– Jesteś pewna, że to tam? – spytała Selena, marszcząc w konsternacji brwi. – Mamy tylko jedną szansę, Taylor. Londyn jest ogromny.
– Jestem pewna – przytaknęłam z uporem, chociaż miałam już tego serdecznie dosyć. Powtarzałam to już któryś raz, a one w dalszym ciągu mi nie wierzyły. – Przeczucie tym razem mnie nie myli, Sel. Naprawdę. To M U S I być tam.
– W sumie to Louis napisał o tym spotkaniu... - mruknęła cicho Eleanor. Kręciła młynka palcami, unikając spojrzenia na którąkolwiek z nas.
– I co ty myślisz? – zapytałam, wywracając oczami. – Że przyjdą tu na herbatę? Nie wiem, jak wy, ale ja to odebrałam jako aluzję, że mamy ruszyć nasze upośledzone dupy i wyjść im naprzeciw. A jak tak patrzę na nasze poczynania, to odnoszę wrażenie, że liczą na to, że będziemy siedzieć z założonymi rękami – dodałam, krzywiąc się nieznacznie.
– Dobra – westchnęła Gomez, unosząc ręce w geście poddania się. – Uznajmy, że tam pójdziemy. Co wtedy?
– Nie spotkamy ich – stwierdziła Calder, nonszalancko wzruszając ramionami. Siedziała przy moim biurku, a ja na drugim końcu pokoju i tylko to powstrzymywało mnie przed uduszeniem jej.
– Jeżeli to nie tam, będziemy obmyślać plan na bieżąco – warknęłam, zaciskając ręce w pięści.
– Ale to jest bez sensu, Taylor – powiedziała dziewczyna, kręcąc głową. – Masz zamiar koczować przy tym cholernym jeziorze przez cały dzień?
– Czy ty w ogóle myślisz? – spytałam, będąc bliska wybuchu. – Przecież ja tam nie chcę urządzać obozowiska! Przespałaś każdą możliwą lekcję i wyparłaś z pamięci wszystkie misje, w których uczestniczyłaś? Przecież pojawią się tam dopiero P O Z M I E R Z C H U.
– Dobra, uspokójcie się – wtrąciła Selena, wstając z mojego łóżka. Stanęła na środku pokoju, rozkładając ręce, jakby chciała nas rozdzielić, chociaż nie było ku temu powodów. Na razie. – Postanowione, jedziemy do Barnet.
Eleanor burknęła coś pod nosem, ale na szczęście tego nie dosłyszałam. Kiwnęłam głową w stronę przyjaciółki i mimochodem spojrzałam w stronę szafy, gdzie trzymałam łuk oraz inne sprzęty, które były niezbędne do wypełnienia różnorakich misji.
– Widzimy się wieczorem – zadecydowała Calder, wstając.
Pokiwałam bezmyślnie głową i pozwoliłam im obu wyjść, nie odzywając się ani słowem. Nawet nie wiedziałabym, co mam powiedzieć.
Pewne czyny przemawiały głośniej niż słowa, a na niektóre działania nie dało się znaleźć odpowiednich słów. Tak po prostu było.
– Taylor? – Byłam już przy drzwiach wyjściowych, gdy z kuchni wyszedł mój tata, przyglądając mi się uważnie. Zaplótł ręce na torsie i uniósł brew, taksując mnie wzrokiem. – Dokąd idziesz?
Miałam na sobie czarne, przylegające do ciała spodnie i ciemną kurtkę. Na ramię zarzuciłam kołczan z dwudziestoma strzałami, a w lewej ręce trzymałam swój łuk, którego pilnowałam jak oka w głowie. Dostałam go na piętnaste urodziny od rodziców, którzy wydali na niego niemało pieniędzy. Kiedy mi go wręczali, ojciec napomknął, że będąc w moim wieku, mógł tylko pomarzyć o takim sprzęcie. Jego słowa podziałały jak zimny prysznic i od tamtej chwili obchodziłam się z kawałkiem robinii akacjowej* jak z jajkiem.
– Skończyć to, co zaczęłam – odpowiedziałam tonem wypranym z emocji. Wsunęłam stopy w swoje buty i wyszłam z domu, trzaskając głośno drzwiami.
Zachowywałam się dziecinnie, ale podświadomość podpowiadała mi, że tata i pan Priest wiedzieli, z kim będziemy miały do czynienia i celowo przydzielili nam akurat tę misję.
Selena zaparkowała swoim samochodem przy wyjeździe. Było już po zmroku i nie widziałam, kto siedzi obok niej, ale domyślałam się, że to Eleanor. Obeszłam auto i zajęłam miejsce na tylnym siedzeniu, nie odzywając się ani słowem. Dziewczyna wyjechała na ulicę, kiedy ja zdążyłam się wygodnie usadowić, kładąc obok siebie łuk i kołczan. Gomez co jakiś czas rzucała mi ukradkowe spojrzenia w lusterku, które starałam się ignorować. Raczej nie była pewna, że uda nam się ukończyć misję, ale miałam to gdzieś. To była tylko jej opinia.
Próbowałam się uspokoić i wyłączyć wszystkie emocje, które mogłyby mi przeszkodzić w wypełnieniu zadania. A musiałam je skończyć.
Musiałam ukończyć powierzoną misję i relację, która łączyła mnie z Harrym.
* jeden z gatunków drzew, z którego można wykonywać łuki.
❀❀❀
Miałam nie dzielić tego rozdziału, ale uznałam, że wyjdzie za długi, więc jednak to zrobiłam. W niedługim czasie dodam ostatni (jak tylko go skończę).
CZYTASZ
All You Had To Do Was Stay
FanfictionSą dwie Taylor. Pierwsza: na co dzień jest uczennicą jednego z londyńskich ogólniaków, toczącą wojny z królową nauk - matematyką oraz jej wykładowcą, który przybył do jej szkoły prosto z czeluści piekieł. Ma kilkoro przyjaciół, z którymi ost...