Od kilku miesięcy, codziennie po lekcjach, dziewczyna zamiast iść do domu, szła do pobliskiego baru w którym była kelnerką.
Nie była to praca marzeń, zarobki też nie powalały, ale było to jedyne miejsce gdzie zgodzili się ją nająć.
Obskórna dzielnica, pobrudzona przepaska, w dłoni mały notes a wkoło mniej lub bardziej pijani faceci.
Miejsce nie było miłe, szesnastoletnia Ana Wenderbaum jeszcze rok temu ani myślała, że jej życie ulegnie tak diametralnej zmianie a ona wyląduje tu, w knajpie, po godzinach dorabiając na zmywaku, byleby pomóc bratu zakopanym po uszy w długach za narkotyki.
- Dzień dobry, co podać? - posłała parze dwóch rosłych, silnych mężczyzn swoją idealnie wyuczoną regułkę. Z niesmakiem przygryzła koniuszek języka widząc, jak ci dokładnie lustrują ją wzrokiem.
- Zapakujesz się w jakąś ładną kokardkę, jeżeli wezmę cię na wynos? - zapytał jeden, na co drugi gardłowo się zaśmiał, zaciskając grube palce na kuflu z piwem.
Dziewczyna mocniej ścisnęła w dłoni notes - Jako danie dnia, mogę polecić żeberka barbecue z frytkami, dwanaście euro z colą w cenie.
- Skarbie, wolałbym jednak ciebie, zrobiłem się na prawdę głodny.
Brunetka bez słowa wcisnęła długopis do kieszonki na piersi i już miała odchodzić, nie chcąc brać dłużej udziału w tej żenującej konwersacji, wtem gdy poczuła uderzenie na swoim pośladku.
Słysząc śmiech za swoimi plecami, bliska płaczu poszła na zaplecze i zrzuciła z siebie fartuch, czym prędzej ubierając kurtkę i narzucając na ramię plecak, chcąc szybko znaleźć się jak najdalej od tego okropnego miejsca.
- Młoda, a ty dokąd? - farbowana blondynka z kolczykiem nad wargą dogasiła papierosa, opierając się o drzwi - Twoja zmiana kończy się za dwie godziny.
- Zwalniam się - rzuciła prędko łamiącym się głosem i wyminęła ją, do domu wracając prawie że biegiem.
Deszcz zacinał, krople wpadały do oczu. Pusta ulica i mrok panujący wokół jeszcze bardziej dobiły nastolatkę, przez co ta zaległa na jednej z parkowych ławek, szlochając nad sobą żałośnie.
Jej reakcja na sytuację jaka miała miejsce kilka minut wcześniej w żadnym stopniu nie była zależna od kiepskiego dnia w szkole, złego samopoczucia czy brzydkiej pogody.
Brunetka od samego początku swojej pracy była obiektem żartów i zaczepek. Odgrywała rolę manekina, niby eksponatu, który miał zabawiać gości i dostarczać rozrywki. Kilka razy mało brakowało, by dłoń któregoś z pijanych gości nie powędrowała dalej niż powinna. Ale Ana zaciskała zęby i uśmiechała się, pokornie znosząc wszystko, od dziesiątego dnia jednego miesiąca, do dziesiątego dnia następnego.
Była w stanie znieść wiele, byleby jakkolwiek pomóc bratu. Ale była też tylko człowiekiem, który czasem po prostu pękał.
Zmarznięta i przemoczona, niedługo później wróciła do domu. Mieszkanie było puste i ciche, co zwiastowało, że Sven ulotnił się niedługo po wyjściu mamy na nocną zmianę.
"To i lepiej" pomyślała, zdejmując mokre ciuchy i kładąc się do łóżka.
Zwinięta w kłębek długo myślała nad tym, czy aby na pewno dokonała słusznej decyzji, zwalniając się z pracy.
W końcu przecież jakoś musiała zdobyć pieniądze, a na każde inne stanowisko się nie nadawała, będąc zbyt młodą i niedoświadczoną.
Poza tym, nie wszystko kręciło się wokół niej, jej brat był w potrzebie, mogła chociaż raz wziąć się w garść i przestać myśleć tylko o sobie.
Spędzając większą część nocy na rozmyślaniu i analizowaniu swoich możliwych do podjęcia wyborów, w końcu postanowiła.
Następnego dnia grzecznie przeprosi szefa i poprosi, by ten znów ją najął.
Na myśl, że pewnego dnia może dostać wiadomość o martwym ciele brata znalezionym gdzieś w rowie, jakiekolwiek wątpliwości momentalnie ją opuszczały.
"Przestań, dasz radę, zdzierżysz jakoś te kilka tygodni, poradzisz sobie.
Sven na ciebie liczy, obiecałaś mu pomoc, praca w barze nie jest zła, dopóki są z niej pieniądze.
W końcu przecież nie może być gorzej, prawda?"
CZYTASZ
buy me, love me [hummels]
أدب الهواةW opowiadaniu Mats Hummels nie jest sławny, ludzie, miejsca i wydarzenia są fikcją, jedynie wymysłem autorki. © ambrozedd 2017 Cover by @ariellyons