II

1.6K 155 165
                                    

- Wszystko w porządku?

Lovino Vargas spojrzał z nienawiścią na wyciągniętą w jego stronę rękę. Pobiegł wzrokiem w górę, by zobaczyć zatroskaną twarz i nieśmiały uśmiech mężczyzny, który chwilę temu przegonił Martina i jego bandę. Lovino ze złością odtrącił jego dłoń.

- Nie twój interes – warknął i podrapaną ręką otarł krew cieknącą z rozbitej wargi. Wstał, kolejny raz ignorując uparcie wyciągniętą dłoń i odwrócił się, by odejść, gdy nagle usłyszał za sobą ten sam zatroskany głos.

- Ci twoi koledzy... To ty ich sprowokowałeś do bójki, prawda?

- Odczep się - burknął. - To nie twoja sprawa.

- Dlaczego to zrobiłeś? Nieźle oberwałeś...

Lovino gwałtownie się odwrócił. Jego rozcięta warga pulsowała bólem, ale nie zwrócił na to uwagi, czując narastającą wściekłość.

- Co cię to obchodzi, do cholery?! – wrzasnął. – Nie wtrącaj się, ty stary idioto!

Mężczyzna wpatrywał się w niego nieporuszony. W jego spojrzeniu przybyło jednak smutku. Lovino zaklął i odwrócił się na pięcie, tracąc ochotę na konfrontację. Nim jednak odszedł, usłyszał jeszcze.

- Jestem Antonio. A ty jak się nazywasz?

Nie zatrzymując się, Lovino odkrzyknął, nie kryjąc złośliwego uśmiechu.

- Romano! Nazywam się Romano! – Gdy imię jego ojca przebrzmiało, burknął jeszcze pod nosem. – Głupi pajac.

Dzień później dowiedział się, że poznany wtedy mężczyzna jest nowym nauczycielem w jego szkole.



Gilbert zawzięcie stukał w klawisze, pisząc kolejną wiadomość, nie zwrócił więc uwagi, gdy do jego stolika dosiadł się Antonio. Dopiero gdy ten zapytał go o Francisa, oderwał się od ekranu.

- O, dobrze, że już jesteś! – powiedział. – Jak widzisz, Francis ma dziś spory ruch, więc pewnie szybko do nas nie przyjdzie. Ale nie bój się, już dla ciebie zamówiłem.

- Tego się obawiałem... - Antonio westchnął. Wolałby coś zjeść, ale znając Gilberta, zapewne wybrał on z menu wyłącznie piwo.

- Nie narzekaj. – Znowu spojrzał na wyświetlacz telefonu i zaklął. – Ty cholerny gadzie!

- Coś się stało?

- Nic takiego – odpowiedział szybko, natychmiast odpisując na wiadomość. – Po prostu ostatnio znalazłem sobie fajną ofiarę do męczenia, ale jak się okazuje, jest pyskata. Jak on śmie mnie tak obrażać!

- Ofiarę, co... - Antonio westchnął ponownie i wyjrzał za okno. Gilbert rzucił mu krótkie spojrzenie znad trzymanej w dłoni komórki, po czym zmarszczył brwi. Jego przyjaciel zdecydowanie nie był w swoim zwykłym optymistycznym nastroju, a to oznaczało tylko jedno.

- Znowu sprawa z tym uczniem? – zapytał, ale Antonio wciąż gapił się na ludzi za oknem. – Mówiłem ci, praca w liceum to same kłopoty. Dzieciaki to najgorsze sukinkoty pod słońcem. Zapomniałeś, jacy my byliśmy?

- To nie o to chodzi, że rozrabia, zresztą zawsze to on obrywa. – Antonio oderwał się od szyby i przeniósł spojrzenie na swoje splecione na blacie stołu dłonie. – On mnie nie lubi.

- A kto lubi nauczycieli? Ty jakiegokolwiek lubiłeś?

Do stolika podszedł kelner o nachmurzonej twarzy i brytyjskim akcencie. Gilbert spojrzał nieufnie na stawiane przez niego kufle piwa, ale ostatecznie sięgnął po jeden.

Softness and Light || Spamano AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz