Rozdział 4 - Piekło wita

293 50 16
                                    

Minęło dużo czasu, nim ochłonąłem. Musiałem wyjść na zewnątrz, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Przeszedłem kilka razy wokół całego osiedla, żeby choć część nerwów mi odeszła. Było to bardzo trudne, a wiadomość od Lucyfera wcale nie poprawiła sytuacji.

Od: LuCurwa
Eeeeee... Bo ja się nie mogę wyrwać stąd. Wiesz Shiniś kocham cię lubię ale szybko się nie pojawię u ciebie wyższe sprawy i tak dalej zobaczymy się kiedy indziej

Odetchnąłem głęboko, widząc wiadomość, ale zaraz wściekłem się jeszcze bardziej i z całej siły kopnąłem w leżącą na ziemi puszkę po piwie. Śmieć poleciał przez cały chodnik i wpadł w krzaki. Dość długo musiałem spacerować, żeby móc wrócić do domu, nie myśląc o morderstwie kogokolwiek. Alexander siedział cicho w kuchni, czekając aż się woda zagotuje na herbatę. Cisza była cudowna. Napawałem się tymi chwilami, mając pojęcie, że to nie potrwa długo.

Zdziwiłem się. I to niemało. Alexander nie wydał z siebie żadnego dziwnego dźwięku, dzięki czemu mogłem w świętym spokoju usiąść przy stole z laptopem i zastanowić się co dalej, przy okazji sprawdzając pocztę. Najpierw musiałem usunąć cały spam od Śmierci, jakieś durne reklamy kremów na porost rogów, by dokopać się do właściwej korespondencji, której było tyle, że aż wcale.

- Do cholery z tym... - odsunąłem urządzenie na bok, a Alex postanowił się w końcu odezwać, niszcząc mój nikły wewnętrzny spokój.
- Co się stało? - zapytał dość niepewnie, przysiadając się obok z dwoma kubkami zielonej herbaty, którą uwielbiałem.
- Lucyfer nie zjawi się tutaj tak szybko, jakbym chciał... - wziąłem czarny kubek do rąk i upiłem łyk naparu - Pewnie znowu wymyślił coś z Asmodeuszem i znikną obaj na dłuższy czas, a my pozostajemy z problemem... Gdyby chociaż powiedział co mamy robić! Ale nie! Wielki władca ma wszystko głęboko w dupie i nie można na niego liczyć! A żeby w tym Piekle się zgubił na wieczność...!
- A my nie możemy iść do niego? - wypalił nagle, wytrącając mnie ze złości.

Ten pomysł był tak bezmyślny i prosty, że nigdy bym na to nie wpadł! Skoro Lucyfer nie mógł do nas wpaść, to my mogliśmy złożyć mu wizytę w Piekle!

- To jest to! - poderwałem się z krzesła, uderzając dłonią o stół - Szykuj się, młody! Idziemy do Piekła.
- Co...? - wydukał cicho, a jego twarz zrobiła się niepokojąco blada. Szturchnąłem go kilka razy pod żebra, a gdy to nie podziałało, wzruszyłem ramionami i poszedłem zabrać potrzebne rzeczy. Kiedy ja byłem gotowy, Alex dalej siedział w kuchni, nie do końca rozumiejąc, gdzie idzie. Musiałem mu kilka razy tłumaczyć wszystko zanim ruszył się z krzesła.

Przejście do Piekła? Rzecz banalna! Wystarczyło wybrać odpowiedni numer w spisie kontaktów na telefonie, poprosić o portal i już - przed nami na ścianie w salonie był portal. Wysoki i szeroki na dwa metry, otoczony czerwoną poświatą. Nie wyglądał jakoś widowiskowo. Zwykła, czarna dziura, z której biło gorąco. I tyle.
- Nie wejdę do tego... - usłyszałem nagle Alexandra, który zrobił krok do tyłu, przyglądając się przejściu. Nie wyglądał na przekonanego, dlatego musiałem podejść do tego zupełnie inaczej. Wziąłem głęboki oddech, stanąłem za nim i odwróciłem go tyłem do portalu, po czym klęknąłem przed nim i złapałem jego dłonie.
- Alex... Sam to zaproponowałeś! - przypomniałem mu, zmuszając go lekkim szarpnięciem, by spojrzał na mnie - Musimy tam iść. W Piekle dowiemy się, co sprawia, że nie możesz umrzeć! Właśnie tam znajdziemy odpowiedzi na wszystkie pytania! To nie boli! Jeden krok i będziemy tak blisko potrzebnej nam wiedzy...

- Obiecujesz...? - zapytał cichutko, powoli przekonując się, a ja tylko pokiwałem głową, uśmiechając się miło do niego, ale on dalej się wahał. A wtedy moja cierpliwość, której nie było wiele, skończyła się.
- Więc idziemy! - wepchnąłem go po prostu do portalu i odetchnąłem głęboko, czując nastający wewnętrzny spokój. Podniosłem się, poprawiając spodnie. Jeszcze sprawdziłem, czy mam ze sobą wszystkie przepustki i potrzebne karty, a chwilę później przekroczyłem portal. Przyjemne ciepło owionęło całe moje ciało, na ułamek sekundy straciłem podłoże spod nóg. Otworzyłem oczy i ujrzałem biuro, które wcale się nie zmieniło. Duże pomieszczenie z szarymi ścianami i sufitem, na którym wisiał żyrandol zrobiony z ludzkich kości, na wprost przy ścianie stały wysokie regały zapełnione przeróżnymi księgami, a przy oknie siedział Hraesvelg. Potężnie zbudowany demon o ciemnozielonej skórze, spiczastych uszach, niedużych czarnych rogach, które wystawały ledwo ponad czerwone włosy ścięte na krótko, uśmiechnął się szeroko, ukazując Alexowi dwa rzędy ostrych zębów i przysunął się na krześle do biurka, na którym miał masę różnorakich dokumentów. Alex pisnął cicho, chowając się za mną i mruknął coś, ale przyciskał twarz do mojego ramienia, przez co nie usłyszałem ani jednego słowa.
- Shinigami? A cóż cię tu sprowadza? - zapytał spokojnym, ale syczącym i niezbyt miłym głosem, który nieprzyjemnie wibrował w ucha. Chociaż nieprzyjemne to było jedynie dla Alexa, bo schował się jeszcze bardziej, by demon go nie zobaczył.
- Muszę się zobaczyć pilnie z Lucyferem. - podszedłem do biurka i położyłem na nim moją przepustkę, która upoważniała mnie do podróży między dwoma światami kiedy tylko chciałem. Czarna karta ze zdjęciem mojej twarzy z przodu zaraz znalazła się w łapie Hraesvelga. Karta z czarnego tworzywa miała z przodu zdjęcie właściciela, jego wszystkie dane oraz podpis Szatana w dolnym prawym rogu, natomiast z tyłu znajdowała się lista uprawnień. Moje uprawnienia ograniczały się jedynie do podróży między światami, wchodzenia do każdego Wydziału biura bez specjalnych zezwoleń oraz zniżek w paru barach.

Shinigami - czyli jak doprowadzić Anioła Śmierci do nerwicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz