2 one shot z maratonu.
Wczoraj się nie pojawił, dlatego dzisiaj jeszcze jeden.Dlaczego to zrobiliśmy?
Nie wiem, może był już na to czas, może już dawno czuliśmy, że to się kończy, a może po porostu chciałem uciec od starego wizerunku i tego jak ja siebie widziałem.
Myślę, że już od dawna do tego zmierzało. Już przy The Black Parade próbowałem, na prawdę próbowałem wytłumaczyć im, że jestem zwykłym facetem, a nie bohaterem, an którego się kreowałem, a już na Danger Days byłem przerażony tym, że mam przypiętą łatkę ''emo'', ''wampira'', raz na jakiś czas nawet ''gotha''.
Nie lubię zaglądać na fora, bo wydaje mi się to strasznie bufoniaste, ale raz pod jednym moim postem, tuż po ogłoszeniu tego światu, jedna dziewczyna zamieściła zdjęcie. Była to zlepka zdjęć albumów My Chemical Romancee i każdy był podpisany;
it's okay to be scared
it's okay to bo angryit's okat to be hurt
it's okat to grow up
Podpisała to:
MCR było, jest i będzie ważną częścią mojego i Waszego życia. Ale jestem szczęśliwa, że taki zespół powstał. Kocham Was''
I ja byłem szczęśliwy.
Przypomniałem sobie nasz ostatni koncert w rodzinnym New Jersey, które było naszym rodzinnym miastem.
Już wtedy wiedzieliśmy, że następnego nie będzie, tym bardziej staraliśmy się pokazać im wszystko co w nas najlepsze.
Nie było żadnych chorych pairingów, stworzonych tylko dla pieniędzy, żadnego zdejmowania koszulek.Ostatnią piosenką była ''Helena'' -czyli coś co napisałem dla mojej babci. Nadal za nią tęsknię. Był to bis po ''Cancer'' -on miał być ostatni, z jeszcze gorszym ostatnim wersem.
Ale, tak szczerze, cieszę się, że właśnie tak się pożegnaliśmy. W tej piosence było coś symbolicznego.
Po udanym koncercie stanęliśmy na skraju sceny, jak to robiliśmy dziesięć lat wcześniej, myśląc ''co się stanie jeśli skoczę?''. Chwyciliśmy się za ręce i podnieśliśmy je w górę, jakbyśmy coś wygrali. Bo wygraliśmy. Taki wspaniały koniec tak wspaniałego zespołu, ważnej części naszego życia.
Jak wszyscy już zeszli, ja jeszcze stałem i patrzyłem na ucichający tłum fanów. Wyrzuciłem rękę w górę i krzyknąłem:
Kocham Was, New Jersey!
Za kulisami wszyscy chłopacy spoglądaliśmy po sobie, ja jeszcze troszkę dyszałem, szybko uspokajając oddech, staliśmy tak jeszcze przez chwilę, po czym wszyscy w jednej chwili rzuciliśmy się do uścisku.
-Jesteśmy rodziną, tak? -spytał Frank, najmłodszy i najmniejszy z nas. Myśl, że płakał wprowadzało mnie w dziwne uczucie. W końcu poczułem jak moja łza spływa do włosów Ray'a.
-Rodziny się nie zostawia...-My się nie zostawiamy - Mikey pociągnął nosem -Będziemy ze sobą rozmawiać... tak?
Obiecaliśmy to sobie i wtedy na prawdę zaczęliśmy płakać, wszyscy razem, ramię w ramię, pozwalając sobie na tą chwilę bliskości, które zdarzały się tak rzadko poza sceną. Ale wtedy... Aż nie wypadało tego nie zrobić.
Jak wróciłem do domu, menadżer już ogłosił rozpad, a ja napisałem list do fanów.
I sam płakałem.
Lun położyła Bandit wcześniej i siedziała przy mnie i przytulała. Przypominałem sobie wszystkie piękne chwile w tej historii i nie mogłem się powstrzymać. Przeszliśmy razem depresję, śmierć, szczęście a nawet miłość i miałem przeczucie, że jak opuszczę tamtą część siebie za sobą, zostawię tam też Lyn i Bandit.
Wtedy moja kochana żona siedziała przy mnie i mnie wspierała.
Byłem i jestem pewny, że ona mnie nie opuści, a ja na pewno nie chcę.Tej nocy nie spałem.
Wyszedłem na balkon i oglądałem gwiazdy i jak poruszały się po niebie, jak to robiłem z bratem jak byliśmy dziećmi, póki nie zdecydowałem się narysować kolejnego komiksu.
Rano zrobiłem naleśniki i jak moja nowa rodzina wstała, powtórzyłem im, że je kocham. Były dla mnie prawdziwym darem. Lyn pocałowała mnie w policzek i pewnie otarła łzę, ale nigdy by się do tego nie przyznała i powiedziałaby, że to rzęsa,a Bandit wyszeptała mi do ucha:
Ja ciebie też tatusiu
przynajmniej tak to zrozumiałem.
Później zacząłem oglądać głupie programy w telewizji, bo tylko na to miałem siłę. Kilka razy zadzwonił do mnie agent, zapraszając na wywiady, ale nie zgodziłem się.
Ja też potrzebowałem czasu żeby się pozbierać, a czułem się jakby ktoś rozwalił moje długo układane puzzle.
Wieczorem (dopiero wtedy zdałem sobie sprawę jak długo mogę siedzieć w jednym miejscu, i nawet mi to nie przeszkadzało) przyszła do mnie moja cudowna córeczka, Bandit i podała mi rysunek.
Był na nim jakiś superbohater z nutami, wypływającymi z jego ust, szkicownikiem w ręce i chusteczce w kieszeni. Wyglądał na groźnego jak się go wkurzy, ale jego wyraz twarzy był łagodny i uśmiechnięty.
-To ty -wytłumaczyła, a ja jej podziękowałem, przytuliłem i zacząłem dopytywać o szczegóły, a ona wszystkie opowiadała z zapałem. Wiedziałem ,ze Bandit ma ogromną wyobraźnię.
Spytałem jeszcze czemu narysowała mnie.
-Bo mój tata jest najfajniejszy! -Lyn akurat weszła do salonu i odparła, że nie może się nie zgodzić, a Bandit się zaśmiała.
-Obiecujesz że już nie będziesz się smucić?Obiecałem.
***
frank iero:
cześć
gerard way:
hej
frank iero:jak się czujesz?gerard way:dobrze, na prawdę dobrze
frank iero:jesteś szczęśliwy?gerard way:tak
frank iero:
nie tęsknisz za My Chemical Romance?
gerard way:
tęsknię
gerard way:
ale przecież lepiej się cieszyć, że to się wydarzyło, niż załamywać, że się skończyło, tak?
frank iero wyświetlił/(a) wiadomosć
22.03
+Comicon jest wrednym śmieciem
+moje życie
Ja umierałam i przyszłam z chusteczkami do szkoły ;-;
A wy?
![](https://img.wattpad.com/cover/103217015-288-k187219.jpg)
CZYTASZ
little BIRD
Fanfiction,,Dlaczego to zrobiliśmy?" Gerard nie jest bohaterem. Jest tylko zwykłym facetem. Facetem, który boi się tego kim był. Okładka by me ;D Zapraszam też na inne one-shoty z ''okazji'' 4 roku ''bez'' MCR.