Rozdział 1

34 2 9
                                    



"Kocham cię."

Te słodkie słowa rozbrzmiewały jeszcze przez długi czas w uszach młodego Włocha. Przestał mu już przeszkadzać zimny powiew wieczornego wiatru oraz to, że byli sami. Tak, tylko oni i nikogo innego... Trzymali się za ręce, patrzyli sobie w oczy... Ich usta powoli się zbliżały... zostało tylko kilka milimetrów aby...

DRRRRRRRR

Dźwięk zdradzieckiego budzika przerwał tę piękną chwilę jak każdego ranka. To był tylko sen. Znowu. Kolejny, pierdolony sen. Od przeszło miesiąca śni mu się praktycznie jeden i ten sam sen, i zawsze kończy się tak samo - brutalnym powrotem do rzeczywistości spowodowanym przez głupi budzik. Akurat była sobota, więc teoretycznie mógł go wyłączyć i znowu powróć do spania. Ale nie, ponieważ od niedawna pracuje dorywczo i musiał do niej przyjść. Może i nie zarabiał za dużo, ale wystarczająco aby pozwolić sobie na nowe ubrania lub na imprezy, a co najważniejsze nie musiał prosić dziadka o nie w przeciwieństwie do Feliciano. Leniwie usiadł na łóżku rozmyślając jeszcze przez chwilę o swoim śnie. "To i tak nigdy się nie wydarzy...". Wstał i poszedł wziąć szybki prysznic po czym założył czyste ubrania. Kiedy skończył swoją poranną rutynę przystał na chwilę przed lustrem i przypatrywał się swojemu odbiciu. Był całkiem przystojny. Lovino Vargas był osiemnastoletnim, średniego wzrostu, szczupłym Włochem o czekoladowych oczach i włosach, obiektem westchnień wielu dziewczyn w szkole. Często z nimi flirtował jednak to nie było nic poważnego. Lovino poszedł do kuchni gdzie aktualnie nikogo nie było. No tak. Sobota. Zrobił sobie kilka kanapek z ulubionymi pomidorami i wyszedł do pracy.

Zapowiadał się długi i męczący dzień... Mimo, że była dopiero ósma to słońce świeciło niemiłosiernie po oczach i w ogóle zapowiadał się bardzo ciepły dzień. Dobrze, że pracował w klimatyzowanej kawiarni. Kiedy tylko przybył na miejsce od razu powitała go uśmiechnięta Belgijka.

- Cześć Lovino.

- Ciao Bela - odpowiedział jej. Dziewczyna zniknęła na zapleczu, do którego także udał się Lovino aby się przygotować do pracy. Nie minęła godzina kiedy zaczęli się zjawiać pierwsi klienci. Lovino często flirtował w pracy z młodymi dziewczynami, głównie dla lepszych napiwków.

Tego dnia, o dziwo, nie było za dużego ruchu w kawiarni, tak więc dzień dłużył się nie miłosiernie. Na jakieś dwie godziny przed zamknięciem Lovino siedział na zapleczu pijąc kawę i oczekując końca pracy. Bela akurat sprzątała stoliki na sali, gdy przybyli, prawdopodobnie, ostatni klienci. Młody Włoch nie musiał wyglądać, żeby wiedzieć kto to. Głosy 'klientów' wystarczyły. Ze wszystkich osób, które znał, akurat tej trójki idiotów z jego szkoły najmniej chciał spotkać w miejscu jego pracy. "Czyżby im się kawiarnia z pubem pomyliły?! Co oni tu, kurna, robią?" pomyślał. Jak na razie, o dziwo, słyszał tylko dwie trzecie tria, czyli Gilberta i Francisa. No, a gdzie ten pomidorowy głąb?

- Przepraszamy, ale nie sprzedajemy tu alkoholu - mówiła Bela.

- No weź... na pewno macie tu chociaż jakieś piwko - odezwał się Gilbert.

- Nie, mówiłam już, że to jest kawiarnia a nie pub.

- Daj spokój Gilbert. Choć my lepiej do Antonia. - to mówiąc Francuz razem z Niemcem wyszli z lokalu i poszli tylko sobie znanym kierunku.

Na dźwięk tego imienia Lovino lekko się wzdrygnął. Nie wiedział dlaczego imię tego pomidorowego debila, jak zwykł go nazywać, wywołuje u niego taką reakcję. Może to przez ten jego głupi uśmiech albo te jego szmaragdowe oczy... Tak czy inaczej Hiszpan miał w sobie coś czego nie dało się tak po prostu nie lubić a Włoch przyznawał to z niechęcią.

