Migdałowe latte, czyli jak poznałem przerośniętego szczeniaka

130 24 24
                                    


Dokładnie tak, jak mocny aromat kawy z czasem znika

Tak i ty znikasz, ja się nie zmieniłem

Nic nie czułem, gdy wchodziłem do tamtej kawiarni

Przyzwyczaiłem się do karmelowego zapachu twojego ciała, czy nie?

B.A.P Coffee Shop


Kolejna deszczowa, listopadowa pogoda. Lubię takie dni, bo w kawiarni jest niewielki ruch, a tego właśnie potrzebuję. Spokoju i zapachu świeżo zmielonej kawy, aby zatopić się w lekturze.

Nazywam się Kim Jongdae - dla kumpli Chen, mam 19 lat i jestem baristą na pół etatu w przytulnej kawiarence Heaven. Poza tym studiuję architekturę, pochłaniam książki, kawę i papierosy w nadmiernych ilościach.

A ta kawiarnia? No cóż, jest moim drugim domem - była nim zresztą na długo przed tym, zanim zacząłem tu pracować. Przytulne, stonowane kolorystycznie wnętrze, miękkie fotele i pyszna kawa. No i co najważniejsze - spokój. Cicha muzyka sącząca się z niewidocznych dla klientów głośników tylko zachęcała do tego, aby spędzić tu długie godziny z nosem w książce.

Z zadumy wyrywa mnie dzwoneczek umieszczony nad drzwiami. Podnoszę się z niskiego krzesełka stojącego za barem, aby zobaczyć kto był na tyle szalony, aby wyjść w taką pogodę na zewnątrz. Niby wiem, że pada - w końcu sam niecałą godzinę temu szedłem do pracy - ale takiego widoku się nie spodziewałem.

W przedsionku kawiarni stał wysoki, przemoknięty do suchej nitki chłopak, który ze zdziwieniem patrzył na powyginane druty tego, co kiedyś mógł dumnie nazwać parasolem. Po czarnych włosach, teraz przyklejonych do twarzy spływała woda, podobnie zresztą jak z całej jego sylwetki - a przy takim wzroście, no cóż nie ukrywajmy, trochę tego było.

- Może przyniosę ci ręcznik, żebyś choć trochę się osuszył, zanim zatopisz kawiarnię, co? - Zapytałem spoglądając, jak na podłodze pod jego stopami tworzy się coraz większa kałuża.


Uśmiechnąłem się lekko widząc jak spogląda na mnie przestraszonym wzrokiem. W tamtym momencie skojarzył mi się z zagubionym psiakiem. Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłem na zaplecze po mop i ręcznik dla tego przerośniętego szczeniaka, jak już zdążyłem go w myślach nazwać. Wychodząc z pomieszczenia dla personelu zauważyłem, że chłopak nie ruszył się z miejsca. Westchnąłem cicho podchodząc do niego.

Taki duży, a taki głupi, ech...

- Ściągnij tę kurtkę i powieś ją tam. - Wskazałem głową wieszak nieopodal. - A później trochę się wytrzyj, bo się zaziębisz. Doprawdy, skórzana kurtka w taką pogodę?

Pokręciłem głową z dezaprobatą, patrząc jak chłopak niezdarnie próbuje ją ściągać, w czym przeszkadzał mu parasol, a raczej to co z niego zostało. Zabrałem mu go i wrzuciłem do wiadra, bo i tak już mu się raczej nie przyda. Kiedy podawałem mu brązowy, puchaty ręcznik, czarnowłosy uśmiechnął się radośnie, jakbym co najmniej oznajmił mu, że wygrał milion dolarów.

- Dzięki.

Moje serce zadrżało słysząc ten niski głos, jednak dzielnie spojrzałem mu w oczy. Kiedy tak stał zgarbiony i przemoknięty wydawał się mniejszy, niż był w rzeczywistości, i jeszcze bardziej przypominał zagubionego psa. A czy już wspominałem, że mam miękkie serce dla zwierząt? A przerośnięte, ludzkie szczeniaczki niestety nie były wyjątkiem.

- Nie ma sprawy, w końcu klient nasz pan. - Puściłem mu oczko jednocześnie pokazując na pustą salę. - Usiądź gdzieś. Sprzątnę i przyjdę po twoje zamówienie.

Obserwowałem jak z lekko zaczerwienionymi policzkami idzie w kierunku stolika schowanego za filarem, tuż obok baru. Nie mogłem się nie uśmiechnąć do swoich myśli, widząc, że chłopak wybrał miejsce, które ja okupowałem przez całe liceum. Ukryte przed wzrokiem ciekawskich ludzi, na samym końcu sali - z jednej strony drewniana kolumna, z drugiej prowizoryczny kwietnik i miękkie fotele w kolorze cappuccino, ustawione tak, aby móc obserwować większą część kawiarni, samemu nie będąc zauważonym.

Powoli sprzątnąłem mokrą podłogę, na chwilę zatrzymując się przy oknie, aby popatrzeć na wyludnione ulice. Tak, ten dzień będzie zdecydowanie spokojny. Podszedłem do chłopaka siedzącego z ręcznikiem na głowie, notując w głowie aby zwiększyć trochę temperaturę w kawiarni.

- To na jaką kawę masz ochotę? Mocne espresso na rozgrzanie? Czy może duże, słodkie cappuccino?

- Emm... W sumie to ja nie pijam kawy? - Chłopak bardziej zapytał niż odpowiedział na moje pytanie. Miałem ochotę się zaśmiać.

- Ale skoro wpadłeś już do kawiarni i to w taką pogodę to wypadałoby wypić coś ciepłego, nie sądzisz?

Przez chwilę przyglądałem się jak chłopak toczy ze sobą wewnętrzną bitwę, przygryzając nerwowo dolną wargę. Kolejną rzeczą, którą zanotowałem w myślach, było podsunięcie szefowi pomysłu wprowadzenia także herbat, do naszego menu. Bo czarnowłosy nie jest pierwszą osobą, która pojawiła się w tej kawiarni i nie pija kawy.

- To może zrobimy tak, ja przygotuję kawę specjalnie dla ciebie i zobaczymy czy ci zasmakuje, co? - Uśmiechnąłem się do chłopaka. - Nie martw się, nie otruję cię, a może wręcz przeciwnie, sprawię, że ją pokochasz.

Ruszyłem szybko do baru, od razu spoglądając na syropy. Przez chwilę mój wzrok wędrował między nimi, a chłopakiem wycierającym swoje włosy. Tak, migdał będzie do niego pasował. Lubiłem tworzyć indywidualne kawy pasujące do klientów, a słodki migdał i delikatny, aromatyczny smak cynamonu powinny doskonale odpowiadać chłopakowi. W sumie to połączenie powinno zamaskować lekko smak kawy.

Jeszcze tylko serduszko z cynamonu i napój gotowy, podszedłem z wysoką szklanką do chłopaka.

- Migdałowe latte z cynamonem, mam nadzieję, że ci zasmakuje.

- Serduszko? Naprawdę? - Uniósł lekko brew, a na jego policzki ponownie wkradł się rumieniec.

Wzruszyłem tylko ramionami, no bo co miałem mu powiedzieć. Tylko to było pod ręką. Ruszyłem z powrotem za bar, aby przygotować sobie americano. Włączyłem ekspres i ruszyłem na zaplecze po kurtkę i papierosy.

Skoro ruchu i tak nie ma, to co mi szkodzi zapalić?

~~~



Dzień dobry! Bonjour! Buenos días! Buongiorno!

Ruszam z kolejnym rozdziałowym ff (Hide-same miej w opiece wszystkich tych, którzy będą to czytać), które mam nadzieję, przypadnie Wam do gustu.

Liczę, że zostawicie po sobie jakiś znak i mimo wszystko wytrwacie do końca.

XOXO

Coffee | ChenChanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz