Część 1

46 2 0
                                    

Jest już 38 dni szkolnych nie licząc weekendów. Kolejna draka, oczywiście w postaci ocen. Dostało mi się ostro w kość. Kiedy przyszłam z angielskiego była już godzina... około 19.45. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, ale jakoś samo wyszło, że po wejściu do domu zaczęłam rozmowę z mamą.
- Hej! - krzyknęłam do wszystkich domowników u schyłku drzwi.
- Cześć! Jak tam na angielskim? - spyta przytłumionym głosem mama.
- Było okey... Pytałam się Pani, co można zrobić z napisaniem tych dodatkowych testów, aby otrzymać ten certyfikat czy coś tam takiego.
- No i? - spytała mama, jakby nie mogła doczekać się odpowiedzi.
- No i... powiedziała, że bez sensu wydawać sporą sumkę pieniędzy, a konkretnie 400zł na jakiś certyfikat, kiedy ona może zabrać mnie w wakacje do Londynu. Tam chodziłabym przez dwa tygodnie do szkoły i codziennie siedziała tam po jakieś 4 godziny. Na koniec...
I nagle wpadł tata.
- Wiesz co nasza córka powiedziała? Że nie musi jechać z nami na wakacje bo woli pojechać z nauczycielką do Londynu! - nie czekając na odpowiedź, powiedział w pośpiechu tata.
Miałam wtedy wrażenie, że wszystkie litery, które składały się w jego słowa, zaraz wypluje, przez chwilę będą szybować w powietrzu a następnie wszystkie połknie bo będzie się bał, że ktoś mu je zabierze.
- Tak, przed chwilą mi to powiedziała - stwierdziła mama.
-... na koniec - znowu zaczęłam - dostanę certyfikat ukończenia szkoły w Anglii.
Nastała cisza. Po chwili, zaczęła się burzliwa dyskusja na ten temat. Wszyscy się przekrzykiwali i generalnie wyszło na to, że teraz nikt się do siebie nie odzywa.

~~~

Z naszej kłótni zrozumiałam tylko to, że na dzień dzisiejszy nigdzie nie pojadę, bo po pierwsze mam już 2 z chemii, 3 z francuskiego i 3 z WOS'u. Reszta ocen niby dobrze, ale jak zwykle rodzice chcą zrobić z ciebie coś w stylu epoki oświecenia tyle, że tak się nie da. A po drugie jeżeli jedziemy na wakacje za granicę, to powinnam to docenić i pojadę razem z nimi. Jak się czuję? Świetnie! Wręcz genialnie! Jedziemy przecież całą rodzinką na wakacje. Będziemy tam zwiedzać i w ogóle...
Następnego dnia nie zamierzałam sobie zepsuć, dlatego wstałam z wielkim entuzjazmem.
- Any! Wstawaj do jasnej cholery! Już 7.00! - powiedziała szybko mama.
Any to ja. Jestem podobno bardzo rozgadaną i nie zbyt posłuszną piętnastolatką. Ale co ja mam na to poradzić skoro wszystko co robię, nikomu nie odpowiada. Jestem brunetką o niebieskich oczach i jasnej cerze. Na nosie mam usiany las piegów, których wręcz nienawidzę! Moja figura jest chyba normalna, ani za chuda, ani za gruba, taka w sam raz. Ubieram się zazwyczaj w czarne ubranie, nie lubię zielonego, pomarańczowego i żółtego koloru. W przyszłości chciałabym zostać lekarzem. Nie przepadam za szkołą, ale nawet lubię się uczyć. Najbardziej w tym wszystkich przeszkadza mi wstawanie rano.
- Daj mi spokój! - powiedziałam jęcząco.
- Wstawaj! - krzyknął mój dziewięcioletni brat Josh, wpadając do mojego pokoju niczym torpeda i powalając się na mnie i moje łóżko.
- Co ty robisz? Nienormalny jesteś? - powiedziałam oburzona.
- Może trochę... - odpowiedział bezczelnie.
- Z tobą nie da się porozmawiać normalnie. Zawsze jakiś dziki byłeś... jakby cię zobaczył kot, to by się o własny cień zabił! - powiedziałam w pół śnie.
- Wstawaj bo w końcu tu zgrzybiejesz i nawet ten debilny Fred cię nie zechce - zaśmiał się i wybiegł z mojego pokoju tam szybko jak przybiegł.
- Jeszcze z tobą o tym pogadam - powiedziałam do małego przechwały i sama powoli podnosiłam się, żeby wstać.
Fred to taki straszny dzieciuch. Chodzi do 3 gimnazjum a mama przywozi go na rowerze do szkoły, ma buty na rzepy, okulary i dziwnie chodzi, a kiedy ktoś do zdenerwuje, naraz drapie tymi swoimi długimi szponami. Jednym słowem - chodzący obciach.

Kiedy wyszykowałam się i zjadłam śniadanie poszłam do szkoły. Byłam już na miejscu i grono koleżanek podbiegło do mnie w szatni piszcząc. Jedna mówiła przez drugą, dlatego nic nie zrozumiałam.
- Ciichoo! Niech mówi jedna! - wydarłam się bardzo głośno.
- Nowy. U nas w klasie. Strasznie przystojny! - krzyknęła któraś z nich.
- Coo? Gdzie? - zapytałam.
- No u nas w klasie! Doszedł!
- Wiem! Nie jestem idiotką! To już wiem. Chodziło mi gdzie on teraz jest? - zapytałam ponownie.
- Przed pokojem nauczycielskim - znów wszystkie naraz pisnęły.
Pokój nauczycielski znajdował się na trzecim piętrze od razu po lewej stronie schodów. Pokonywałam mnóstwo schodów, a ich nadal nie widziałam końca. Wreszcie dotarłam i zobaczyłam wysokiego chłopaka, o ciemnych włosach. Miał nieokreśloną fryzurę, ale wiem, że podobała mi się. Chłopak z zielono - niebieskimi oczami o długich i ciemnych rzęsach. Nos trochę miał duży, ale nic nie szkodzi, każdy ma jakieś wady i zalety. Poza tym , ten nos dodawał mu uroku. Ubrany był w jeansy z lekkimi przetarciami gdzie niegdzie, luźną czarną koszulkę i kurkę z kieszeniami, w ręku trzymał worek a na ramieniu miał przewieszoną torbę. Pomyślałam, że jeżeli dziewczyny przyszły za mną, to warto byłoby pokazać im klasę i podejść do niego, a nie piszczeć jak szalone.
- Hej, jestem Any. Zdaje się, że będziemy chodzić razem do klasy. - powiedziałam z niepewnym uśmiechem na ustach.
- O, miło cię poznać, ja jestem Michael - odpowiadając mi takim samym uśmiechem, wyciągnął dłoń na przywitanie.

AnyOneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz