Rozdział 6.

179 29 41
                                    

(8mrsjones8 jednak nie ma babci ): )

O nie tylko nie to.

Pod dom podjechało białe BMW, a to oznacza, że rodzina przyjechała mnie odwiedzić. Wszystko by było spoko gdyby nie Pan Jackson, który był u mnie w domu. Zaraz się zaczną pytania kto to itp. Ah czemu ja mam ostatnio takiego pecha? Stałem przed oknem i przeglądałem się moim rodzicom i bratu jak wysiadają z auta.

- Mark czy to Twoi rodzice? - zapytał zaciekawiony Jackson, który również się im przyglądał.

- Niestety tak ...-mruknąłem - nie za dobry czas sobie wybrali na odwiedziny. - odparłem, a chłopak odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie.

- Czemu tak uważasz? Powinieneś się cieszyć z każdych ich odwiedzin!- powiedział głośnym tonem po czym dodał już ciszej- później może ich zabraknąć..- już chciałem zapytać chłopaka o co mu chodzi, ale on rozumiejąc to co chcę powiedzieć pokręcił szybko głową i zapytał. - A tam ten chłopak to twój brat? Ten z pamiętnika?- mówiąc ostatnie słowo chłopak delikatnie się uśmiechnął.

- Tak to mój brat. - powiedziałem- dobrze że siostra nie przyjechała. - zaśmiałem się cicho.

- Masz jeszcze siostrę? - zapytał chłopak.

- A nawet dwie... jedna z nich ma dwie córki więc pewnie by zabrała je ze sobą...

- To by było super! Uwielbiam dzieci, a szczególnie dziewczynki! ( ( ͡° ͜ʖ ͡°) ) są takie słodkie i grzeczne~ - powiedział uśmiechnięty chłopak. Słysząc jego słowa uniosłem jedną brew i spojrzałem na niego.

-Mam się bać? -zapytałem śmiejąc się  - nie wiesz co mówisz... może i są słodkie, ale czy grzeczne? No nie wiem. - powiedziałem. Chłopak już miał coś odpowiedzieć, ale przerwał mu dzwonek do drzwi. Szybko zerwałem się z miejsca i udałem sie do drzwi wejściowych. Otworzyłem szeroko drzwi by każdy wszedł i je zamknąłem.

- Cześć skarbie! Przepraszam, że przyjechaliśmy tak bez słowa, ale byliśmy blisko i stwierdziliśmy że zajdziemy- usłyszałem bardzo mi znajomym głos i uśmiechnąłem się

- Nic się nie stało mamo przecież to nic takiego. - pocałowałem ja w policzek - to wy może idźcie do salonu usiąść, a ja zaraz do was dołączę. -powiedziałem.

-Dobrze Mark, ale mógłbyś przynieść te zabawki co ostatnio zostawiły tu dziewczynki? Tammy o nie prosi - odparł tata.

- Jasne są w pokoju. - powiedziałem i podszedłem do swojej sypialni, a w miedzyczasie rodzice udali sie do salonu. Kiedy wszedłem do pokoju wziąłem reklamówkę która była w kącie i sprawdziłem czy na pewno to ta. W środku były jakieś lalki i pluszaki więc zadowolony wyszedłem z pokoju i pobiegłem do kuchni.

- Ej Jackson .. - zacząłem mówić, ale zorientowałem się, że go tu nie ma. O nie, nie! Skoro go tu nie ma to znaczy, że jest z moimi rodzicami! Pewnie już mu opowiadają różne historie jak byłem mały... Te upokarzające historie. Zacząłem się rozglądać panicznie po pomieszczeniu. A może poszedł do łazienki? Zachciało mu się skorzystać czy coś... zniknął akurat wtedy kiedy chciałem mu powiedzieć żeby poszedł do siebie. Ah... co za zakręcony dzień.

🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼

Czekałem jeszcze chwilę w kuchni z nadzieją, że może Jackson się zjawi, ale nic z tego. Zrezygnowany udałem sie do salonu gdzie byli rodzice. Kiedy wszedłem do salonu westchnąłem głośno. Mój brat jak zwykle już dorwał się do konsoli i grał, ale nie to mi przeszkadzało. Przeszkadzał mi mianowicie Jackson z moimi rodzicami, którzy pokazywali mu zdjęcia z albumu rodzinnego.

Like a flower // MarksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz