Rozdział 5

45 4 1
                                    

Szliśmy przez las od dobrych dwudziestu minut. Wokół było słychać śpiew ptaków i szelest liści. Cały las wydał mi się bardzo tajemniczy, w powietrzu czuć było dziwną energię, która przeszywała moje ciało. Jednocześnie czułam się nieswojo oraz jakbym była u siebie w domu. Tylko tam skóra nie mrowiła mnie od byle podmuchu wiatru. Zdecydowanie coś elektryzującego było w tym miejscu.

- Okej Mike, powiesz mi w końcu dokąd idziemy? - Spytałam mocno już zniecierpliwiona.
- Jesteśmy prawie na miejscu. Wstrzymaj się z pytaniami jeszcze przez kilka minut - odparł, zerkając na mnie kątem oka.
- Czyli będę mogła pytać... - bardziej stwierdziłam fakt niż spytałam, ale i tak przytaknął.
- Chciałem zacząć od początku, od tego co powinnaś wiedzieć, ale nie mogę od tak ci o wszystkim powiedzieć. Znienawidziłabyś mnie... i wszystkich, których kochasz.
Zatkało mnie.
To znaczy, że jest coś co ukrywają przede mną nawet rodzice.

Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, Mike zatrzymał się, przez co prawie na niego wpadłam. Nawet nie zauważyłam jak zostałam w tyle.
- Nie zrozum mnie źle, chciałem ci to pokazać, ale jednocześnie nie powinno nas tu być.
Rozejrzałam się, nie wiedząc, o co mu tak naprawdę chodzi, dopóki nie zauważyłam szczątków spalonego domu.
- Mike? Co to...? - otworzyłam usta, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów.
- To, blondasku, jest, a raczej była, rezydencja Hale'ów.
- Jak to?
- Wyjaśnię ci w swoim czasie. Na razie jedyne, co musisz wiedzieć, to to, że historia tej rodziny jest po części związana z naszą - zamilkł na moment, po czym spojrzał mi prosto w oczy, jakby oceniał jak szybko połączę fakty. - Nie są z nami spokrewnieni. W dodatku nigdy nie mieliśmy z nimi dobrych kontaktów.
- W takim razie, po co tu jesteśmy?
- Oprowadzam cię po mniej i bardziej ważnych miejscach - uśmiechnął się pod nosem.
- A to do jakiej grupy się zalicza?
- Sama zdecyduj.
Nim coś powiedziałam ruszył dalej, znów zostawiając mnie w tyle. Mike stanowczo zrobił się zbyt tajemniczy. O ile wcześniej mi to nie przeszkadzało, teraz zrobiło się irytujące.

Szliśmy dalej przez las, a ja coraz wyraźniej odczuwałam mrowienie, jakby przechodził mi po skórze prąd.
- Prądy telluryczne - powiedział chłopak, jakby wiedział o czym dokładnie myślę. - Tutaj są bardzo silne i prowadzą do jednego miejsca. Nie wszyscy jednak odczuwają je tak bardzo jak ty.
- Dlaczego? I co to w ogóle znaczy?
- To, że jesteś wyjątkowa i w twoich żyłach płynie niezwykła krew.
Spojrzał na mnie, jakby wiedział doskonale co czai się pod moją skórą.
- Wciąż się dziwię, że jak dotąd niczego nie zauważyłaś. Żadnych zmian, zwłaszcza w trakcie pełni - milczałam, dając mu spokojnie wszystko powiedzieć. - Wiem, że słyszałaś moją rozmowę z twoją babcią.
-Co... Skąd? - wyrwało mi się. I tak nie było sensu tego ukrywać.
- Tylko to podejrzewałem, ale właśnie sama to potwierdziłaś. Nie będę cię zanudzał tekstami, że nie wolno jest podsłuchiwać i tak dalej. Nie jestem twoim rodzicem. Jednak jestem ciekaw jak wiele z tego zrozumiałaś.
- W sumie nie wiele. Słyszałam jak mówiliście o pełni, ale z niczym nie potrafię tego powiązać.
- Widziałaś kiedyś "Zmierzch"? - zamurowało mnie.
- A kto nie widział... Jaki to ma związek?
- W sumie żaden, bo Jacob nie potrzebował pełni do przemiany...
- Co? - po raz któryś nie mogłam wydusić z siebie słowa.
- Takie moje gadanie, myślę na głos, jak ty czasami - puścił mi oczko. - Blondasku, tylko się nie załamuj, dobra? Więcej na razie nie powiem, sama musisz do wszystkiego dojść.
- Rozumiem, że najlepiej przed pełnią...
- Nie wiadomo jak na nią zareagujesz.
- Wcześniej czułam lekki dyskomfort w trakcie pełni, ale nic po za tym.
- A twoi rodzice?
- Nie mam pojęcia, nigdy o tym z nimi nie rozmawiałam. Uznałam, że tak już jest i tyle.
Pokiwał głową i tak jak wcześniej powiedział, nic więcej nie zdradził.

Przez pewien czas czułam jeszcze mrowienie, ale z czasem trochę osłabło, przez co przestałam zwracać na nie uwagę. Szliśmy dalej przez las, ale zauważyłam, że powoli zbliżamy się do domu. W międzyczasie rozmawialiśmy o straconym czasie, o tym co się działo u mnie i (bez naruszania poprzedniego tematu) u niego. Znowu śmialiśmy się, jak dzieci, którymi byliśmy nie tak dawno temu. Jakby to ująć w dwóch słowach - nadrabialiśmy zaległości. W pewnym momencie Mike złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię.
- Mike, odstaw mnie na ziemię! Postaw mnie! - krzyczałam przez śmiech.
On za to cały się trząsł i aż zaczął rechotać ze śmiechu.
- Puść mnie brutalu! Ratunku, pomocy, on chce mnie zgwałcić! - śmiałam się, ale w końcu moje starania się opłaciły, bo mnie postawił.
- Już tam zaraz zgwałcić - wyszczerzył się do mnie jak wilk na widok zwierzyny. - Prędzej bym cię zjadł, kotku.
- Dobra dobra, ale chociaż mnie uwolniłeś - uśmiechnęłam się zadowolona, bo już zdążyłam przywyknąć do tych jego tekstów.
- Jesteś pewna? - zapytał, lekko zniżając głos, do tej jego charakterystycznej chrypki.
- Najpierw będziesz musiał mnie złapać - pokazałam mu język i rzuciłam się biegiem.
- Jak sobie życzysz - usłyszałam, kiedy tylko ruszył za mną.

Teen Wolf - Nowy początek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz