I'm still here

349 58 57
                                    

Francis siedział sam w starym, zakurzonym, pokoju na poddaszu, towarzyszyły mu jedynie wysłużone pianino oraz czarno-białe zdjęcie oprawione w posrebrzaną ramkę. Wyglądał mizernie, niegdyś zdrowe i mocne blond włosy, teraz zmatowiałe i przetłuszczone opadały mu bezwiednie na ramiona, skóra przybrała chorobliwe blady odcień, a pod szafirowymi oczyma pojawiły się głębokie wory. Same oczy natomiast straciły dawny blask i wpatrywały się teraz w klawisze dziwnie nieobecnym wzrokiem. Mężczyzna nie jadł ani nie pił od trzech dni, o śnie także nie było mowy, gdy tylko francuz próbował choć na chwilę zamknąć powieki, widział jedynie istny horror.

~FLASHBACK~

Arthur, czy to naprawdę konieczne?" Zapytał Francis z wyraźnym niepokojem w głosie, na co anglik westchnął głęboko i powiedział:

„Niestety, ale to bardzo ważne spotkanie i muszę tam jechać, niedługo wrócę, obiecuję." W odpowiedzi niebieskooki wskazał ręką na okno i wykrzyknął:

Przecież leje jak z cebra, to niebezpieczne!"  Arthur podszedł do swojego kochanka, wspiął się na palce i delikatnie pocałował go w czoło. Po chwili wyszeptał spokojnym i czułym głosem:

Wiem, nie martw się będę ostrożny kocham cię."

Je t'aime aussi, mon petit lapin."  Odpowiedział Francis muskając kształtne, angielskie usta.

~TIMESKIP~

„Jak długo to może trwać?"  Francis po raz kolejny zadawał sobie to pytanie, gdy nagle w pokoju obok rozbrzmiało znajome „Fairy tale".

Arthur, no wreszcie!"  Pomyślał francuz, po czym pobiegł odebrać telefon.

Mon cher, tak się bałem! Gdzie jesteś?!"  Zapytał chłopak głosem pełnym ulgi, jednak jego szczęście nie trwało długo.

Pan Francis Bonnefoy, zgadza się?"  Francis zbladł, głos po drugiej stronie z pewnością nie należał do jego drogiego anglika.

O-oui, w czym mogę pomóc?" Odpowiedział roztrzęsiony.

Dzwonię ze szpitala na Baker street, pana partner, Arthur Kirkland, miał wypadek ... Jest w ciężkim stanie i prosi o jak najszybsze spotkanie."

Dobrze,już jadę"  Wykrztusił blondyn, w głowie miał mętlik. „Jak? Gdzie? Dlaczego?"  Te i setki innych pytań pojawiały się w jego mózgu, lecz na żadne nie potrafił znaleźć jakiejkolwiek odpowiedzi.

***

Gdy w końcu ujrzał Arthura, nogi się pod nim ugięły. Miłość jego życia leżała teraz bezwiednie na szpitalnym łóżku, podpięta do niezliczonej ilości kroplówek i maszyn. Jego skóra miała trupio blady odcień, a zmierzwione blond włosy lepiły się od potu,oddychał płytko. W chwili, w której zobaczył Francisa, z jego,gasnących, szmaragdowych, oczu popłynęły łzy.

Francis?"  Zapytał ochrypłym głosem Arthur, wyciągając zimną rękę w stronę kochanka.

Ćśś Arthur, jestem tutaj."  Powiedział Francis jedną ręką chwytając dłoń anglika, a drugą głaszczącgo po głowie. Arthur delikatnie ścisnął owa dłoń i położył głowę na jego kolanach, łzy wciąż spływały po jego policzkach, wsiąkając w spodnie ukochanego

Kocham cię... Francis"  Po tych słowach, Arthur odszedł.

***

Następnego dnia Francis obudził się w szpitalu, po chwili przywitały go wesołe okrzyki Matthewa, Alfreda, Gilberta i Antonia. Francuz nie wiedział co się stało ani jak się tam znalazł. Był jednak pewien jednej rzeczy, zanim stracił przytomność usłyszał znajomy głos, szepcący „I'm still here, my dear."

I'm still hereOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz