na mnie z przymrużonych powiek.
- Widzisz Rares, jestem po prostu wyjątkowa. Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyłaś - obie wybuchnęłyśmy śmiechem, a klacz zaczęła mnie gilgotać, tylko tym razem przy pomocy własnych kopytek. Zaczęłam jeszcze głośniej rechotać i poślizgnęła się spadając na ziemię przygnieciona przy okazji przez Rarity, która się o mnie potknęła. Klacz przez upadek zetknęła się ze mną pyszczkiem i obie zamarłyśmy w niezręcznej pozycji. Z jednej strony chciałam, aby trwało to jak najdłużej, a z drugiej krzyczałam o przerwę. Na jej twarz wpełznął jeszcze obfitszy rumieniec niż był na mojej i szybko ze mnie zeszła, z mieszanymi uczuciami wymalowanymi na jej pyszczku. Lekko speszona i zdezorientowana wstałam i związałam z powrotem luźną kitkę, która jakimś trafem rozleciała się przy naszym nieszczęsnym upadku.
- Nie pomyliłam się, wymiary są takie same - podeszła do wielkiej szafy nie racząc mnie nawet jednym spojrzeniem. Kiedy mną targały jeszcze różne sprzeczne emocje, ona już zdążyła się całkowicie uspokoić i zyskać stalowy wyraz twarzy. Za pomocą błękitnej mgiełki otworzyła jej drzwi, a moim oczom ukazały się dwie najpiękniejsze kreacje na świecie.

Przepraszam za moją tak długą nieobecność, ale ferie się kończą, a ja dopiero teraz przypomniałam sobie o wszystkich sprawdzianach. Jako odpokutowanie za grzechy napisałam dość długi rozdział, w którym zamieściłam pierwszą pikantną scenkę.( przynajmniej według mnie) Pozdrawiam też wszystkie osoby, które kończą(łącze się w bólu) i zaczynają(zazdro;) ferie.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 11, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Rubiny i Szafiry | RariJackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz