Część I

38 9 9
                                    

Jest piękny wiosenny dzień. To dziś mam rozprawić się z pierwszym zwyrodnialcem. Nie było trudno go znaleźć. Zajęło mi to około tygodnia. Ubrałam się w czarną obcisłą mini, kozaki sięgające do połowy uda i tego samego koloru, długi płaszcz. Włosy związałam w koka. Wzięłam torebkę w której ukryłam pistolet( nieważne skąd go wytrzasnęłam) i kominiarkę.
Wyszłam na łowy. Szłam spokojnie. Plan był idealny. Dopaść go zastrzelić i uciec z miejsca zbrodni. Po godzinnym marszu doszłam do jego mieszkania. Znajdował się na obrzerzach miasta. Był już wieczór. Stanęłam pod drzwiami do jego domu. Mieszkał sam. Zapukałam do drzwi ale nikt nie otworzył. Powtórzyłam czynność lecz znów to samo. Postanowiłam wprosić się sama. Siedział tam. Na kanapie, upity. Wzrok utkwiony w telewizorze. Nie usłyszał mnie. Podeszłam bliżej. Wyciągnęłam pistolet i dotknęłam nim jego głowy. On natychmiast odwrócił głowę. Nie rozpoznał mnie. Widząc jego twarz coś we mnie pękło. Miałam to szybko zakończyć lecz nie umiałam. Ujawniła się we mnie ta psychopatyczna strona. Jednym ruchem uderzyłam go bronią w skroń, a ten starcił przytomność. Zaciągnęłam go do piwnicy. Usadziłam na mocym krześle i związałam kablami znalezionymi tam. Poszłam po wiadro zimnej wody. Wróciłam i oblałam go nią. Ten szybko się obudził. Nic nie mówił tylko wpatrywał się w moją twarz. Nagle zapytał kim jestem i dlaczego to robię. Ja z satysfakcją odpowiedziałam mu że 9 lat temu zabił całą moją rodzinę. Przyszłam się zemścić. Uśmiechnęłam się psychopatycznie. Wzięłam nóż i zaczęłam nim wycinać kształty patyczkowatych ludzików na jego brzuchu. Dokładnie tyle ile zabił wtedy osób. Z początku nie dawał po sobie poznać, lecz później się złamał. Zaczął krzyczeć, przeklinać, wołać o pomoc. Wiedział że to mu nic nie da. Że nikt go nie usłyszy. Rany mocno krwawiły. Przypaliłam je papierosem. Byłam jak w jakimś transie. Nie mogłam przestać. Wciąż wymyślałam coraz to nowsze tortury. Z każdym jego okrzykiem bólu czułam przypływającą radość. W końcu po 7 godzinach zabawy mój ,,przyjaciel" wyzionął ducha. Zawlokłam jego zwłoki z powrotem na górę i położyłam na stole w jadalni. Rozprółam jego brzuch i wyjęłam wnętrzności. Rozwiesiłam je w całym pomieszczeniu: na lampie, stole, krzesłach itd. Gdy skończyłam swoje dzieło wyszłam na dwór zapalić. Wtedy do mnie dotarło co zrobiłam i jaką radość z tego czerpałam. Przestraszyłam się samej siebie... Po chwili uciekłam zostawiając w jego mieszkaniu moją torebkę, jak i odciski palców.

Oto koniec części pierwszej. Przepraszam za wszystkie błędy. Jeśli się podobało to fajnie :D Do następnego.

Nikt mi nie ucieknie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz