Rozdział 45

5K 317 19
                                    

Usłyszeli, jak ktoś wbiega po schodach na wieżę i zdrętwieli w przerażeniu. Zanim jeszcze zdążyli zobaczyć napastnika, pofrunęło ku nim kilka zaklęć, przed którymi nawet nie zdążyli ochronić się zaklęciem tarczy, a jedynie szybko paść na ziemię. Przy upadku Hermiona boleśnie skaleczyła się w kolano, rozdzierając nań spodnie i wrzasnęła krótko. Ledwo zdążyła się podnieść, już musiała odbić serię złowrogich klątw śmierciożerców, których nie rozpoznała. Kątem oka widziała, jak Ron walczy z jednym z nich, podczas gdy na nią nacierało dwóch kolejnych. Musiała też mocno koncentrować się na tym, by nie stanąć za blisko barierki wieży i nie spaść z tak wielkiej wysokości.

- Uważaj! – wrzasnął dziko Ron, a ona poczuła na sobie zimny podmuch przerażenia, gdy pierwsza Avada Kedavra minęła ją o włos. Gdyby tylko nie odwróciła się w stronę Rona, byłaby już martwa. Wzięła szeroki zamach i cisnęła w śmierciożercę wyjątkowo silnym Confringo, tak, że od razu zapłonął i dosłownie wyleciał przez ścianę w wieży.

- Nic ci się nie stało? – spytał Ron, gdy wyrzucił ostatniego przeciwnika z pola bitwy.

- Nie. A Ty jesteś cały?

- Jeszcze tak – odparł i szybko wyjrzał przez balustradę. – Co tam się, do cholery, dzieje?! Gdzie jest Dumbledore, Voldemort i Harry? Przecież coś się już musi dziać!

- Nie minęło jeszcze zbyt wiele czasu, odkąd się pojawili. – I znowu rumor na schodach. Kolejna partia śmierciożerców, tym razem tych z wewnętrznego kręgu. Prędkość, z jaką obie strony rzucały w siebie klątwy, była niesamowita. Świetliste groty wybuchały dosłownie co sekundę, zderzając się ze sobą w połowie drogi. Było to jednak nic w porównaniu z tym, co działo się na błoniach – setki czarodziejów ciskało w siebie przeróżne zaklęcia, dementorzy krążyli wśród nich, uciekając przed srebrzystymi patronusami, drzewa, krzewy i wszystko inne, co tylko mogło, stanęło w płomieniach, zewsząd do ich uszu docierały wrzaski, huki i trzaski. Tymczasem sami musieli stawić czoła groźnym śmierciożercom, którzy nie bawili się już w zaklęcia oszałamiające – rzucali najgorsze czaromagiczne klątwy o strasznych skutkach, ale Ron i Hermiona nie dawali za wygraną. Walczyli dzielnie, odpierając klątwy i atakując, kiedy tylko im na to pozwalała sytuacja. Wszystko się zmieniło, gdy Ron wreszcie padł nieprzytomny i zalany krwią na podłogę. Nie wiedziała, co ma robić i tę chwilę dezorientacji wykorzystał bardzo rosły śmierciożerca, który złapał ją za włosy, przyciągnął tyłem do siebie i przystawił ostry nóż do gardła.

- Gdzie jest Potter? – wysyczał. – Wiem, że schował się gdzieś na tej wieży, inaczej by was tu nie było. Gdzie on jest?! – ryknął tak, że niemal ogłuchła. Cały czas patrzyła przerażona na Rona i modliła się, by żył.

- Tu go nie ma – jęknęła, gdy poczuła krople krwi na swojej szyi.

- Więc gdzie jest? – pytał śmierciożerca, gotów w każdej chwili przeciągnąć nożem po jej skórze.

- Nie wiem. Naprawdę nie wiem – pisnęła błagalnie.

- Szkoda. W takim razie musimy się pożegnać. – Dziewczyna zamknęła oczy, wiedząc, że istotnie, żegna się z życiem. Jednak to stało się w ułamku sekundy. Śmierciożerca został czymś przez kogoś trafiony i wypadł za barierkę.

- Uciekaj! – wrzasnął znany jej głos Severusa Snape'a. Nie zareagowała, podpełzła na kolanach do Rona, gdy tylko zaleczyła ranę na swojej szyi, i przewróciła go na plecy.

- Ron. Ron! Obudź się, błagam! – z całej siły uderzyła go w policzek. Wymamrotał coś niewyraźnie i otworzył oczy. Był cały we krwi i najwyraźniej miał złamany nos. Naprawiła szkodę jednym zaklęciem, by nie odczuwał bólu.

Expecto Patronum! |Dramione|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz