Rozdział I

190 12 2
                                    

Siedziałaś w barze opierając się o ladę i ze znudzeniem zerkając na barmana. Odsunęłaś od siebie pustą szklankę dając mu znać aby napełnił ją po raz kolejny. Zrobił to jednak z niechęcią.
- Może powinnaś już przestać? - powiedział - Przychodzisz tu od jakiegoś czasu i pijesz. Może i na tym zarabiam, a sama nie wyglądasz najgorzej po wypiciu tylu drinków, ale martwię się o ciebie.
Już miałaś odpowiedzieć kiedy jakiś facet obok ciebie odezwał się:
- Skoro chce pić to niech pije. Kolejny drink na mój koszt. Dwa razy Cosmopolitan poproszę.
Nienawidziłaś wymyślnych drinków. Wolałabyś wypić właśnie cały zapas najlepszej wódki jaką mieli w tym barze lub przez całą noc siedzieć tu i sączyć whisky, ale darmowy drink piechotą nie chodzi.
Nie odzywałaś się, patrzyłaś nieobecnym wzrokiem w naczynie z napojem a facet, który postawił ci drinka przedstawił się jakimś mało ważnym imieniem, które z pewnością rymowało się z "dupek" i podawał swoje wszystkie rzekome zalety. Ignorowałaś jego dupkowatość póki płacił za ciebie.
W pewnym momencie poczułaś jak ktoś za tobą stanął ale nawet nie chciało ci się obejrzeć. Uderzył  cię mocny zapach szkockiej i dymu papierosowego. Usłyszałaś jak mężczyzna stojący za tobą zwraca się do twojego adoratora ze specyficznym, mocnym akcentem w głosie:
- Nie widzisz, że nie jest tobą zainteresowana?
- A tobie co do tego? Może żałujesz, że to nie ty postawiłeś jej drinka pierwszy? - odpowiedział facet.
- Oj wierz mi, raz postawiłem. Skończyło się to walką z niezłym demonem... - powiedział mężczyzna za tobą.
Przewróciłaś oczami i spuściłaś głowę zirytowana. Już dobrze wiedziałaś kto stoi za tobą. Nikt nie mówił o demonach i jednocześnie brzmiał tak poważnie. Pomyślałaś, że do północy jeszcze trochę czasu i jednak ten dzień może skończyć się jeszcze gorzej.
- Niezłym demonem? Czyli powiadasz, że w łóżku niezła z niej diablica? Oj brachu, zaryzykuję - zaśmiał się dupek od drinka.
- Powiedz jeszcze jedno słowo a...- mężczyzna za tobą stawał w twojej obronie
- Panowie. Jeśli chcecie się bić to radzę zrobić to na tyłach baru. Są tu pewne zasady. - ich kłótnię przerwał barman.

Na chwilę nastała cisza, aż w pewnym momencie twój adorator jednym łykiem dokończył drinka i rzucił na ladę pieniądze, po czym wyszedł bez słowa.
Dopiero teraz postanowiłaś obrócić się na stołku barowym i spojrzeć wprost w ciemnobrązowe oczy mężczyzny. Wyglądał tak samo jak ostatni raz kiedy go widziałaś. Kiedy go zostawiłaś. Właściwie to kiedy uciekłaś.
Biała, ubrudzona i pognieciona koszula, niechlujnie zawiązany czerwony krawat, który wyglądał jakby miał w sobie mniej życia niż ty. No i oczywiście płaszcz - rzecz, która odwiecznie będzie ci przywoływać w pamięci mężczyznę stojącego właśnie przed tobą -Johna Constantine.

Spojrzał na ciebie na początku krytycznie i przez chwilę myślałaś, że zacznie robić ci wyrzuty co do waszego ostatniego spotkania. Jednak po chwili uśmiechnął się, zdjął płaszcz i zajął miejsce przy barze tuż obok ciebie.
- Całą butelkę porządnej szkockiej, dwie szklanki i popielniczkę.
Wyciągnął z kieszeni płaszcza paczkę papierosów i zapalniczkę. Barman przyniósł alkohol a John wypełnił nim szklanki. Podsunął ci jedną i zaproponował papierosa. Odmówiłaś jedynie kiwnięciem głowy. Patrzyłaś na niego z niesamowitym zdumieniem. Nie wierzyłaś, że to właśnie on siedzi obok ciebie. Jednocześnie było ci wstyd przez to jak rozstaliście się ostatnio, dlatego nie odzywałaś się ani słowem.
- Wiem, że ja zawsze byłem arogantem, a ty ignorancka ale nie przywitasz kumpla po fachu? - przerwał tę niezręczną ciszę. Odwróciłaś wzrok od niego i pociągnęłaś ze szklanki głęboki łyk whisky.
- Spokojnie kochana! Aż tak na ciebie działam?
- Praca tak działa. Chyba wiesz o czym mówię. - przełamałaś się i postanowiłaś odezwać.
- Oj prawdopodobnie znacznie lepiej od innych...
- Tak też myślałam.
Ponownie umilkliście i powoli sączyliście ze swoich szklanek. Znowu jako pierwszy odezwał się John:
- Nie podziękujesz za wybawienie cię z, co jak co, dosyć żenującej sytuacji?
- To nie pierwszy raz. Poradziłabym sobie z nim. Poza tym odstraszyłeś mi darmowe drinki.
- Przepraszam, ale czy to nie na mój koszt właśnie pijesz?
- U ciebie nigdy nie ma nic za darmo. Jak w diabelskim pakcie.
- Hej, kochana! Wpadłem na ciebie zupełnie przypadkiem, a ty nie wierzysz, że po prostu chcę z tobą pogadać i postawić ci drinka?
- Nie sprzedawaj mi kitu Constantine! Oboje dobrze wiemy, że albo szukałeś tu roboty albo mnie. Tacy jak my nie spotykają się ponownie przypadkiem. - wybuchłaś. Miałaś dosyć tego udawanego spokoju.
Jego twarz spoważniała, mogłabyś powiedzieć, że zobaczyłaś w jego oczach smutek spowodowany twoją reakcją i podejściem. Jednak spuścił wzrok i lekko kiwnął głową.
- A teraz mów, co sprowadza cię do Los Angeles? - zapytałaś.

Między egzorcystą a diabłemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz