Część 8

13 1 0
                                    

Z prezentacją siedziałam do późnego wieczora, kiedy skończyłam i spojrzałam na zegarek była 22:38. Oczy same mi się zamykały. Już wychodziłam z pokoju, aby pójść do łazienki wziąć kąpiel, gdy usłyszałam dźwięk mojej komórki. Kiedy podbiegłam sprawdzić kto do mnie napisał, pomyślałam: ''On mi nigdy nie da spokoju...'' ale okazało się, że fałszywy alarm. To tylko Suz.
''Spotkajmy się jutro po szkole. Niech będzie jak dawniej. Wyskoczmy na wspólne zakupy, Pls''
Ja: ''Nie ma sprawy, też mi tego brakowało.''
Susane: ''Strasznie się cieszę, kupię sobie coś na twoje urodzinki. Dla ciebie też przy okazi cos wybierzemy. Cmokaski cukieraski, do zobaczenia jutro bebj 😗 ''
Tak, zaprosiłam ją na moje przyjęcie. Teraz stała się dla mnie miła. I myślę, że naprawdę zmieniła swoje beznadziejne zachowanie. Nie wiem co myślą o tym dziewczyny, ale przecież nie mogą zabronić mi się z nią spotykać, prawda? Z pewnością będą mi mówiły, że wyjdzie bardzo źle z tym, że ją zaprosiłam, ale trudno. To i tak będzie najlepsza impreza wszechczasów.
Po ekspresowym prysznicu, poszłam do swojego pokoju i od razu skierowałam się do łóżka. Nie mogłam spać, więc zaczęłam czytać. Kiedy wreszcie zapadłam w głęboki sen, dosłownie za chwilę obudził mnie dźwięk budzika. Spojrzałam na zegarek i była 6:10. Postanowiłam wstać i wykonać poranną toaletę. Ubrałam się i zeszłam na dół na śniadanie. Josh jeszcze spał, bo do szkoły miał dopiero na 10.15, więc postanowiłam, że nie będę go budziła tak wcześnie.
- Dzień dobry Charlotte – powiedziałam bardzo uprzejmie.
- Oh, dzień dobry piękna moja! Jak dobrze, że już wstałaś. Jajecznica czeka w kuchni – powiedziała równie uprzejmie.
- Bardzo dziękuję, jesteś najukochańsza – delikatnie ją przytuliłam – wiesz może czy rodzice już wyjechali? – spytałam.
- Taak, pojechali dziś rano, kazali przekazać, że wrócą za 2 tygodnie, tak jak ustalaliście.
- O to świetnie – zaczęłam – A czy mogłabym mieć do ciebie prośbę?
- Oczywiście, proś o co chcesz.
- No trochę mi głupio o tym mówić, ale czy mogłabyś upiec tort na moje urodziny, będą tutaj w rezydencji, za 2 dni...
- Nie ma sprawy, ale ile będzie osób?
- 120 – powiedział niepewnie.
Pani Charlotte złapała się za głowę i niedowierzała.
- Panienko, to będzie chyba jakaś impreza roku! – krzyknęła ze śmiechem.
- Mam nadzieję – uśmiechnęłam się – ale ty masz wtedy wolne, nie przejmuj się niczym. Prosiłabym cię tylko o ten tort.
- Oczywiście, będzie gotowy na czas. Bardzo dziękuję za dzień wolny.
- Nie ma sprawy – zamyśliłam się – Aaa, no i czy mogłabyś nie wspominać o tym rodzicom? – zapytałam nieśmiało.
- Będę milczeć, obiecuję – podniosła dwa palce do góry, a drugą rękę trzymała na sercu.
- Jesteś najlepsza, bardzo ci dziękuję, za wszystko – uścisnęłam ją jeszcze  raz.
Poszłam do kuchni i spokojnie zjadłam śniadanie. Założyłam luźną bluzę i wciągnęłam koturny. Wyszłam. Zamykając za sobą drzwi, ujrzałam przed furtką wysokiego chłopaka w kapturze. Podniósł głowę i zobaczyłam jego twarz był to James. Wyszłam tą samą furtką przy której stał i staram się go ominąć. On natomiast nie dał za wygraną i przycisnął mnie do muru. Bardzo bolały mnie wtedy ręce, kiedy moje nadgarstki były przygwożdżone do twardej powierzchni.
- Puść mnie – wydusiłam z siebie.
- Ani mi się śni! Teraz to ja ciebie ośmieszę – po wypowiedzianych słowach wziął mnie mocno za rękę i prowadził w kierunku opuszczonej murawy przy lesie.
Zaczęłam się szarpać i wołać o pomoc, ale wszystko na nic.
- Nic ci nie pomoże, księżniczko – powiedział swoim przerażającym głosem.
Łzy same napłynęły mi do oczu, bo wiedziałam, że to już koniec. James był nieobliczalny. Nie wiem, jak mogłam kochać kiedykolwiek tak złego chłopaka.
- Ratunku!! – krzyczałam, tracąc już nadzieję, że ktoś się zjawi.
James wprowadził mnie do ogromnej, opuszczonej sali treningowej. Bałam się, bardzo się bałam. Nie wiedziałam co zrobi. Związał mi ręce i nogi. Moje wierzgania nic nie pomogły.
- A teraz uśmiechnij się ładnie do kamery – powiedział, tak obrzydliwie, że zaczęłam płakać.
- Uśmiechnij się! – krzyknął na mnie wrogo.
Uśmiechnęłam się nie szczerze do kamery, a moje policzki były całe we łzach, których za nic nie mogłam otrzeć, przez moje związane kończyny.
