Słuchała go w ciszy, czasami tylko przytakując, kiwając głową albo po prostu się uśmiechając. Nie poganiała gdy wdawał się w długie opowieści o nudnych lotach z Nowego Jorku do Los Angeles, ani nie marudziła gdy malował słowami pejzaże Venice Beach. Z ciekawością nadążała za jego kolejnymi historiami, w których główne role grały coraz to sławniejsze gwiazdy przemysłu muzycznego. Podziwiała z jaką determinacją krok po kroku dążył do miejsca, w którym właśnie się znajdował i zdawała się w ogóle nie dostrzegać, że jego piękny sen, który tak szybko się ziścił, był jedynie ładnie opakowaną pułapką. W którą z resztą ona wpadłaby chyba jeszcze prędzej niż sam Brathford.
Wyszła z kawiarni, uprzednio przesadnie czule żegnając Teddy'iego, mając w głowie obraz idealnego życia, którego mógł doświadczyć na własnej skórze. Wbiegła do ruszającego autobusu z poczuciem, że wpajane od małego przekonanie, iż świat stoi otworem dla młodych, nie jest jedynie żałosną śpiewką, ale najprawdziwszą prawdą. Wystarczyło mieć jedynie odrobinę szczęścia i wielkie pokłady odwagi. Odwagi, której akurat jej od zawsze brakowało.
Nigdy przecież nie było jej stać na zadanie sobie pytania „co chcę robić w życiu?", nigdy nie postrzegała tego, jako czegoś istotnego i ważnego. Wolała snuć się od rana do nocy, nie zaprzątać głowy bezsensownymi gdybaniami, bo przecież należało chwytać każdy dzień. Przynajmniej tak się jej wydawało do czasu, aż ktoś brutalnie nie udowodnił jej, że świat nie lubi lekkomyślności i beztroski. A cenę za swoją postawę przyszło jej płacić do teraz.
Mijając kolejne nudne, przewidywalnie skopiowane budynki, zaczęła zastanawiać się dlaczego jednym po prostu się udawało, kiedy inni musieli tkwić w ciasnym mieszkaniu z beznadzieją wpisaną w każdą godzinę dnia.
Oczywiście – to nie tak, że czegokolwiek żałowała. Kochała Theo ponad wszystko i nigdy nie byłaby w stanie poświęcić go w imię czegokolwiek, ale nie mogła też zaprzeczyć, że czuła się po prostu rozczarowana dorosłością i tym, w jaki sposób objawiła się w jej życiu. Bo przecież nie mogła się spodziewać, że przyjdzie jej podróżować przez życie z kimś, kogo nie darzyła żadnym, nawet najmniejszym uczuciem.
Aiden był nikim – czarną, smutną plamą, która przewijała się między kolejnymi popołudniami i nocami, natrętnym obowiązkiem, seksem w każdy czwartek, kubkiem niedopitej kawy stojącym na blacie w kuchni, brudnym od pasty lustrem i przydużym swetrem przewieszonym przez oparcie fotela. Czasami nawet go nie zauważała, chciała na chwilę zapomnieć, że istnieje i udawać, że znowu jest sama i... szczęśliwa.
Teddy sprawił, że właśnie tak się poczuła – może jedynie przez moment, uśmiechając się delikatnie na wspomniane przez niego wysokie palmy przy domu Britney Spears, może tylko przelotnie, odrywając ją na sekundy od ponurej codzienności, ale wreszcie. Mogła na ułamek sekundy poczuć, że naprawdę istnieje, że nie jest jedynie marnym cieniem, kukłą kierowaną przez to, co jest właściwe i odpowiedzialne, wyprutym z uczuć robotem, nikim ważnym. Że jest tą samą Daisy Scott, w której kochało się pół podwórka, a drugie pół nienawidziło, bo była taka pełna marzeń i ambicji. Tą samą Daisy, którą kochał nastoletni Teddy. Tą samą Daisy, którą kochała ona.
Autobus ostro zahamował, aby po chwili wypuścić grupę kończących podróż, w której znalazła się zamyślona Gown. Pognała za tłumem, niczym posłuszna owieczka, kolejna z wielu, szara mysz bez własnego zdania. Przeszła przez ulicę wcale się nie rozglądając, wciąż mając w pamięci wyobrażenie o świecących neonach na Hollywood Boulevard. Stąpając po wysłużonej kostce brukowej przez chwilę udawała, że to jedna z wielu alei w słonecznym LA, a klakson niezadowolonego kierowcy starego dostawczaka jest klaksonem bogatego, opalonego biznesmena, który śpieszy się na spotkanie z jakąś sławną aktorką. Chciała na chwilę być tą piękną dziewczyną z filmów, która wyjeżdża do Californii, aby spełnić swoje marzenia.
CZYTASZ
KIEDY BYLIŚMY MŁODZI - opowiadanie autorskie
KurzgeschichtenDla Daisy Gown życie się skończyło. I wbrew wszelkim przypuszczeniom, sama doszła do takiego wniosku. Po długich miesiącach spędzonych na byciu lekkoduchem i człowiekiem zbytnio nie myślącym o przyszłości, wręcz z dnia na dzień musiała przywyknąć do...