Ostatni okres jaki spędziłam mieszkając w domu rodziców to letnie wakacje po ukończeniu liceum. Nie poszłam na studia, nie potrzebowałam więcej nauki. Po szkole muzycznej byłam już przekonana że zostanę najcudowniejszą wiolonczelistką. Nie żebym była taka próżna, po prostu wszyscy czuli że muszą mnie podbudowywać i zapewniać o moich zdolnościach na każdym kroku. Muszę przyznać że gra na tym instrumencie sprawia mi niesamowitą satysfakcję, mogę skupić się tylko na tym i ignorować sąsiadów dzwoniących wściekle do moich drzwi, proszących o spokój. I tak nie zdarza się to często, zazwyczaj większość ludzi potrafi docenić dobrą muzykę, ich tolerancja zmniejsza się tylko diametralnie w godzinach nocnych.
Jako że wstałam dzisiaj o piątej i miałam tylko małą ochotę na grę, wyszłam na dwór i zwiedziłam główną część miasta, zazwyczaj zapełnioną ludźmi załatwiającymi swoje sprawy, jednak osamotnioną w tak wczesnych godzinach. Czuję pokój w tak pustym otoczeniu, uspokajam oddech żeby dostosować go do cichych oddechów wszystkich ludzi śpiących wokół o tej porze. Zastanawiam się nad rzeczami, które normalnie zaprzątają moją głowę gdy zasypiam. Śnię na jawie, wyobrażam sobie rzeczy których nie umiałabym wepchnąć w tłok panujący w środku miasta w południe.
Zobaczyłam jednego chłopaka niepasującego do mojego pejzażu. Szedł jakieś pięćdziesiąt metrów przede mną, ubrany w różową bluzę i czarne dżinsy. Gryzł się ze wszystkimi wytworami mojej wyobraźni, widziałam co prawda tylko jego plecy, ale czułam jak śmiał mi się w twarz. Nie wiedziałam co zrobić, więc wybrałam najidiotyczniejsze rozwiązanie. Podeszłam do niego w celu konsultacji problemu jakim jest.
Natychmiast rozpoznałam jego podkrążone jasne oczy w porannym świetle.
- Bartek? O tej porze?
- Daria? O tej porze? - przedrzeźnił mnie, najwyraźniej o poranku budził się w nim wesołek.
- Nie boisz się że się zgubisz?
- To nie tak że nigdy nie było mnie w Warszawie. Kiedyś częściej przyjeżdżałem do Kuby, teraz się jakoś popieprzyło.
- A teraz tu jesteś bo...?
- Nie mogę ci wytłumaczyć, przepraszam.Na tym zakończyliśmy naszą wymianę zdań, dalej podążaliśmy w ciszy. Właściwie nic się nie zmieniło, poza tym, że Bartek szedł teraz koło mnie więc nie zakłócał mojego pola widzenia. Teraz był w mojej głowie. Wszystkie błądzące myśli, razporaz zjawiające się i odpływające z centrum mojego zainteresowania zostały teraz zastąpione pytaniem: "Skąd on się tu wziął?" Nie mogłam tego rozgryźć, nie mogłam zapytać. Po pewnym czasie na ulice zaczęli wylewać się ludzie, więc wróciliśmy do kamienicy, tak czy siak ja nadal nie wiedziałam.
Wewnątrz czekał na nas Kuba w swoim błękitnym fartuszku, trzymając jajka na rozgrzanej patelni.
- Generalnie to pewnie nic nie zjedliście przed wyjściem? - zapytał z czarującym uśmiechem na ustach.
- W sumie to nie - odpowiedziałam, ślinka ciekła mi na widok... wiadomo.
- Chodźcie, nakarmię was.
Popełniłabym błąd stwierdzając, że jajecznica Kuby nie była najwspanialszą jajecznicą pod słońcem. Nie znam słów zdolnych opisać wspaniałość tego przysmaku, jakby bóg zstąpił z niebios i podarował Jakubowi ten niezapomniany przepis. Jajecznica Kuby jest tak dobra, że na chwilę zapominam o bólu egzystencji, kiedy ją tylko zobaczę. To powiedziawszy muszę z żalem oznajmić, że ledwo mogłam dziś cokolwiek przełknąć. Myślę że Jakub zauważył moje zakłopotanie, spoglądał na mnie co chwilę z żalem, jakby dokładnie wiedział co chodzi mi po głowie i mówił: "Powiem ci kiedyś, to tak samo trudne dla mnie co dla ciebie".- Słuchajcie, wyjdę do sklepu po mleko, ok? - oznajmił Bartek, wstając od stołu. - Zajebista jajecznica swoją drogą.
Jasne że zajebista.
- Po co ci mleko? - podejrzliwie zapytał Kuba.
- Bo lubię mleko, po cholerę ci ta informacja? - Bartek odpowiedział mu podniesionym głosem.Z jakiegoś powodu ich rozmowa była napięta, a niewiedza zżerała mnie już od środka. Od wczoraj próbowałam rozgryźć jakie problemy mogliby mieć ci ludzie, tak wspaniale pasujący do siebie, musiałam w końcu zapytać. Krzyknęłam do Bartka, otwierającego właśnie drzwi.
- Słuchajcie, zachowujcie się okropnie dziecinnie, musicie mi powiedzieć o co wam chodzi!
Odpowiedziała mi cisza. Bartek zamarł. Poczekałam chwilę i wzięłam głęboki wdech, jednak zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Kuba wstał gwałtownie i podbiegł do drzwi, po czym stanął przy nich jakby gotowy do walki. Wychyliłam się, aby zobaczyć o co to zamieszanie, kiedy zobaczyłam j e g o .
- Witam, przeszkadzam? - zapytał stojący naprzeciwko chłopaków złotowłosy mężczyzna z ironicznym uśmieszkiem pod krótkim, choć olśniewającym wąsem.