- Miało być ładnie! – krzyczał.
Wykonałam jego rozkaz po czym spuściłam głowę, patrząc na podłogę. Teraz kompletnie straciłam nadzieję, że ktoś mnie tutaj znajdzie.
- Ja zaraz będę – powiedział surowo – muszę załatwić sprawę przed stadionem – masz tu czekać, a jak przyjdę i cię tutaj nie będzie, zabiję ciebie i całą twoją rodzinę – straszył mnie.
W tym momencie wpadłam na genialny plan. Mój telefon znajdował się w tylnej kieszeni. Postanowiłam go stamtąd wciągnąć. Ułatwiło mi to zadanie, ponieważ właśnie do tyłu miałam związane ręce. Musiałam działać szybko, bo nie wiedziałam kiedy przyjdzie mój oprawca. Szybko znalazłam numer do Mika. Był mi teraz bardzo potrzebny, ponieważ tylko on znajdował się najbliżej opuszczonego stadionu. W ułamku sekundy znalazłam do niego numer, zadzwoniłam i włączyłam na głośno mówiący.
Odebrał po drugim sygnale:
- Halo? – usłyszałam jego głos w słuchawce.
- Słuchaj, musisz przyjść na opuszczoną murawę. Jestem na starej sali treningowej. Nie mogę się stąd wydostać. Błagam pomóż mi. Bądź przygotowany, bo gdzieś tutaj jest James – płakałam.
- Zaraz będę.
POV Michael
Jestem zdruzgotany, tym co usłyszałem. Ona zaraz może zginąć. Przecież James jest nieobliczalny. Boję się o nią. Dla bezpieczeństwa Any i własnego zadzwoniłem na policję i zgłosiłem porwanie dziewczyny. Podałem dokładnie miejsce zbrodni. Policja kazała mi zostać w domu, ale ja zbyt bałem się o Any. Jak coś jej się stanie, nie wybaczę sobie tego.
Wszedłem bez problemu do dużej sali. Na środku zobaczyłem zapłakaną Any. Miała związane ręce, nogi oraz zaklejoną twarz. Piszczała i próbowała się wydostać. Wtem ktoś uderzył mnie mocno w głowę. Ostatnie co słyszałem to głośny pisk Any.
Po chwili ogłuszenia wstałem i rozglądałem się za Jamesem. Zobaczyłem go ukrytego w jednym z rogów wielkiej hali. Zbliżał się do mnie powoli. Gdy już był wystarczająco blisko, chciał mnie uderzyć. Zatrzymałem jego rękę, a jego samego przewróciłem na ziemię i zacząłem okładać z całej siły pięściami.
POV Any
Bałam się, bardzo się bałam i gdy zobaczyłam, że Mike dostaję z pięści w głowę od Jamesa, myślałam, że uduszę się ze strachu i z powodu braku powietrza. Krztusiłam się łzami, napływały wszędzie. Usta miałam zaklejone i czułam się winna, że nie mogłam ostrzec Mika przed oprawcą. Kiedy Michael podniósł się po napadzie Jamesa. Poczułam się trochę lepiej.  Wtedy zdałam sobie sprawę, że naprawdę go kocham. Mimo wszystko nadal byłam zła. Wierzyłam Suz. Nie miała powodów do kłamstwa. Miałam mieszane uczucia.
Gdy zobaczyłam, że Mike okłada Jamesa pięściami, bałam się, że Michael go zabije. Piszczałam i starałam się robić to jak najgłośniej, ale chłopak zachowywał się, jakby był w transie, jakby nic nie słyszał, jakby teraz liczyło się tylko jedno: katowanie Jamesa do utraty sił.
Przyjechała policja. Powstrzymali Mika, przed dalszym napastowaniem Jamesa.
- Jeszcze raz ją tkniesz gnoju, a przetrącę ci ten pusty łeb – krzyczał Mike.
- Już nie dotknie, my się nim zajmiemy – powiedział z przekonaniem w głowie policjant.
- Mam nadzieję – dodał Michale.
Gdy tylko przyjechał radiowóz, Mike podbiegł do mnie i od razu mnie rozwiązał. Rzuciłam mu się w ramiona, a on mocno mnie przytulił. Spojrzał mi w oczy i zbliżył swoją twarz do mojej.
- Nie mogę – powiedziałam, gdy wiedziałam do czego zmierza.
- Any, błagam, nie gniewaj się już na mnie, proszę – powiedział błagalnym tonem.
- Posłuchaj, jestem ci bardzo wdzięczna za wszystko. Za to jak podszedłeś do tej spawy i jak dzielnie się mną zająłeś, ale ja nie wiem czy potrafię ci wybaczyć.
- Rozumiem – powiedział ze smutkiem w głosie.
Musiałam jechać na komendę i wnieść zeznania przeciwko Jamesowi. Kiedy po kilkugodzinnym przesłuchani, wyszłam z sali, zobaczyłam, że w poczekalni siedzi Mike. Czekał tam na mnie. Może jemu naprawdę na mnie zależy? Rzuciłam mu się w ramiona i zaczęłam głośno płakać.
- Już ciii, jesteś bezpieczna, nic ci nie grozi. Nigdy nie pozwolę, żeby ktoś zrobił ci krzywdę. Nigdy – powtarzał ze spokojem w głosie, stojąc ze mną w objęciach i masując mnie delikatnie po plecach.

AnyOneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz