Z dedykacją dla moich kochanych Futercia i Alluum ♥
Ostatnie co widzę to oślepiające światło, któremu towarzyszy przeraźliwy krzyk. Dalej jest tylko cicha ciemność, później ciemność szemrząca, a na końcu bardzo głośna ciemność. Ludzkie głosy z zewnątrz mieszają się z tymi w mojej głowie. Huk, szum, rozgardiasz. Ale dalej niczym niezmącony mrok.
I w końcu szok. Odzyskuję świadomość. Wybudzam się ze śpiączki. Jednak cały czas ogarnia mnie ciemność... Czuję, słyszę, ale nie widzę. Dotykam ręką twarzy. Jest przewiązana bandażem. Chcę go zdjąć, by móc przejrzeć, ale czyjeś silne i szorstkie dłonie mnie powstrzymują.
– Nie wolno zdejmować jeszcze opatrunku. – Głos tej osoby jest tubalny i niemiły.
Z powrotem opuszczam rękę na pościel. Czuję silny ból w klatce piersiowej. Z moich ust wydobywa się cichy syk. Przykładam tam dłoń. Przez ubranie wyczuwam liczne kabelki. Chyba jestem podpięty do jakiejś dziwnej, szpitalnej maszyny. Ale dlaczego? Nie umiem sobie nic przypomnieć.
– Keith! – Słyszę swoje imię. Ktoś wbiega do pomieszczenia. Już po chwili przytula się do mnie rozdygotana i płacząca kulka. To Lance. Poznaję go po jego delikatnej skórze i lekko chrapliwym, ale równocześnie aksamitnym głosie.
– Proszę zostawić pacjenta w spokoju. Dopiero się wybudził. – Błogą chwilę przerywa głos tego samego mężczyzny co wcześniej.
Szatyn niechętnie mnie puszcza. Siada na skraju łóżka. Wiem to, bo poczułem, że materac lekko się tam zagiął. Przekręcam głowę w stronę chłopaka. Wyciągam rękę w pustkę. Lance chwyta ją swoją dygoczącą dłonią.
– Nie płacz – mówię.
– Ja nie płaczę – odpowiada roztrzęsionym głosem.
– Nie płacz. Wiem, że płaczesz.
– Keith...
Lance ponownie się do mnie przytula ignorując ostre uwagi prawdopodobnie lekarza lub pielęgniarza. Jego dotyk jest taki kojący. Gorące łzy wsiąkają w moją koszulkę. Obejmuję go niepewnie za głowę, by dodać mu otuchy. Ale efekt jest chyba odwrotny, bo chłopak zaczyna płakać jeszcze bardziej. Na mojej klatce piersiowej powstaje mokra plama od słonej cieczy.
– Keith, tak bardzo cię przepraszam! To wszystko moja wina! – Szatyn odrywa się ode mnie i zaczyna gładzić dłonią po policzku. – Gdyby nie ja, nie siedziałbyś tu teraz...
– Lancie, nie obwiniaj się. Nic poważnego mi się nie stało – odpowiadam chwytając jego rękę.
– Ale straciłeś wzrok! Przeze mnie już nigdy nic nie zobaczysz!
Uśmiech spełza z mojej twarzy. Ręce bezwładnie opadają na poduszkę. Usta rozchylają się w niedowierzaniu. Straciłem wzrok? Jak to możliwe?
– Lance? Co ty mówisz?
– Nie pamiętasz? Nasza ostatnia misja? – odpowiada pytającym tonem.
– Nic nie kojarzę.
– Amnezja. – Do rozmowy wtrąca się ten mężczyzna. – Pacjent może nie pamiętać ostatnich wydarzeń.
– Naprawdę? Keith, co pamiętasz jako ostatnie? – Ponownie pyta mnie szatyn.
Wytężam umysł, by przypomnieć sobie naszą misję. Ale jedyne co teraz widzę oczami wyobraźni to nic nie znaczące epizody z mojego życia. Wydalenie mnie z Akademii Lotników, pierwsze spotkanie z drużyną, zostanie Paladynem... To dziwne... Widzę te wydarzenia i postaci. Może nieco wyblakłe, ale widzę je.
CZYTASZ
Ciemność || Voltron || Klance || One Shot ||
FanfictionZastanawiałeś się jak to jest w jednej chwili stracić wzrok, szacunek ważnych osób i sens życia w jednej chwili? On też nigdy o tym nie myślał. Dopóki go to nie spotkało. W jego życiu nastała ciemność... I / III