Ostatnie dwie godziny spędził razem z Belą na zapleczu rozmawiając na różne tematy. Bela była jedną z jego koleżanek ze starej szkoły i za razem przyjaciółką. Teraz chodził do innej szkoły po tym jak go wyrzucili za jedną z bójek, którą z resztą nie on spowodował. Nowa szkoła okazała się czymś w rodzaju szkoły dla delikwentów. Chodziły tam przeważnie osoby sprawiające problemy. W śród nich byli też i normalni uczniowie, ale w znacznej mniejszości. Nie bardzo chciał zmieniać szkołę na tą, ale nie miał wyjścia. Jedyne co go martwiło to Feliciano, jego młodszy brat. Nie chciał zostawiać młodego na pastwę tego ziemniaczanego głąba z Niemiec, który okazał się młodszym bratem jednego z tych debili z jego nowej szkoły. Mimo, iż Feli nie mówił za dużo Lovino i tak dowiadywał się od innych co brat robi, gdzie i z kim jest. Najwięcej dowiadywał się właśnie od Beli.

Po zamknięciu lokalu Włoch udał się do swojego domu. Było już po 5 kiedy w końcu dotarł do swojego celu. Zdjął buty i udał się do swojego pokoju kompletnie ignorując fakt, że w domu znowu był ten ziemniak i bezkarnie siedział na kanapie w salonie razem z jego bratem, i oglądali jakiś idiotyczny film tuląc się do siebie niczym dwa przyklejone ze sobą cukierki. Aż nie dobrze mu się robiło na sam widok, ale był zbyt zmęczony pracą, marzył o łóżku i śnie. Ledwie wszedł do pokoju i 'położył' się, a raczej rzucił się, na łóżko a telefon zaczął dzwonić na cały regulator. Lovino spojrzał na wyświetlacz. Numer nieznany. Pierwsze połączenie odrzucił i wrócił do leżenia. Znowu dzwoni ten sam numer i znowu połączenie odrzucone. Za pięć minut powtórka. No tego już było za wiele. Lovino wziął i wyłączył telefon. W końcu będzie miał trochę spokoju, którego było mu w tamtej chwili potrzebne.

Kiedy się obudził była już 7. Spał tylko dwie godziny... Zszedł na dół aby coś przekąsić. Rozejrzał się po salonie. Ani śladu po Felim i tym deklu. W kuchni zobaczył notatkę na lodówce: "Poszedłem do Ludwiga. Zostanę tam na noc. Feliciano". No tego to już, kurwa, za wiele! Nie dość, że ten kretyn robi wodę z mózgu jego bratu to go jeszcze zabiera do siebie do domu. Na dodatek to nie był pierwszy raz kiedy to Feli poszedł na noc do Ludwiga. Co jest takiego specjalnego w tym ziemniaku? To, że napakowany? Że blondyn o niebieskich oczach? Że kujon? Lovi'emu nie spodobał się od samego początku, czyli od momentu kiedy to Feliciano przyprowadził go do domu. Za bardzo przypomina przyjaciela z dzieciństwa jego brata, przez którego tak dużo płakał, ale nic nie mógł zrobić, bo ochrzanianie Feli'ego kompletnie nic nie dawało tak samo jak zabranianie spotkania się z nim w szkole. Że też dziadek na to pozwalał... Podobno ten idiota jest wnukiem przyjaciela ich dziadka, więc raczej można było się spodziewać, że zostanie tak szybko zaakceptowany. Ostatnio Lovino za dużo czasu rozmyślał nad tym ziemniakiem, no ale w końcu chodziło o jego młodszego brata.

Po zjedzonej kolacji Włoch chciał coś sprawdzić na telefonie, ale dopiero gdy sięgnął do kieszeni przypominał sobie, że zostawił go na łóżku w pokoju i na dodatek jest wyłączony. Szybko wrócił do pokoju i włączył telefon. Po pięciu minutach przyszedł SMS, że ktoś próbował się dodzwonić. Następnie przyszedł SMS od nieznanego numeru. Nie czytał tylko od razu usunął. Kiedy wychodził z pokoju przyszło jeszcze ze cztery wiadomości i wszystkie z tego samego numeru. Lovino ignorował je bardzo cierpliwie, ale po około trzydziestu minutach miał już dość. Wziął telefon i w tym momencie przyszła kolejna wiadomości, chyba czterdzieści jeden. Ktoś albo bardzo chciał go zdenerwować albo się z nim skontaktować. Odczytał pierwszą z listy. " Hej Lovino!" Kurcze ten ktoś wie jak ma na imię. Stalker jakiś czy co? "Skąd znasz moje imię?" odpisał. Nic. Do końca dnia już żadna wiadomość nie została przysłana.

~Te Amo~Where stories live. Discover now