Siedzi. Wciąż siedzi i czeka. Oczy pełne nadziei zaczynają mróżyć. Pomimo zmęczenia nie odchodzi. Siedzi w bezruchu i obserwuje. Szlochy matki wywołują u niej strach. Może jednak coś się dzieję ale ona o tym nie wie. Nie ma prawa wiedzieć . Ma zaledwie 4 lata. Ten wiek nie pozwala jej rozumieć świata tak dobrze jak inni. A może to i lepiej? Świadomość była by okrutna, a prawda boleśniejsza niż jakikolwiek cios. W końcu wstała. Mama obserwowała ją ukradkiem. Widziała jak kieruje się do okna. To zabolało. Chciała coś zrobić, ale nie wiedziała co. Czy odebrać jej nadzieje, czy pozwolić jej żyć w nieświadomości? Wtedy jeszcze nie wiedziała jakie konsekwencje będzie miała jej decyzja i jak odbije się na ich relacji. Lecz wtedy o tym nie myślała. Zastanawiała się jak zabrać ją od tego cholernego okna. Ponowiła płacz. Tylko to jej pozostało. Była bezsilna. Córka spojrzała na nią z zaciekawieniem. Nie rozumiała co się dzieję, ale czuła w głębi niepokój. Obraz zaczynał się rozmazywać, a jej matka powoli znikała. W jej oczach napłynęły łzy. Po tym już nic nie widziała. Nagle otworzyła oczy. Podniosła się z przerażeniem. Próbowała złapać oddech. To był sen. Sniła jej się tamta noc. Ta noc, w której jej życie legło w gruzach. Dzień, który spowodował że stała się innym człowiekiem. Sam koszmar ją nie przeraził, ale to że pojawiał sie coraz częściej. Szczególnie teraz kiedy jej życie w końcu wróciło do normy. Niepojęty był dla niej sens tego wszystkiego, ale jak to ona postanowiła sie tym nie przejmować, a napewno nie teraz kiedy ma powody by żyć. Wstała rozleniwionym krokiem i skierowała się do łazienki. Po porannej toalecie i ubraniu się wyszła ze swojego pokoju. Zauważyła że nikogo prócz niej nie ma. W sumie ją to nie ździwiło. Zawsze była sama. Bez większych oporów opuściła mieszkanie. Była przygotowana aby zmierzyć się z kolejnym dniem. Mieszkała w dość ponurej dzielnicy. Częsty widok zdołowanych ludzi sprawiał u niej wrażenie że żyje w nędzy, a tak naprawdę warunki w jakich mieszka są na tyle dobre że jej ojczym bez problemu zechciał się do nich wprowadzić. Cóż, przywykła do tego, bo co miała zrobić? Co prawda było jej przykro, ale tony innych myśli pozwalało jej się tym nie przejmować. W ogóle ona nie zamartwiała się rzeczami na które i tak nie miała żadnego wpływu. Bo co by jej to dało? Szła zwyczajnym krokiem wzdłuż ulicy z wyrazem twarzy, który nie oddawał żadnych uczuć. Przez to nie wiadomo co siedziało w jej w głowie, o czym myśli i co czuje. Była bardzo skomplikowana. Jak codzień przed szkołą miała udać się po przyjaciółkę. Wchodząc po schodach pożarowych tylnej części budynku zastanawiała się jakim entuzjazmem dzisiaj zaskoczy ją Riley. Gdy już dostała się na górę, wślizgnęła się przez okno do pokoju tak jak to było w jej zwyczaju. Przyjaciółka już tam na nią czekała. Obie kochały to okno. To było ich miejsce gdzie mogły porozmawiać o wszystkim. Maya szczególnie dażyła je miłoscią. To był jej bezpieczny punkt, z którym najchetniej by się nie rozstawała. Do tej pory pamięta jak pierwszy raz na nim usiadła. Wtedy też poznała Riley. Nagle do pokoju wparowała jej mama, która oznajmiła dziewczyną, że czas do szkoły. Maya tak strasznie tego nie cierpiała. Była zdolna, nawet bardzo ale nie lubiła tego pokazywać. Nawet przez te trzy lata gimnazjum to się nie zmieniło. Teraz już jest w liceum. Kto by pomyślał, że jej się to uda. Nadal pamięta swoją pierwszą szóstkę z hiszpańskiego. Może jednak się zmieniła? Kto wie. W końcu wyszły z domu. Skierowały się w stronę nowojorskiego metra, którym zawsze jeździły do szkoły. Bardzo je lubiły. Wiązały z nim wiele ciekawych i niezapomnianych wspomnień. Po dotarciu do szkoły Maye przeszedł dreszcz tego wszystkiego co dzisiaj się może stać. Pomyśleć, że pierwszego dnia w nowej szkole była uradowana. Niestety wyobrażenia liceum nie pokryły się z prawdą. Zabawa, swoboda i całkowity relaks poszły w zapomnienie. Jest jeszcze gorzej niż w gimnazjum. Idąc środkiem korytarza spotkały swoją ,,paczkę". Farkla i Smackle czyli szkolnych geniuszy, Zay'a i oczywiście Lucasa. Chłopaka, z którym była w szczególnie skomplikowanej relacji od początku ich znajomości. Przyjaźnili się i to nawet bardzo ale jednak zawsze w jego obecności czuła się dziwnie. Może dlatego że nadal pamiętała czas, w którym była w nim zakochana. A raczej tak jej się zdawało. Teraz jest on z Riley i może to dla tego jest jej dziwnie? W sumie już ją to nie obchodziło. "Huckleberry" bo tak też na niego mówiła już nic dla niej nie znaczył. W sumie to nigdy nic nie znaczył. Cieszyła się, że to wszystko minęło i może być jak za czasów kiedy go przezywała. Przyjaciele przywitali się ze sobą i chwile pogadali. Po tym jak zadzwonił pierwszy dzwonek udali się do klasy. Maya już poczuła ten ciężar prac domowych, którymi ich zawalą. Po niespełna trzech lekcjach, w końcu przyszedł czas na tą najbardziej specyficzną i różniącą się od reszty, a mianowicie historię. Wydawać by się mogło, że to zwyczajny przedmiot, ale jednak nie z tym nauczycielem. Był nim sam Cory Matthews. Ojciec jej przyjaciółki, który przywędrował do nich z gimnazjum. Zresztą nie przypadkowo, bo sami tego chcieli. Maya zajęła swoje miejsce za Riley. Pomimo pozornej niechęci bardzo lubiła tą lekcje. Nie chciała tylko dać po sobie tego poznać bo jak to sama określiła: ,,Jest sobą" i nie w jej naturze pilnie się uczyć. Zastanawiające było to jak historia może być ciekawa. Otóż tam to nie książki czy zeszyty odgrywały główną rolę tylko osoby przebywające w tej klasie. Matthews miał swoją niepowtarzalną metodę nauczania. Historie porównywał do życia uczniów i w ten sposób ich wychowywał. Z jednej strony było to uciążliwe dla Mayi i jej przyjaciół i często na to narzekali, ale w głębi duszy potrzebowali tej nauki. Aż trudno uwieżyć w to, że zawsze każda lekcja odzwierciedlała to co aktualnie dzieje się w ich życiu. To było niesamowite, a z drugiej strony bardzo dziwne. Oni jednak nie zwracali na to uwagi, po prostu korzystali. Prawdą jest również, że wiele tematów ich przerażało, szczególnie te, które bezpośrednio wiązały się z uczuciami. Maya była tego przykładem. Nie lubiła mówić głębiej o swoich uczuciach, no chyba że już sama nie wytrzymywała i musiała to z siebie zrzucić. Niestety nawet wtedy nie czuła się dobrze. Miała zawsze wrażenie, że to powoduje, że jest słaba. A ona nie mogła być słaba. Musiała udawać szczęśliwą nawet jeśli nie była. Sytuacja z jej ojcem nauczyła ją, żeby być twardą. Choć całe życie żyła w nienawiści do niego i całego świata to i tak zachowywała się jakby nic ją nie obchodziło. Na szczęście znalazła wsparcie wśród przyjacioł. Bez nich nadal pozostałaby buntowniczą Mayą bez zachamowań. Świadomość, że ma ich przy sobie umacniała ją w przekonaniu, że nie jest sama i nie musi myśleć o tym co było kiedyś zwłaszcza, że teraz ma pełną rodzinę. Po skończonych lekcjach i przekazach jakie dostarczył im Matthews przyjaciele postanowili odwiedzić piekarnie Topanga's. W sumie nic w tym dziwnego zważywszy, że zawsze przychodzą tam po szkole by wspólnie odrobić lekcje albo po prostu pogadać. Zawsze panowała tam miła atmosfera. Czuć było miłość Topangi jaką wkładała w to miejsce by było jak najbardziej przyjazne. Maya była wdzieczna jej za to co tu uczyniła. Po jakimś czasie postanowili udać sie do domu Matthewsów. Maya uradowała się na samą myśl, że w końcu coś zje, a Topanga robiła bardzo smaczne obiady, którymi dziewczyna potrafiła zachwycać się godzinami. Pożegnali Farkla, Smackle i Zaya, którzy zostali by dokończyć projekt na chemię. Pytanie tylko do czego im Zay? Maya przez całą drogę rozmyślała nad dzisiejszą lekcją historii. Próbowała sobie wszystko poukładać ale było jej ciężko. Za nią szli Riley i Lucas. Zdziwiło ich jej milczenie ale nie mieli zamiaru tego przerywać. Coż, Lucas bał się konsekwencji jakie niósłby owy czyn.
CZYTASZ
Dziewczyna Poznaje Długą Grę
FanfictionFan Fiction o Mayi Hart z serialu Dziewczyna Poznaje Świat opowiadające o jej życiu i relacji z Joshem, z którym tworzą tzw. długą gre (joshaya). Dedykuję te opowiadanie pewnej cudownej osóbce, która zainspirowała mnie do pisania i dzięki niej pokoc...