Budzę się wczesnym rankiem. Nigdy nie potrafiłem spać do późna, czego powodem było moje przyzwyczajenie do treningów o porach dziwnych. Najczęściej jeszcze przed wschodem słońca - to pozwalało mi na większe skupienie. Jednak teraz nastąpiły te dni, które były dla mnie najcięższe. Skończył się sezon, co oznaczało powrót do domu i czas odpoczynku. Trenowałem południami, czasem wieczorami i naprawdę ciężko było mi się do tego przyzwyczaić, burzyło to mój spokój. Lubiłem mieć wszystko poukładane, życie rutyną sprawiało mi przyjemność i pozwalało na szczęście.
Podnoszę się z materaca, zerkam na miejsce obok mojego i nie dostrzegam w nim postaci, która powinna o tej godzinie spać. To był już kolejny dzień, w którym mężczyzna wstawał o porach bardzo wczesnych. Czasem odnosiłem wrażenie, że w ogóle nie śpi, tylko tuż po moim zaśnięciu znika. Właściwie nigdy jakoś specjalnie mnie to nie interesowało. Byliśmy w związku już prawie trzeci rok, mieszkaliśmy razem od kilku miesięcy, ale nie zachowywaliśmy się jak typowe pary. To uczucie wygasło między nami już dawno, traktowaliśmy siebie raczej zimno. Nie mieliśmy czasu na okazywanie sobie miłości, randki czy nawet zbliżenia. Czasem całowaliśmy się na przywitanie i to było na tyle. Oboje byliśmy skoczkami, co wymagało od nas skupienia, ciężkich treningów, ciągłych wyjazdów. Zazwyczaj nie braliśmy wspólnego pokoju, bo razem uzgodniliśmy kiedyś, że wystarczy nam ten czas, który spędzamy w domu. Nie musieliśmy być ze sobą ciągle, nie tęskniliśmy.
A właściwie ja nie tęskniłem. Tande był mi potrzebny do tego, aby moja rutyna nie została kompletnie zaburzona. Trochę się do niego przyzwyczaiłem i przywiązałem, dlatego trwanie w takim układzie było dla mnie zdecydowanie łatwiejsze niż zerwanie, przeprowadzka, unikanie siebie na treningach. Jednak to ostatnie nie miałoby właściwie znaczenia. Daniel prawie rok temu miał wypadek na skoczni, w skutek którego złamał kręgosłup. Nie został jednak przerwany rdzeń kręgowy, co pozwoliło mężczyźnie na poruszanie się, ale nie chciał wrócić do skoków wystraszony tym, że mógłby zrobić sobie większą krzywdę. Zgodziłem się z jego decyzją, ale to, że siedział cały czas w domu niezwykle mnie denerwowało. Marudził, był smutny, przeszkadzał mi we wszystkim.
- Czemu nie śpisz? - pierwszy raz spotykam się z sytuacją, że blondyn nie zamknął za sobą drzwi z łazienki. Podejrzewam, że był pewny tego, że nie wstanę aż tak wcześnie. Stara się okryć ręcznikiem będąc w samych bokserkach, ale ja dostrzegam to, co próbuje przede mną ukryć. Liczne blizny widnieją na jego biodrach, talii, brzuchu i po części również na udach. Są świeże, ale widzę i te stare, co daje mi do zrozumienia, że samookaleczanie się przez Daniela trwa już od dłuższego czasu.
Stoimy oboje. On wpatruje się we mnie wystraszonymi, czerwonymi od płaczu oczami, a ja nie dowierzam w to, co właśnie zobaczyłem. Uświadamiam sobie, że Tande wcale nie był szczęśliwy. Ba! Nie był ani trochę zadowolony. Prawdopodobnie nie dawał sobie rady z własnymi problemami, miał jakąś depresję, nie podobało mu się jego życie. Ja za to byłem zbyt zajęty sobą, aby to dostrzec. Nie okazywałem mu uczuć, krytykowałem, kazałem zejść z oczu, gdy tylko mnie denerwował. Nawet nie rozmawialiśmy szczerze. Nie miałem pojęcia o tym jak się czuje, bo ja sam byłem w genialnym humorze. I byłem pewny, że on również w takim jest.
Szlocha cicho, chowając twarz w dłoniach i tym samym opuszczając materiał. Zrobił to przypadkowo, ale to sprawiło, że mogłem zobaczyć coś, co zostanie w mojej głowie do końca życia.
Wychudzony, okaleczony, posiniaczony.
Musiałem zrobić wszystko, aby znów uwierzył w siebie.
//
jest i prolog, jest i początek. kolejne ff z mojej strony i mam nadzieję, że nie skończę po jednym rozdziale.
edit 02/12/2017 - niech to wróci do życia i gdzieś sobie krąży, bo jest luźne, fajne takie.
CZYTASZ
treasure - tande x forfang
FanfictionDaniel naprawdę siebie nienawidzi. Nie jest zadowolony z niczego co do tej pory osiągnął, nie potrafi patrzeć w lustro i chwalić siebie. A Johann z całych sił stara się pokazać mu, że jest jego największym skarbem.