Rozdział 4

17 3 0
                                    

Minęły dwa tygodnie i wszystko zdawało się wrócić do normy. Co prawda od czasu kiedy zmienił numer jego stalker raczej sobie odpuścił, a on sam musiał wymyślić jakąś sensowną wymówkę dla rodziców i dziadka, dlaczego muszą dzwonić na jego nowy numer, jedna, namolna jak cholera, osoba nie dawała mu spokoju. Antonio od dnia, w którym to ochronił Lovino przed Francisem, bezskutecznie próbował spędzać z nim jak najwięcej czasu. Żadne prośby, a raczej groźby, nie zdawały się przynosić jakiegokolwiek skutku. Wręcz przeciwnie. Im bardzo Antonio był odtrącany, tym bardziej nie ustępował. Zaczęło to być bardzo irytujące i Włoch okazywał to za każdym razem, jednak i tak Hiszpan nie dawał za wygraną. Tylko dlaczego tak bardzo zależało mu na spotkaniu? Nawet kiedy wracał do domu przed wyjściem czekały na niego dwa cudowne szmaragdy. Już tamtego dnia było to strasznie wkurzające. Lovino musiał wychodzić drugim wyjściem, żeby go uniknąć, mimo że jego droga powrotna wydłużyła się o dziesięć minut. Niestety, już po czterech takich ucieczkach Hiszpan raczej zorientował się, jak Włochowi udaje się wymykać, więc do pewnej godziny czekał przed głównym wejściem a następnie przed mniej używanym bocznym. To spowodowało, że Lovino musiał zmienić taktykę ucieczek. Na jego szczęście, był w tym mistrzem. Jak nie poczekał do pewnej godziny to albo wychodził bocznym, albo razem z tłumem głównym, bo były mniejsze szanse na odkrycie. Tak właśnie minęły dwa tygodnie. Dwa. Długie. Pieprzone. Wypełnione stresem i brakiem spokoju tygodnie. Włoch nie mógł już tak dłużej. Jeszcze trochę a popadnie w jakiś obłęd, normalnie. Ile jeszcze ma unikać i odpychać tego pomidorowego głąba, żeby w końcu sobie odpuścił i zostawił go samego?

Była długa przerwa, którą, rzecz jasna, większość uczniów spędzała siedząc ze znajomymi, jedząc zabrane z domu kanapki albo kupione gdzieś na mieście fast foody. Każda przerwa dla Lovino wyglądała tak samo. Zawsze siedział sam gdzieś na uboczu.

Czasami coś tam rysował, ale głównie słuchał muzyki. Ta samotność nigdy wcześniej mu za bardzo nie przeszkadzała, oczywiście były dni, kiedy to chciał trochę towarzystwa i żeby ktoś poświęcił także i jemu trochę uwagi. Włoch, choć nigdy tego nie pokazywał po sobie, na prawdę bardzo chciał aby ktoś okazał jemu trochę zainteresowania. Bardzo mu na tym zależało, ale też nie potrafił nikomu wystarczająco zaufać. Był już w bardzo wielu związkach, lecz ani jeden nie przetrwał dłużej niż dwa miesiące, i chociaż nikt nic nie mówił, to i tak wiedział, że żadna osoba nie była w stanie wytrzymać z kimś o takim charakterze jak jego. Było parę osób, które chciało z nim być tylko, lecz z jednego, konkretnego powodu - żeby go "zaliczyć" a potem porzucić, dlatego teraz jest bardzo ostrożny, żeby nie powiedzieć, że oschły, jeżeli chodzi o kontakty międzyludzkie. Nie chciał po raz kolejny mieć złamanego serca oraz nikogo zranić. Tak, zranić. Uważał, że nie jest w stanie się zakochać i nie miało żadnego sensu uganianie się za nim. Zawsze to sobie powtarzał, ale... Dlaczego gdy widzi, chociaż przez ułamek sekundy, tego denerwującego dupka ma takie dziwne uczucie?

- Hej Lovi~ - rozległ się znajomy głos, należący do pewnego Latynosa, gdzieś za jego plecami. Jego nowy stalker był nawet gorszy od tego poprzedniego. Nie miał ani jednej chwili wytchnienia. Nawet kiedy rozmawiał z dziewczynami ni stąd ni zowąd pojawiał się Antonio i zawsze niszczył dobry moment na podryw. Na dodatek zaczął skracać jego imię z "Lovino" na "Lovi", co doprowadzało Włocha do szewskiej pasji. Nikomu nie wolno było tego robić, nawet jego rodzonemu bratu.

- Cieszę się, że cię widzę. - powiedział Antonio pomiędzy wydechami. Widocznie musiał przez dłuższy czas biec.

- Po pierwsze: czego tym razem chcesz? Po drugie: ile razy ci mówiłem, żebyś mnie tak nie nazywał?!

- Nie miałbyś może ochoty pójść do nas na dach?

- Z tobą? Nigdy w życiu.

- Nie będziemy sami. Nie zapomnij, że Gilbert i Francis też tam będą. Zawsze tam siedzimy i jest na prawdę fajnie. Tak więc, jeśli chcesz to...

~Te Amo~Where stories live. Discover now