EXTRA

1.6K 157 146
                                    

- Ostatni raz przychodzę do ciebie w taki ziąb – stwierdził Lovino, wchodząc do kuchni, w której Antonio siedział z rzężącym laptopem na stole. Hiszpan rzucił mu tylko krótkie spojrzenie przez ramię.

- Ach, to ty – powiedział, po czym odwrócił się do komputera.

„A spodziewałeś się kogoś innego?", pomyślał Lovino, rozdrażniony tym, że go zignorowano. Zdjął kurtkę i rzucił ją na oparcie krzesła, a kątem oka uchwycił przewijające się na ekranie laptopa oferty lotów do Hiszpanii.

- Wybierasz się dokądś? – rzucił od niechcenia, pochylając się obok Antonia, by przyjrzeć się przeglądanej stronie internetowej. Nie żeby go to interesowało.

Antonio z roztargnieniem objął wolną ręką chłopaka i przesunął dłonią po jego boku, nie odrywając wzroku od ekranu komputera i mrucząc coś w odpowiedzi. Z niewiadomego powodu Lovina to zirytowało.

- Ej, słuchasz mnie, do cholery? – zapytał ostro. Dopiero wtedy Antonio na niego spojrzał.

- Słucham cię – odpowiedział, a potem wskazał podbródkiem na komputer. – Przeglądam oferty lotów na święta.

- Przecież do świąt jeszcze prawie dwa miesiące – parsknął Lovino.

- Jeśli wcześniej kupię bilety, to będzie taniej.

- Lecisz na święta do rodziny?

Antonio uśmiechnął się lekko.

- To w końcu święta – odpowiedział. – Chciałbym je spędzić z bliskimi. A ty nie?

Lovino zacisnął usta. Pomyślał o świętach w swoim domu, spędzanych w atmosferze sztucznej i pokazowej radości. Już dawno przestały go cieszyć i nie oczekiwał ich z niecierpliwością, tak jak jego brat. W tym roku liczył, że będzie inaczej, że spędzi te święta tak jak powinien. Jak się właśnie dowiedział, raczej nie miał na co liczyć.

Jak zwykle zresztą.

Ze złością odtrącił ramię Antonia i wyprostował się, czując nieokreślony zawód.

- Nie znoszę świąt. A ty leć sobie do domu, jeśli masz za co. Twoja rodzina na pewno się ucieszy na widok takiego bezrobotnego idioty – rzucił. – Wychodzę.

Nim jednak zdołał zrobić krok, ramię Hiszpana otoczyło go w pasie i przyciągnęło w dół, na kolana Antonia.

- Puszczaj mnie! – warknął Lovino, próbując wyswobodzić się z uścisku, ale drugie ramię objęło go jeszcze mocniej.

- Szkoda, że nie lubisz świąt – powiedział Hiszpan cicho, ukrywając twarz w zagłębieniu szyi Lovina. – Myślałem, że zechciałbyś lecieć ze mną.

Vargas przestał się wyrywać. Odsunął tylko i lekko wykręcił głowę, by móc popatrzeć w twarz Antonia.

- Co takiego? – zapytał. – Miałbym lecieć na święta do twojej rodziny?

Antonio uśmiechnął się.

- Przecież powiedziałem, że chciałbym spędzić je z bliskimi – powiedział. – Czyli z tobą też. Przede wszystkim z tobą.

Lovino odwrócił twarz zakłopotany czując, że zaczynają palić go policzki.

- Idiota – mruknął. – Rodzice mi nie pozwolą. Gdyby się dowiedzieli, że się widujemy...

- Wiem – odpowiedział Antonio i westchnął. Oparł czoło o ramię Lovina. – Więc będę musiał zostać.

- A ktoś cię zmusza? – żachnął się urażony Romano. Szarpnął się, ale ramiona Hiszpana trzymały go mocno. – Leć sobie do tej Hiszpanii i nigdy nie wracaj. Ja i tak nie chcę spędzać świąt z takim...

Softness and Light || Spamano AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz