VI

409 58 6
                                    


W dzień po operacji, bracia Novak wstali jeszcze przed wschodem słońca, by posprzątać komnatę, w której leczyli Sama. Pióra oraz odchody ptaków zostały wyrzucone oraz dokładnie starte, a sygile przemyte resztkami wody tak, by nie pozostawiły po sobie żadnego śladu. Jedynie kryształy w pobliżu łóżka królewicza zostały ponownie zmienione przez Castiela, a pozostałe wystawione na parapet. Sam obudził się, gdy kończyli sprzątać. Jego twarz nabrała przez noc kolorów, zszyta rana, z której Gabriel delikatnie zdjął listki, nie wydawała się w żaden sposób babrać. Zapalenie płuc było już tylko wspomnieniem, po którym został jeszcze lekki kaszel mający zniknąć w ciągu kilku dni.
- Jak się czujesz, Sam? – Spytał Gabriel, podając mu dłoń i pomagając podnieść się do siadu.
- Dobrze. Po raz pierwszy od... ile ja już tu leżę?
- Miesiąc, może dwa? Sam straciłem rachubę – złote oczy Gabriela zalśniły, a Cas odwrócił głowę, słysząc dziwny ton głosu brata.
- Czy to już koniec leczenia? – Sam spojrzał na spakowane torby stojące przy ścianie.
- W pewnym sensie. Została jeszcze rekonwalescencja, tak dla zdrowotności. Okłady, jakieś napary i nadal będziemy trzymać cię w pobliżu kryształów, to na pewno... Casie? Proszę, pomimo dość wczesnej pory, zbudź już Deana. Niech się dowie, że jego młodszy brat zaczyna gadać i zachowywać się jak człowiek.
Po tym, jak zostali w komnacie sami, Gabriel podszedł do okna i rozsunął zasłony trochę bardziej, by samemu móc przyglądać się powoli wschodzącemu słońcu.
- Gabrielu? Kto was tego nauczył?
- Tego leczenia? Ciotka Miranda i nasza matka... magia pojawiła się sama, przekazana w genach... - gdy na dłuższy czas zapadła cisza, Gabriel poczuł jak w jego gardle rośnie gula. Tak dawno o tym nie myślał, nie mówił... Castiel już dawno wyrósł z tego, by pytać o matkę czy o to, jak było kiedyś. – Tęsknię za nimi, wiesz? Szczególnie za matką... Mam nadzieję, że wasze chrześcijańskie pogadanki o spotkaniu zmarłych się sprawdzą...

- Sammy? – W tym samym momencie do komnaty wpadł Dean, jeszcze w luźnych spodniach i lekkiej, rozchełstanej koszuli.
- Dean – Sam uśmiechnął się szeroko i pozwolił się objąć. – Spokojnie, jestem tu. Nie udawaj już takiej płaczki.
- Idioto, nawet tak nie mów. Twój stan był, cholera, krytyczny! Przez miesiąc!
- Ale już nie jest. Nie ma się czym martwić, królewiczu – Gabriel oparty o ścianę, spojrzał znowu za okno. Castiel podszedł do niego i spytał się co się stało.
- Wiosna idzie, braciszku... a my niedługo wynosimy się na wieś. Pomyśl ile sadzenia, ile roboty... idę o zakład, że Lilly zagoni nas do pracy. – Mówił to wszystko ze smutnym uśmiechem na ustach, co zmartwiło nie tylko Castiela, ale także Winchesterów.
- Jeśli chcecie, ojciec na pewno pozwoli wam tu zostać. Jesteście przecież zasłużonymi medykami, nie będę zdziwiony jeśli będzie nalegał na wasze zostanie tutaj.
- Niestety, ale będziemy zmuszeni odmówić, jaśnie książę. To nie nasze miejsce, prawda Casie?
Spojrzenie niebieskich oczu mimowolnie powędrowało do Deana. Chwilę patrzyli się na siebie bez słowa, a Cas tylko skinął bratu głową.

Śniadanie przerodziło się w prawdziwą ucztę na cześć wyzdrowienia królewicza Sama. Został sproszony, ponownie, cały dwór i wszyscy lekarze, którzy, chociaż dopytywali się braci jak to zrobili, ci mówili, że polegali jedynie na starych książkach i praktyce.
Bobby, stojący niedaleko roześmianego króla wodził spojrzeniem po całej komnacie, aż w końcu skinął na Deana. Ten podszedł szybko, zostawiając na chwilę znachorów.
- Tak, Bobby?
- Dean – mężczyzna pociągnął go w dół za ramię tak, by mogli rozmawiać jak najbardziej prywatnie w tak zatłoczonym miejscu. – Widziałeś Metatrona? Nie ma go od poprzedniego śniadania, nie widziałem go nigdzie na korytarzu, a tutaj także go nie ma...
- Więc powinniśmy świętować – zaśmiał się książę, klepiąc go po ramieniu i wznosząc kielich wina. Kilka osób naokoło, nie wiedząc nawet za co wznoszono toast, zrobiło to samo. Zanim Bobby zdążył jakkolwiek zareagować, Deana już nie było. Pochłonął go tłum, a później znalazł się przy ścianie rozmawiając z przyjaciółmi, którzy w następnym tygodniu mieli wrócić do swojej wsi.

Dawno, dawno temu...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz